Rozdział 9: Quo Vadis?

33 4 0
                                    

Sofija Shafiq z uporem wbijała wzrok w stojące przed nią lustro. Według rad Regulusa, które niespodziewanie głęboko wzięła sobie do serca, próbowała przezwyciężyć swoje słabości. Postanowiła zacząć od małych kroków. Zanim zmierzy się z żywymi ludźmi, musiała najpierw wygrać walkę z samą sobą. Powtarzała sobie, że nie ma w tym nic trudnego. Pomimo to ponosiła na razie tylko sromotne porażki. Nie potrafiła przestać się bać chociaż naprawdę tego pragnęła z całych sił.

Powody dla których nie chciała powiedzieć Blackowi o przyczynie swojego dziwnego zachowania były dość złożone. Długie oraz dość skomplikowane, aby wyjaśnić je prostymi słowami. Jednak to właśnie każdy wrzesień najbardziej odciskał piętno na życiu Soni. Nie tylko ten w którym nie poszła uczyć się magii w Durmstrangu razem z resztą swoich rówieśników. Tamten w porównaniu z innymi był całkiem znośny jakby się nad tym głębiej zastanowić. Po prostu nie dostała głupiego listu, ale miała jeszcze jakieś poczucie własnej wartości. Potem było coraz trudniej.

Może dlatego pierwszy rok jej życia, który na szczęście zaczął się dopiero w listopadzie, był podobno pozbawiony wszelkich trosk. Zupełnie dwie różne osoby. Dużo się śmiała, a buzia nigdy nie zamykała. Dziadek z tego powodu nazywał ją promyczkiem słońca w mroźnej rzeczywistości Oslo. Nic w tym dziwnego, była długo wyczekiwanym dzieckiem i jedyną dziedziczką starego czarodziejskiego rodu. Klejnotem w koronie rodziny Shafiq. Miała być idealna w każdym calu. Niestety dość szybko zawiodła wszystkie pokładane w niej nadzieje.

Pierwszy wrzesień przyniósł Ingrid i Richardowi myśl, że z ich córką zdecydowanie coś jest nie tak. Nie rozwijała się tak szybko jak inne dzieci. Rosła wolniej oraz płakała głośniej niż powinna. Poza tym łapała dziecięce choroby, których zwykle czarodziejów omijały. Zaczęli nałogowo zaczytywać się w księgach o prawidłowym rozwoju młodych czarodziejów. Bez większego zastanowienia, zaczęli wprowadzać te zasady w życie. Nie mogli pozwolić, aby ich córka nie była najlepszą możliwą wersją siebie. Wszelkie wady były dla słabeuszy.

Jednak prawdziwe piekło zaczęło się, gdy skończyła cztery lata, a nie wykazała jeszcze żadnych czarodziejskich umiejętności. Całe miasto huczało od plotek. W Norwegii bycie charłakiem równało się ze stratą wszelkiego szacunku w czarodziejskim społeczeństwie. Sonia dziwiła się dlaczego pappa przestał opowiadać jej bajki na dobranoc. O ile wiedziała nie zrobiła niczego złego, aby na to zasłużyć. Co prawda opowieści o rodach czystej krwi przyprawiały ją o ciarki strachu, ale lubiła spędzać z nim czas. Czuć, że jest kochana. Dlatego w nocy stała pod drzwiami jego sypialni mając nadzieję, że w końcu się nad nią zlituje. Zamiast tego otrzymała całą listę nakazów i zakazów mających ją naprawić.

Pierwsza miotła. Siedmioletnią już dziewczynkę ogarnęła trema na samą myśl, że od tego czy poleci czy nie, zależy dobre samopoczucie rodziców. Była na tyle inteligentna, aby zdawać sobie sprawę, że to miał być sprawdzian opracowany na podstawie tych okropnych ksiąg. Drżała lekko ściskając rączkę. Nie chciała tego robić, bała się wysokości. Jednak pod wpływem krzyków oraz słyszanych bez ustanku gróźb, nie miała większego wyboru. Oczywiście zaliczyła spektakularny upadek. Więcej niż jeden raz. Pomimo to Richard pozwolił jej przestać dopiero, gdy przy kolejnej nieudanej próbie złamała sobie kość. Oczywiście nikt nie wysłał jej do szpitala. Zamiast tego Sonia popijała mikstury, które w smaku przypominały wymiociny. Modliła się cicho o to, aby już nigdy nie wsiąść na miotłę.

Shafiqowie zrobili wszystko, aby zachować twarz. Rok przed tym zanim Durmstrang zdążyłby odrzucić kandytaturę ich córki, zobowiązali się do nauczania domowego. Wystarczyło tylko podpisać kilka dokumentów oraz mieć odpowiednie znajomości. Tak się składało, że posiadanie w rodzinie ministra magii w tym pomagało. Poszli nawet kupić w imieniu Sofiji jej pierwszą i jedyną różdżkę. W jej dłoniach był to jednak najzwyczajniejszy patyk. Nikomu o tym nie mówiła, ale często pod osłoną nocy próbowała wykrzesać z siebie magiczną iskrę. Bezskutecznie. Nie widzieli innego wyjścia jak wysłać ją do Wmigurok. Szkoły rehabilitacyjnej dla charłaków w Londynie.

Zmartwychwstanie | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz