Prolog: Idea Czystej Krwi

181 7 0
                                    

Sześcioletni Regulus Black uwielbiał przyglądać się gwiazdom przez okno swojego pokoju. Kompletnie nie przeszkadzał mu fakt, że musiał wspiąć się na swoich małych nóżkach na parapet, gdy jego rodzice akurat nie patrzyli. Czasami w dokononaniu tego czynu pomagały mu jego dopiero co zaczynające się ujawniać umiejętności magiczne. Tym razem jednak musiał trochę się pomęczyć, ale było warto.

Niemal natychmiast przysunął swoją bladą, dziecięcą jeszcze buzię, do szyby. Świecące punkciki na niebie zdawały mu się jak zawsze mrugać specjalnie dla niego. W końcu był potomkiem najbardziej szanowanej rodziny w świecie czarodziejów. Każdy jej członek był wyjątkowy i niepowtarzalny na swój własny sposób. Nie bez powodu imiona Blacków pochodziły od nazw różnych gwiazd, konstelacji czy ciał niebieskich. Zupełnie jakby świat dawno już zapisał ich wszystkich na nieboskłonie. Sam fakt narodzin dziecka czystej krwi przypominał najbardziej doniosłe zjawiska astronomiczne. Może z Grimmuld Place nie mógł dostrzec gwiazdozbioru Lwa, ale oczami wyobraźni widział swoją gwiazdę jako najlepszą i największą z nich wszystkich. To było dla niego oczywiste. Kiedy będzie dorosły dokona wielkich rzeczy, które zmienią życia miliardów ludzi.

— Paniczu Regulusie! — Chłopiec obrócił szybko głowę na dźwięk skrzeczącego głosu starego skrzata domowego. — Co tam panicz robi? Pani Stworka byłaby zła, gdyby coś się stało paniczowi Regulusowi!

Natychmiast ruszył w jego kierunku i jednym sprawnym ruchem ściągnął na ziemię. Wyglądało to dość śmiesznie, ponieważ Regulus był od niego odrobinkę wyższy. Pomimo to nie wstydził się objąć go z całej siły i złożyć na pomarszczonej głowie krótki pocałunek. Wiedział, że jednym takim czułym gestem kupował jego lojalność na długie lata. Jednak nie taki miał cel. Mogło się to wydawać dziwne, ale kochał swojego wiernego sługę całym swoim małym serduszkiem z wzajemnością.

Kiedy skrzat wyszedł, on leżał już bezpiecznie pod miękkim kocem. Nie zamierzał spać, przynajmniej przez jakiś czas. Miał nadzieję, że w takim wypadku mama wejdzie do pokoju i opowie mu jego ulubioną bajkę na dobranoc. Słyszał ją już tysiące razy, ale nigdy mu się nie nudziła. Zupełnie inaczej niż jego starszy brat, nienawidzący każdej opowieści spływającej z ust Walburgi Black. Syriusz w takich chwilach zaczynał rzucać poduszkami i błagał, aby oszczędziła jego biedne uszy. Kompletnie nie miał gustu.

W końcu usłyszał zbliżające się kroki, a następnie skrzypienie otwieranych drzwi. W progu stanęła kobieta o ostrych rysach twarzy, skorych do wyrażania gniewu i gęstych czarnych włosach. Jednak na widok swojego najmłodszego syna natychmiast się rozpromieniła. Ku szczęści Regulusa usiadła na skraju łóżka i delkiatnie przejechała palcami po jego przydługich czarnych włosach.

— Nie możesz zasnąć skarbie? Może opowiedzieć ci bajkę o rodach czystej krwi, abyś poczuł się lepiej? — Niemal natychmiastowo pokiwał głową nie mogąc się już doczekać.

Walburga zaczęła spokojnym głosem swoją niezmienną opowieść. Dawno, dawno temu gatunek ludzki był podzielony wyłącznie na dwie kategorie. Ludzie niezwykli posiadali niezwykłe umiejętności, a ich rolą było zapanować nad światem zarówno magicznym jak i niemagicznym. Trzymal się oni z daleka od jednostek zwykłych zwanych mugolami i dbali o przekazywanie czystości krwi z pokolenia na pokolenie.

Niestety całkiem niedługo nadeszły czasy, gdy czarodzieje odeszli od tak dawna pielęgnowanych wartości i zaczęli mieszać się z pospólstwem. Rody czystej krwi stawały się rzadkością, a na ich miejscu zaczęli pojawiać się mieszańce oraz mugolaki. Regulus wzdrygnął się na samą myśl jakie to musiało być obrzydliwe. Mugole znacznie różnili się od czarodziejów. Mieli ograniczone zdolności umysłowe oraz byli nadzwyczaj brzydcy. Zupełnie jak nieokrzesane zwierzęta. Jak można było chcieć z własnej woli przekazać takie geny niewinnemu dziecku?

Kilka rodzin oparło się tej nowej modzie, a jedną z nich byli właśnie Blackowie. Nic nie mogło skalać czystości ich krwi. Oczywiście, aby utrzymywać całe drzewo w dobrym stanie trzeba było odcinać chore gałęzie. Pomaganie mugolom, związek z kimś kto nie jest pełnoprawnym czarodziejem czy odmienne poglądy, kończyły się wydziedziczeniem. Nawet w najlepszych rodzinach zawsze można znaleść kilku zdrajców, którzy nie mieli prawa już nigdy przekroczyć progu swojego dawnego domu. Wybrali życie pośród szlamu, więc niech chociaż nie zarażają innych.

Wtedy nadszedł czas na ulubioną część Regulusa. Podobno w niedalekiej przyszłości miał pojawić się potomek Slytherina, który wytępi coraz bardziej rozmnażających się mugoli, stanowiących dla świata wyłącznie nadmierny materiał roboczy. Zbierze najlepszych czarodziejów, aby stanowili jego armię. Na najbardziej wiernych zwolenników czekała niewyobrażalna nagroda. Jednak było coś o wiele ważniejszego. Idea o którą mieli wspólnie walczyć, warta przelania nawet morza krwi. Czystość ponad wszystko.

— Jeżeli będziesz przestrzegał naszych zasad i zawsze będziesz wierny wyłącznie rodzinie, kiedyś będziesz mógł przyczynić się do chwały Blacków. Staniesz u boku potomka Slytherina i naprawisz ten zepsuty świat — oznajmiła Walburga z pewnością w głosie. — Największa próba wierności będzie na ciebie czekać właśnie w Hogwarcie. Jest tam pełno tych mieszańców i szlam. W Slytherinie raczej będziesz bezpieczny, ale chcę mieć pewność. Będziesz się od nich trzymać z daleka, mój skarbie?

— Tak mamusiu. — Chłopiec wtulił się jeszcze mocniej w poduszkę.

— Mama bardzo cię kocha — wyszeptała mu do ucha z uczuciem. — Syriusz powinien brać z ciebie przykład. Nie zasługuje na bycie pierworodnym rodu i nigdy ci nie dorówna. Dobranoc, mój mały słodki książę.

— Mamo, poczekaj — wydusił z siebie w ostatniej chwili. — Czy każdy członek rodu czystej krwi rodzi się czarodziejem?

— To bardzo rzadkie skarbie, ale czasami się zdarza. Mugole kradną magię małym czarodziejom, aby wszczepić ją we własne potomstwo lub są owocem zdrady ze szlamem. Nazywamy je charłakami. Zwykle są dość ułomni i niedorozwinięci. Dlatego nie przyjmuje się ich do Hogwartu. Trzeba ich usuwać zanim nie zakażą całego drzewa genealogicznego. Ale nie musisz się tym martwić. Ty jesteś idealny pod każdym względem.

Kiedy Walburga wyszła z pokoju, Regulus jeszcze przez chwilę rozmyślał nad słowami matki. To musiało być straszne mieć rodziców za czarodziejów, a urodzić się z brudną krwią mugoli. Na szczęście u niego już zaczęły się ujawniać umiejętności magiczne, więc mu to nie groziło. Nadal mógł przyczynić się do oczyszczenia świata ze szlamu. Powoli odpływając w sen widział siebie samego jako jednego z wykonawców woli potomka Slytherina. Nie wiedział, że za kilka lat jego największe marzenie stanie się najgorszym koszmarem, z którego nigdy nie będzie w stanie się obudzić.

Zmartwychwstanie | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz