~ rozdział 8 ~

291 25 21
                                    

Ostanie dwa tygodnie były dla Johna istnym koszmarem. Po tym, jak Sherlock stracił przytomność w jego ramionach tamtego dnia, razem z Gregiem eskortowali go do szpitala policyjnym radiowozem.

Przez chwilę myślał, że detektyw umrze. Na własne oczy widział rozległość obrażeń. Lekarze nie chcieli nic mówić, trzymając ich w niepewności przez kilka długich godzin, przeprowadzali masę operacji i zabiegów.

Pamięta, jak pani Hudson ściskała go za dłoń, gdy czekali na korytarzu. Potem zjawił się Mycroft, któremu oczywiście wygadał się Lestrade. Nie winił go za to, w końcu to starszy brat Holmesa.

Wszyscy oczekiwali wyniku, którego jednak nie spodziewali się usłyszeć.

Śpiączka.

Nie wiadomo było, czy Sherlock kiedykolwiek się wybudzi. Watson pamięta każdy dzień, który spędził przy łóżku przyjaciela. Przez pierwszy tydzień nie opuszczał go nawet na chwilę (z wyjątkiem toalety). Prawie nic nie jadł, choć ich gospodyni próbowała wciskać w niego swoje wypieki. Wszyscy byli zmartwieni, jednak mieli swoje życie. On nie miał niczego poza Sherlockiem.

Wtedy pierwszy raz w życiu zobaczył, jak Mycroft płacze. Robił to ukradkiem, szybko wycierając łzy w drogą, granatową chusteczkę. To było trzy dni po porwaniu.

On sam nie miał już siły płakać. Pierwszego dnia wypłakał z siebie wszystkie możliwe łzy świata, a później już tylko patrzył nieobecnym wzrokiem na twarz bruneta, w myślach nakazując mu się wybudzić. Czasem czytał mu kawałki swojego bloga, z nadzieją, że go usłyszy.

Jego prośby zostały wysłuchane. Szesnastego dnia dał się namówić pani Hudson na kubek kawy. Wyszedł na chwilkę, a kiedy wrócił, Sherlock był już przytomny!

To był zdecydowanie najlepszy dzień w jego życiu.

~~~

Watson otwiera drzwi pod adresem Baker Street 221B i zmęczony dzisiejszym dniem wita się z panią Hudson. Uchyla drzwi do ich mieszkania i zauważa Sherlocka, który w amoku biega po pokoju od ściany do ściany, gadając do siebie.

- Musi istnieć jakieś rozwiązanie. Po sznurkach do celu... Wykorzystam Mycrofta! Tak, zdecydowanie tak. A jeśli? Nie... Nie sądzę. Tylko John...

- Widzę, że potrafisz sam się sobą zająć - śmieje się John, wchodząc do pokoju - powinieneś jednak leżeć w łóżku, a nie biegać po salonie. 

- Jawn, ile razy muszę ci jeszcze powtarzać, że czuję się świetnie? Wypisali mnie trzy dni temu!

- Wypisali cię pod warunkiem, że będziesz odpoczywał. Znaczy leżał i pił herbatę.

- Stymulowanie mojego umysłu poprzez dedukcję to dla mnie najlepsza forma wypoczynku. Bezczynne leżenie mnie męczy.

- Możesz sobie dedukować na leżąco. W tej chwili pod kołdrę! - rany, zapomniał już jaki jego współlokator potrafi być irytujący. Trzeba się nim opiekować jak małym dzieckiem. 

Sherlock z irytacją siada w fotelu i narzuca na siebie koc. To mu musi na razie wystarczyć.

- Musimy działać, John. To znaczy ja muszę - mówi głos spod koca - ktoś na mnie poluje. Będzie próbował mnie zniszczyć, pozbawiając wszystkich, na których mi zależy.

- Czy Sam Collins nie dał ci jakichś wskazówek, kto to może być? Inicjały, wygląd, cokolwiek? - lekarz zmartwiony siada w swoim fotelu.

- Żadnych, tylko tyle że ma fortunę i siatkę przestępczą gotową na każde jego zawołanie. Ktokolwiek to jest, na razie planuje pozostać w ukryciu. 

SOMEBODY || JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz