I #3 Byle jak pisać...

23 4 4
                                    


 Kiedyś funkcjonowało chętnie powtarzane przez lubiące porządek mamy lub inne osoby powiedzenie, że bałagan na biurku oznacza też bajzel w głowie, a przez to łatwo klasyfikowano kogoś jako kiepskiego ucznia albo pracownika

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedyś funkcjonowało chętnie powtarzane przez lubiące porządek mamy lub inne osoby powiedzenie, że bałagan na biurku oznacza też bajzel w głowie, a przez to łatwo klasyfikowano kogoś jako kiepskiego ucznia albo pracownika. Dzisiaj wiemy, że niekoniecznie tak jest, bo patrząc przez analogię puste biurko musiałoby oznaczać pustkę w głowie...? 🤔 No chyba nie...

Cytat z fiszki od przytoczonego powiedzonka różni się tym, że słowa zapisane są finalnym produktem naszego umysły. Biurko – zagracone i zawalone papierzyskami albo z wyczyszczonym do zera blatem – mówi prędzej o czyichś preferowanej metodzie pracy czy postępach w procesie. Niektórzy lepiej wykonają swoje zadania, kiedy mogą rozłożyć się na każdej możliwej powierzchni i "łączyć kropki" na bieżąco, a inni wolą skupić się na tym jednym, jedynym zadaniu przed nosem, bez zbędnych rozpraszaczy wokół i wtedy praca idzie im najszybciej. Poza tym chwilowo większy wizualnie chaos to naturalny element procesu kreatywnego. Natomiast to, co napisane... 😅

Zwłaszcza jeśli spojrzymy wstecz, w czasy bez komputerów i drukarek, a niedużo wcześniej – również bez maszyn do pisania, które nawet jeśli się pojawiły, to nie były wcale takie tanie i łatwo dostępne, zrozumiemy, jak istotne stawało się wcześniejsze przemyślenie, cóż chcemy zapisać, zanim jeszcze za tę czynność się zabraliśmy. Papier także bywał towarem ekskluzywnym, zwłaszcza dla mało zamożnych, a nie znających tajników jego wyrobu. Na marnowanie go mogli więc sobie pozwolić ci, których było na to stać.

To wszystko sprawiało, że próbowano jak najwięcej błędów i niedociągnięć eliminować jeszcze na etapie myślenia, by to, co chce się ostatecznie utrwalić na papierze, było jak najdoskonalsze. A jeśli istniała spora szansa na popełnianie przez piszącego błędu, stosowano inne materiały pisarskie.

Na przykład moja mama posiadała cały jeden (!) zeszyt na prace domowe przez pierwsze lata szkoły – żadnych corocznych ćwiczeń albo elementarza z linijkami pomocniczymi. Pierwsze litery stawiała w szkole specjalnym rylcem na odpowiednio spreparowanej tabliczce, przypominającej dawną czarną tablicę szkolną, którą ścierało się mokrą szmatką i po wyschnięciu używało ponownie. Za to w domu praktykowała pisanie na zewnątrz – patykiem na piasku albo na śniegu, o ile miała na to czas pomiędzy obowiązkami gospodarskimi. W zeszycie zapisywała tylko gotowe zadanie domowe oraz polecenia podyktowane przez nauczycielkę. Brzmi jak bajka z innego świata, prawda? Albo jak historia rodem z "Ani z Zielonego Wzgórza"... ale nie, to była polska wieś niedługo po drugiej wojnie światowej, gdzie ta (bardzo ekologiczna nawiasem mówiąc) praktyka wynikała z powszechnej biedy. Choć trzeba przyznać, że nie była ona zbyt motywująca, bo nie pozwalała na śledzenie swoich postępów w czasie. Jedynym dowodem pozostawały dziecku utrwalone umiejętności.

Dzisiaj nie wyobrażamy sobie nauki bez podręczników, ćwiczeń oraz zeszytów (chyba że w marzeniach, gdzie nie są nam już potrzebne, bo nauki mniej albo ich ciężar zastąpiły pojedyncze urządzenia elektronicznej jak tablety). Praktycznie w każdym większym sklepie możemy kupić ryzę papieru, karteczki samoprzylepne lub zeszyt, czy po prostu użyć apki do robienia notatek. Elektroniczny papier jeszcze chętniej przyjmie to, co wyklepiemy na klawiaturze. Mało tego – Wattpad oraz mnóstwo innych portali pozwala nam niemal natychmiast opublikować w sieci to, co stworzyliśmy, by inni mogli przeczytać...

...i dlatego łatwiej nam zignorować wagę jakości naszych tekstów. Kiedyś traktowaliśmy słowo pisane jako naszą wizytówkę, która wystawi nam świadectwo niesione w czasie i przestrzeni. Dzisiaj? – Nie znamy dnia ani godziny, jak ktoś jednym klawiszem skasuje nasze konto oraz całą twórczość na nim zawartą (pamiętajcie!, backup prac to życie!). Dlaczego więc mielibyśmy nadal przykładać taką samą wagę do tego, co wypuszczamy z naszej głowy oraz spod palców...?

Odpowiedź jest bardzo prosta:

Ponieważ wysiłek intelektualny, który wkładamy, by stworzyć wyższą jakość tekstu, zwraca się nam z nawiązką. I to nie tylko w postaci dobrze dopracowanego utworu oraz rozwoju językowego, lepszego wysławiania się czy sprawniejszego komunikowania swoich myśli i odczuć (inteligencja emocjonalna 😉), ale także w postaci rozwoju umiejętności zrozumienia sedna i logicznego formułowania wniosków na podstawie przesłanek (a to rzecz – powiedziałabym – konieczna zarówno w naukach ścisłych, jak i zwyczajnym życiu).

Mózg to tak wyjątkowy i ogromnie złożony organ, a umysł – instrument, że ciężko przewidzieć, jaki wpływ na nie wywierają pojedyncze działania. Nie powinno jednak zaskakiwać, jeśli stwierdzę, że powtarzanie procesu myślowego (a to się właśnie dzieje, kiedy korygujemy samych siebie i poprawiamy swoje błędy w tekstach) buduje w nas pamięć długoterminową i wyrabia skrót myślowe czy odruchy (lub też intuicję), przyśpieszając późniejszą pracę nad podobnymi w jakiś sensie problemami oraz pozwalając na nasz dalszy rozwój. Częścią tych benefitów jest radzenie sobie z coraz większymi wyzwaniami oraz podświadome rozpoznawanie wzorców działania różnych procesów.

Dlatego warto zwracać za każdym razem uwagę na jakość tekstu, który publikujemy, tu czy gdziekolwiek indziej. Nie dość, że w ten sposób tworzymy sobie lepszy wizerunek, to poprzez wkładany na bieżąco wysiłek do tego obrazu dorastamy. Poprawiając się przed publikacją, nie tylko porządkujemy odpowiednie szufladki w głowie, lecz też rozwijamy umiejętności we wszystkich spokrewnionych z obszarach.

Spoglądając na temat z drugiej strony z pewnością zauważycie także inną znaczącą zależność: tworząc po linii najmniejszego oporu, produkujemy mierność i miernością się otaczamy, utrwalając w sobie oraz otoczeniu przyzwolenie na zaniżanie standardów. Zaś dbając o zapis swoich wypowiedzi, motywujemy ludzi wokół nas własnym przykładem do bycia lepszymi.

Zwróćcie uwagę na to, jak wyglądają komentarze osób piszących i porównajcie je z poziomami ich tekstów. Bardzo często niedbałość w komentarzach jest zapowiedzią byle-jakości utworów. I nie mam na myśli tylko literówek czy innych językowych błędów (innymi słowy zbędny chaos w warstwie tekstowej), ale właśnie problemy z fabułą, budowaniem wiarygodnych postaci czy wykraczaniem poza prezentację przekalkowanego po raz któryś, pojedynczego wątku w każdej kolejnej pracy. Jeśli to możliwe, bo ta osoba ma kilka prac, zerknijcie w nie i spróbujcie wyśledzić, czy i jakie zrobiła postępy. Czy można powiedzieć, że jej warsztat się rozwinął z czasem, czy może raczej zwinął...? 🧐

Spójrzcie też, jaki poziom wypowiedzi przeważa w komentarzach pod tymi pracami. Kto dominuje? Kogo przyciągają do siebie osoby piszące niedbale...? Ludzi, którzy zainwestują w nich swój wolny czas oraz energię, by im pomóc w rozwoju, czy osoby poszukujące szybkiej, łatwej i wymagającej minimalnego wysiłku intelektualnego rozrywki, dla których największym problemem jest "kiedy next?" albo "kiedy sex?"... 😼 Czy w ogóle trafi się choć jedna osoba pierwszego typu...?

Przyzwolenie sobie na niechlujność, na brak wysiłku moim zdaniem więzi człowieka na tym samym poziomie i utrudnia też tym wokół niego awansowanie wyżej. Bo i po co się starać, skoro po wejściu między wrony wystarczy krakać jak i one...? 🤨

I tu pojawia się jedno fundamentalne pytanie: Co oczekujemy zyskać z pisania?

Bo jeśli zależy nam jedynie na szybkim zdobyciu sporej uwagi, to przecież w zupełności wystarczy krakanie – byle tylko częściej i głośniej od innych, a zlecą się tłumy. Ale jeśli nasze ambicje sięgają dalej, to cóż nam po tych tłumach, skoro działają bardziej jak kotwica ściągająca w dół niż rozwojowa trampolina...? 😅

Z tą refleksją nad sobą, światem oraz benefitami trenowania swoich procesów myślowych Was pozostawiam. I do zobaczenia w kolejnej fiszce! 😊





P. S. (22.08.2024)

W mediach dodałam opublikowany w sieci fragment programu radiowego z wierszem Tadeusza Różewicza "Przyszli zobaczyć poetę", który również porusza refleksję nad bylejakością: myślenia, pisania, działania...

Myślę, że ciekawie słucha się, jak poeta recytuje własny tekst i co w nim wtedy akcentuje. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wyszukać utwór w formie spisanej, aby się nad nim dłużej pochylić, zadumać... Moim zdaniem – naprawdę warto.

Fiszki PisarskieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz