~ rozdział 19 ~

204 18 9
                                    

Gdy wciąż obrażony Mycroft opuszcza Baker Street w towarzystwie Gavina, Sherlockowi nie pozostaje nic innego jak przeprowadzanie czystej dedukcji. Tak więc przez Pałac Pamięci przewijają się coraz to nowsze scenariusze, zakładające w większości przypadków tragiczną śmierć Johna lub jego. Z irytacją chwyta za skrzypce i pociąga smyczkiem po strunach. Z instrumentu wydostaje się wyjątkowo żałosna, zawodząca nuta.

Nie. John przeżyje. Wszyscy inni też, nawet ten gamoń, Anderson. Po prostu detektyw potrzebuje odrobiny odpoczynku, po co zakładać od razu najgorszą możliwą wersję...

Odpoczynek... Tak, zdecydowanie potrzebuje teraz snu. Automatycznie udaje się w kierunku sypialni, lecz zatapiając się w miękką pościel zauważa brak pewnego bardzo istotnego elementu. Johna.

Ile czasu temu wyszedł? Pół godziny temu, a może więcej? Z pewnością powinien już wrócić, gdyby szedł załatwić coś poważnego to na pewno by o tym powiedział. Brunet podrywa się gwałtownie z łóżka z świtającą mu gdzieś z tyłu głowy myślą, że coś jest nie tak. 

Wraca do salonu i skanuje pomieszczenie wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na czymś, czego zdecydowanie nie powinno tu być - telefonie Johna.

Blondyn zawsze i wszędzie bierze ze sobą to małe, metalowe urządzenie. Nie ma szans, żeby tym razem wyjątkowo go zapomniał. Może to jakiś znak? Może przeczytał coś, co zestresowało go w takim stopniu, że naprawdę o tym nie pomyślał?

Powoli podchodzi do telefonu i odblokowuje go. Hasło jest beznadziejnie proste, to aż rozczarowujące. Watson naprawdę nie potrafił wymyślić czegoś kreatywniejszego, niż "SHERLOCKED"? 

Wchodzi w ostatnią wiadomość, którą otrzymał mężczyzna. Numer nieznany. Treść SMSa sprawia, że urządzenie wypada mu z ręki.

Wybiegając z mieszkania potrąca po drodze zdezorientowaną panią Hudson.

~~~

Zdyszany kończy swoją morderczą wspinaczkę po schodach, bo oczywiście winda musiała ulec awarii. Na dachu Landmark Pinaccle dostrzega Watsona w towarzystwie Eleanor Clarke. Kobieta mierzy do niego z pistoletu.

- Sherlock, jak cudownie cię widzieć! Zakładaliśmy się właśnie z twoim doktorkiem ile czasu zajmie ci dotarcie tutaj. W takim razie chyba mogę już przejść do rzeczy - mówiąc to blondynka przystawia broń do skroni blondyna. 

Holmes panikuje, jednak nie pozwala sobie na jakąkolwiek reakcję. Przyjmuje swój pokerowy wyraz twarzy i z delikatnym, chytrym uśmieszkiem podchodzi do nich.

- Nie chcę cię zasmucić, ale trochę mnie rozczarowałaś - mówi z przekąsem - serio? Zastrzelisz Johna, ja się załamię psychicznie i stoczę na samo dno, popadając ponownie w narkotyki? To takie... przewidywalne. Oczywiste. Każdy inny morderca zrobiłby dokładnie to samo - dłoń Clarke zaczyna niebezpiecznie drżeć - to do ciebie nie pasuje, Eleanor. Nie jesteś taka. Poprzednie zabójstwa były dopracowane, dokładne i niebanalne. Rzucałaś mi wyzwanie. Teraz chcesz zakończyć swoją wieloletnią grę jednym wystrzałem z pistoletu? Nie wspomnę już nawet o policji, która depcze ci po piętach. Ile za to dostaniesz? Niech zgadnę... Dożywocie?

Kobieta powoli opuszcza dłoń, wciąż jednak zaciskając kurczowo palce na swoim czarnym rewolwerze. 

- Nie znasz mnie, Sherlocku Holmesie. Byłam dla ciebie zbyt banalną zagadką do rozwiązania. Teraz okazuje się jednak, że po prostu jej nie sprostałeś. 

- Jeśli mogę się wtrącić... - zaczyna nieśmiało Watson, przypominając im o swojej obecności.

- Nie! - krzyczy jednocześnie detektyw i morderczyni. Lekarz rzuca oskarżycielskie spojrzenie.

SOMEBODY || JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz