Dla Regulusa Blacka domyślenie się, gdzie jego kuzynka mogłaby uwięzić Sofiję Shafiq, nie było zbyt trudnym zadaniem. Mógłby nawet rzec, że rozwiązanie było wręcz oczywiste. Każdy szanujący się ród czystej krwi posiadał prywatne lochy do których publicznie się nie przyznawał. Dwór Lestrange'ów nie był wyjątkiem. Przekonał się o tym będąc jeszcze dzieckiem, gdy bawił się w chowanego z Syriuszem i przypadkowo natrafił na niezbyt dobrze ukrytą komnatę. Od razu uznał, że Bella jest najfajniejszą starszą kuzynką na świecie. Teraz miał na ten temat trochę inne przemyślenia.
Poprawił swoją maskę i kaptur licząc, że nikt nie zwróci na niego uwagi. Włamywanie się do siedziby Lestrange'ów pełnego śmierciożerców graniczyło z szaleństwem. Zdrowy rozsądek raczej kazałby nie narażać się im jeszcze bardziej niż dotychczas. Jeden błąd wystarczył, aby pozbyli się go już na dobre. Jednak tym razem Regulus był naprawdę zdesperowany. Wiedział do jakich okropności byli zdolni. Dlatego nie mógł pozwolić, aby Sonia spędziła tam chociaż kilka minut dłużej. Każda groziła nieopisaną ilością bólu.
Regulus mógł już usłyszeć znudzone szepty z korytarza. Kiedy niepostrzeżenie dołączył do małej grupki, uśmiechnął się pod nosem w akcie cichego triumfu. Wcześniej domyślił się, że lochów będą pilnować świezi rekruci. Pilnowanie więźniów było poniżej godności wielkiej Bellatrix Lestrange, która zapewne była zajęta wykonywaniem ważniejszych zleceń. To nowicjusze zawsze musieli otrzymywać zadania, których nikt inny nie chciałby się podjąć. Black mógłby tylko pomarzyć o takim przydziale, ale oni pewnie by się z nim nie zgodzili. O wiele bardziej woleliby się wykazać. Biedacy nawet nie wiedzieli o co proszą.
— A cóż to za hałasy? Zachowujecie się jak banda pierwszoroczniaków! — warknął starając się zabrzmieć groźnie. — Myślicie, że służenie Czarnemu Panu to jakaś szkolna zabawa?
Rekruci wzdrygnęli się ze strachu jakby Regulus był co najmniej prawą ręką Czarnego Pana. Wyglądali na jeszcze młodszych od Ślizgona, gdy dołączył do śmierciożerców. Jedna dziewczyna, której aż z wrażenia spadła maska, mogła mieć najwyżej piętnaście lat. Natychmiast ją podniosła, zamiatając rudymi kosmykami włosów o posadzkę. Zmarszczyła słodko nosek, skrajnie zawstydzona.
— Przepraszam... My nie chcieliśmy... Tylko... odpoczywaliśmy chwilkę — mieszała się we własnych zeznaniach. — Stoimy tu od kilku godzin bez jedzenia i picia. Chcieliśmy, aby czas szybciej nam minął.
Gdyby natrafili na prawdziwego przełożonego, otrzymaliby co najmniej kilka razy Cruciatusem za lekceważające podejście do swoich obowiązków. Na szczęście Regulus nie miał zamiaru aż tak dobrze odgrywać swojej roli. Szczerze mówiąc, było mu żal tych dzieciaków. Na ich rękach nie było jeszcze Mrocznego Znaku. Najchętniej doradziłby im uciekać stąd póki jeszcze mogą. Jednak to byłoby bezcelowe, nie uwierzyliby mu zbyt zaślepieni wizją idealnego świata bez mugoli. Przynajmniej on by tak zrobił na ich miejscu.
— To wasz szczęśliwy dzień — prychnął i machnął ręką w stronę schodów. — Możecie iść na górę odpocząć przez pół godziny, a ja w tym czasie zajmę się więźniem. Mam do niego kilka ważnych pytań, które nie mogą czekać.
— Ale pani Lestrange mówiła... — zaprotestowała niepewnie rudowłosa.
— Nie obchodzi mnie co mówiła! Wynocha mi stąd natychmiast zanim stracę do was cierpliwość!
Skrajnie przerażeni nastolatkowie, uciekli w podskokach bez dłuższych protestów. Regulus odetchnął z ulgą, opierając się o kamienną ścianę. Kto by pomyślał, że to będzie takie łatwe. Nawet nie było tutaj innych więźniów, więc nie musiał się martwić o potencjalnych świadków. Trzydzieści minut zdecydowanie powinno mu wystarczyć, aby bezpiecznie wyprowadzić stąd Sonię.
CZYTASZ
Zmartwychwstanie | Regulus Black
FanfictionSą granice, których przekroczenie jest niebezpieczne; przekroczywszy je bowiem, wrócić już niepodobna Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara Regulus to klejnot w rodzinie Blacków. Od dziecka wychowywany w przekonaniu, że jest człowiekiem niezwykłym. N...