Oficjalnie cztery rozdziały do końca tej historii. Rozdział, który oddaje dziś w wasze ręce jest przełomowy, wyjaśnia tak wiele, ale też sporo komplikuje. Myślę, że teraz zrozumiecie lepiej bohaterów, nagle sny Lou staną się tak oczywiste, róże i ich symbolika zostanie wyjaśniona, a zachowanie Harry'ego, to wszystko co poczuł do Lousa, nabierze jeszcze więcej sensu. Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni, że polubicie mój pomysł na tę historię i losy bohaterów. To od początku było zaplanowane, od pierwszego słowa ta opowieść miała wyglądać w ten sposób. Rozdział jest naprawdę długi, więc miłego czytania i jak zawsze dajcie znać, co sądzicie :)
Czekał na wiadomość od Gemmy, ale ta nie nadchodziła. Może to był dobry znak, nie mogła niczego znaleźć, więc ich rodzina nie była wplątana w żaden zamach stanu. Mijały kolejne dni i zaczął czuć jakiś spokój, który dawał mu nadzieję, że był w błędzie i niepotrzebnie się zamartwiał. Wiedział, że miał skłonności do przesadzania i teraz pewnie też niepotrzebnie zestresował siostrę, która przewracała cały dom do góry nogami w poszukiwaniu czegoś co nawet nie istniało.
Dziś miało odbyć się spotkanie z młodymi poddanymi. Było przekładane przez bardzo długi czas, ale Louis stale uczestniczył w spotkaniach Rady i ku jego niezadowoleniu to co istotne musiało poczekać. Cieszył się, że król podzielał jego radość na to spotkanie. Harry tak dawno nie rozmawiał z młodymi ludźmi, tęsknił za swoją pracą, za tym uczuciem, że robi coś pożytecznego i istotnego dla innych osób. Teraz obserwował Louisa, który podziękował garderobianemu i stojąc przed dużym lustrem w złotej ramie, samodzielnie zakładał marynarkę. Wszyscy woleliby spotkać się w ogrodach, ale pogoda na to nie pozwalała, było deszczowo i chłodno, więc musieli zadowolić się zieloną salą w której mieli porozmawiać i zjeść późny obiad. Harry poprawił mankiety jasnej koszuli, które wystawały spod granatowego swetra, który narzucił na siebie zamiast marynarki. Nie chciał wyglądać poważnie i pretensjonalnie wśród dzieci i nastolatków, wiedział, że Louis musiał być elegancki i zdystansowany, ale on chciał być sobą na tyle na ile mógł.
- Obserwujesz mnie – król nie spojrzał w jego stronę, ale na jego cienkich wargach błąkał się ledwie widoczny uśmiech.
-Wydaje ci się – zacisnął usta, chcąc powstrzymać śmiech. Widział jak Louis unosi swoją brew, nadal wpatrując się w swoje odbicie w szklanej tafli.
- Zarzuca mi pan kłamstwo czy niedopatrzenie, panie Styles?
- Zawsze kiedy się ze mną drażnisz, mówisz do mnie po nazwisku, zapominając, że już się tak nie nazywam – zauważył, nie kryjąc już śmiechu, który dźwięcznie rozbrzmiał w ich apartamencie. – Jeśli już to pan Tomlinson i zarzucam ci jedynie prowokowanie mnie.
- Proszę cię – Louis przewrócił oczami i ruszył powoli w jego stronę. – Zauważyłem tylko, że mój mąż mnie obserwuje, nie ma potrzeby zachowywać się tak nieśmiało – podszedł na tyle blisko, by ich nosy otarły się o siebie.
- Nie jestem nieśmiały, chciałem tylko żebyś tu podszedł – odparł, ocierając swoje usta o wargi króla, który uśmiechnął się oddając delikatny pocałunek. Czuł, dłonie Louisa, które mocno ścisnęły jego kark, przyciągając go jeszcze bliżej.
Czekał na wiadomość od Gemmy, ale ta nie nadchodziła. Może to był dobry znak, nie mogła niczego znaleźć, więc ich rodzina nie była wplątana w żaden zamach stanu. Mijały kolejne dni i zaczął czuć jakiś spokój, który dawał mu nadzieję, że był w błędzie i śmierć Arthura to był jedynie nieszczęśliwy wypadek. Poczuł uśmiech Louisa, gdy cichy jęk wyrwał się z jego ust. Mężczyzna był z siebie niezwykle zadowolony, tak jakby wydobycie tego jednego dźwięku z ust Harry'ego było ogromnym sukcesem.
CZYTASZ
The Royal Highness / Larry
FanficGdy dawny świat przestał istnieć, wrócili oni - królowie. Gdy nikt nie chciał wziąć na siebie ciężaru podejmowania decyzji, gdy rozpadły się wszystkie znane państwowe struktury, oczy wszystkich zwróciły się w stronę przeszłości. Słowo monarchia sta...