Rozdział 19: Różne Wymiary Poświęcenia

27 4 0
                                    

Sofija Shafiq należała do tego typu osób, które nigdy nie obawiały się ciemności. Już jako dziecko zaczęła czuć do niej coś na kształt sympatii. Jej introwertyczna dusza odnajdywała azyl w nieskończonej czerni oraz wszschogarniającej ciszy. W niej mogła ukryć swoje słabości przed potworami cierpliwie czekającymi aż ujawni je światło dnia. Dopiero wraz z promieniami słońca stawała się w pełni bezbronna.

Tym razem ciemność również okazała się jej sprzymierzeńcem. Tylko ona chroniła ją przed zauważeniem przez grupę śmierciożerców. Sonia starała się oddychać jak najciszej, aby wykrycie jej kryjówki było jeszcze trudniejsze. Chociaż wcale nie musiała tego robić. Czarodzieje byli tak pewni swoich umiejętności, że nie zwracali uwagi na takie drobnostki jak podejrzane dźwięki. Nawet nie użyli zaklęcia Lumos, aby oświetlić sobie drogę. To właśnie ich ostatecznie zgubiło.

— AŁA!! — ryknął jeden z nich, a niedługo potem dołączyli do niego pozostali.

Co prawda charłaczka nie widziała śmierciożerców, ale doskonale zdawała sobie sprawę jaką przeszkodę napotkali na swojej drodze. Sama kilka godzin temu rozstawiła w budynku kilkanaście pułapek na myszy. Wzdrygała się za każdym razem, gdy rozbrzmiewał charakterystyczny dźwięk maszyny. To zdecydowanie musiało boleć.

Zanim zdążyli odzyskać zdolność do logicznego myślenia i przypomnieć sobie o swoich różdżkach, zaatakowało ich stado sów. Wściekle dziobały swoich przeklinających w niebogłosy przeciwników. Sonia może czułaby się trochę winna, gdyby śmierciożercy nie włamali się właśnie do mugolskiego hotelu w celu zabicia wszystkich jego mieszkańców. W takiej sytuacji wystarczyło tylko współczucie dla ludzi, którzy podjęli bardzo złe wybory życiowe.

Sowy nie poprzestały na atakach. Dość szybko przeszły do właściwej części planu. Szybkimi ruchami wyrwały czarodziejom różdżki z rąk, aby odlecieć pohukując wesoło. Słysząc to Sonia wcisnęła przycisk na ścianie. To urochomiło alarm, który miał poinformować członków Zakonu Feniksa o powodzeniu w rozbrojeniu sług Voldemorta. Już chciała pobiec w stronę wyjścia, ale ktoś brutalnie ją do siebie przyciągnął i przyłożył różdżkę do gardła.

— A dokąd to słodki aniołku? — kobieta wyszeptała jej figlarnie do ucha.

Powrót światła nie powstrzymał czarownicy przed kontynowaniem zabawy. Najwyraźniej nie bała się potencjalnego złapania przez Zakon Feniksa. Pomimo rosnącego w sercu strachu, Sonia musiała zachować spokój jeśli chciała wyjść z tego cało. W końcu gorsze rzeczy już znosiła we własnym domu. Śmiercionośny uścisk był przy tym wręcz luksusem.

Trybiki w jej mózgu pracowały na przyśpieszonych obrotach. Jedna z niewielu kobiet należących do śmierciożerców. Młody głos co chwilę zmieniający ton, jakby cały czas wchodziła w inną rolę. Trzymała różdżkę dość niedbale. Najważniejsze, jeszcze jej nie zabiła chociaż tak kazałby zdrowy rozsądek. Ściągła nawet maskę co było już wyraźnym objawem szaleństwa. Ewidentnie bawiła się całą tą sytuacją. Opis idealnie pasował do kuzynki Regulusa, Bellatrix Lestrange.

W jej groźbach nie było nawet cienia ostrożności. Raz obluźniała chwyt, aby zaśmiać się szaleńczo, a następnym dociskała dziewczynę jeszcze mocniej. Sonia szybko zrozumiała, że umiejętność skupiania się na zadaniu przez Bellatrix, pozostawała dużo do życzenia. Nie miała nic do stracenia, więc postanowiła to wykorzystać w dogodnym momencie.

— Ej! Odsuń się od niej! — W końcu Prewettowie ją zauważyli i ruszyli na pomoc. — Ręce do góry!

Ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby Sonia mogła uwolnić ręce z uścisku i gwałtownym ruchem pociągnąć za różdżkę. Rozbrzmiał dźwięk łamiącego się drewna oraz pełen wściekłości jęk właścicielki magicznego przedmiotu. Skamieniała na chwilę niedowierzając. Na jej twarzy malowała się chęć mordu. Najchętniej udusiłaby charłaczkę gołymi rękami. I to właśnie następnie spróbowała zrobić.

Zmartwychwstanie | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz