Przenika go wilgoć i smród psującego się mięsa. Czuje, że coś łaskocze go po twarzy.
- AAAAA! - wrzeszczy, widząc, że to szczur. Podskakuje tak gwałtownie, że zwierzę wylatuje w powietrze i przestraszone odbiega. Gdzie on jest?
Rozgląda się, dochodząc do wniosku, że leży na kupie śmieci pośrodku obozowiska bezdomnych. Próbuje sobie przypomnieć, jak się tu znalazł, odnaleźć choć nitkę myśli, która zaprowadzi go na właściwy trop.
Jak przez mgłę widzi pociąg, Sherlocka, potem ulice Londynu... Nagle wszystko sobie przypomina. Przerażony wstaje i szuka wzrokiem detektywa. Panikuje nie widząc go nigdzie w okolicy. Uczucie to wzmaga się, gdy kątem oka zauważa zbliżających się bezdomnych - idą niczym zombie, w zwolnionym tempie. Otaczają go. Zaczyna szybko oddychać, gotów do walki lub ucieczki. Wtedy jednak jeden z nich, najstarszy, przemawia;
- Ty jesteś John, przyjaciel pana Holmesa, prawda? - blondyn obdarza go nieufnym spojrzeniem. To może być kolejna pułapka. Postanawia jednak zaryzykować.
- Tak, to ja - odpowiada cicho, w nadziei, że nic mu nie zrobią.
- Sherlock wiele dla nas zrobił. Nigdy mu się za to nie odpłacimy - tłum za nim pomrukuje z aprobatą - jak możemy ci pomóc? Wyglądasz, jakbyś nieźle oberwał w głowę.
Czy oberwał? Nie, pamięta tylko że Sherlock padł jak zabity a chwilę później on sam poczuł gigantyczną senność. Nagle dociera do niego, że jego detektyw jest w niebezpieczeństwie. Ktoś go porwał, pewnie jeden z wrogów przeszłości lub kolejny wielki gracz. Być może właśnie go torturują... Nie, John nie może o tym myśleć. Czuje, jak jego ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz.
- Sherlock jest w niebezpieczeństwie, ktoś go uprowadził. Musicie mi pomóc. Proszę, być może ktoś z was widział auto, które stąd odjechało? Czarny SUV, to musiało być jakoś o... piętnastej, szesnastej? - zaczyna panikować, mimo woli wyobrażając sobie, co może się dziać z jego przyjacielem.
- Oczywiście, sprawdzimy to. W tym czasie jednak może odprowadzimy cię do waszego mieszkania? Jest noc, a to niebezpieczna okolica. Ja cię rozpoznałem, ale możesz już nie mieć tyle szczęścia... - kto by pomyślał, że ten wrak człowieka może się okazać takim miłym staruszkiem? No tak, najwyraźniej Sherlock pomyślał. Pierwszy raz w życiu John dziękuje Bogu za to, że ten ćpał. Najprawdopodobniej również ostatni...
- Dziękuję. Nasze rzeczy... Chyba ich już nie odzyskam. Ale to nie jest teraz ważne. Muszę znaleźć Sherlocka - z tyłu wyłania się dwóch młodszych mężczyzn.
- To chyba należy do was? Znaleźliśmy to niedaleko ciebie - John jest naprawdę wdzięczny, ale w tej chwili jedyne, o czym jest w stanie myśleć, to gdzie do cholery znajduje się detektyw.
~~~
- John, skarbie! Ależ ja się o was martwiłam, tak długo was nie było... - pani Hudson wita go u wejścia z tacą pełną herbatników - a gdzie Sherlock? Mieliście małą sprzeczkę? Jesteście taką zgodną parą, na pewno się pogodzicie, nie martw się... - widząc rozbiegany wzrok Johna, staruszka nabiera jednak podejrzeń - gdzie ty byłeś, brałeś coś? Och, wiedziałam, że nie powinnam was puszczać samopas, wiedziałam... Kiedy Sherlock wróci, skarbie? Przygotuję wam herbatę...
- Pani Hudson! - w końcu udaje mu się wtrącić w monolog kobiety - Po pierwsze, nie jestem gejem. Po drugie, nie pokłóciliśmy się, a po trzecie - Sherlock został porwany.
- Co? To niemożliwe, jest na to za mądry!
- Najwyraźniej porywacz jest jeszcze mądrzejszy. Musimy go znaleźć, pani Hudson. On jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Poprosiłem znajomych bezdomnych, zdobędą dla mnie informacje gdzie odjechał samochód. Oczywiście nie mamy pewności, czy to ten, ale... - do gospodyni dopiero dociera, że to wydarzyło się naprawdę. Zszokowanej opada jej szczęka.

CZYTASZ
SOMEBODY || Johnlock
FanficA co gdyby Sherlock Holmes nie musiał pozorować swojej śmierci? Gdyby Jim Moriarty nigdy nie istniał, a John nie poznałby Mary? A co jeśli... detektyw również ma uczucia? W dodatku intensywniejsze, niż ktokolwiek byłby w to w stanie się spodziewać...