~ rozdział 5 ~

288 24 16
                                    

- Pokojówka hotelowa wyznała nam, że podczas pobytu pan oraz John Watson zajęliście pokój z małżeńskim łożem. Ponadto dodała, że nie kryją panowie swojego związku. Co pan na to, panie Holmes?

Sherlock po raz pierwszy w swoim życiu nie ma pojęcia, co powiedzieć. Stoi nieruchomo, nie potrafiąc wydusić z siebie ani słowa. Mijające sekundy wydają się trwać godzinami. Detektyw czuje na swoich plecach spojrzenie Johna. 

Przecież on go zabije. Tak bardzo zależało mu na tym, by nikt nawet nie pomyślał, że jest gejem.

Musisz coś zrobić. Jakoś zareagować. Na pewno da się to jakoś wytłumaczyć.

Po prostu zaprzeczy. W końcu to tylko jego słowo przeciw słowu Caitlin. Może mu uwierzą?

To dziennikarskie hieny. Już za późno, jutro będzie o tym na pierwszych stronach gazet.

Ale nie może tak po prostu tego powiedzieć, to nawet nieprawda. 

Zrób to dla Johna.

W końcu, po chwili ciągnącej się w nieskończoność, wydusza z siebie tylko dwa słowa;

- To brednie - po czym odwraca się na pięcie i wchodzi z powrotem do hotelu. Mija Johna, który ma szok wymalowany na twarzy, jakby wciąż nie dowierzał w to, co się właśnie wydarzyło.

- Sherlock! Poczekaj! - krzyczy za nim, próbując go dogonić. Pozwala mu na to, kiedyś będą musieli o tym porozmawiać. To mogło by nadejść trochę później, ale przecież jest już dorosły - poradzi sobie z konsekwencjami.

Watson do niego dobiega. Nie jest zły, a przynajmniej nie sprawia takiego wrażenia. Sherlock ze zdziwieniem dostrzega na jego twarzy coś na kształt współczucia? Do niego?

- Przykro mi, że musiałeś na to odpowiadać. Przecież to nie twoja wina, że ktoś im tak nagadał - pociesza go blondyn, zrównując się z nim - to pewnie ta cała Caitlin do nich pobiegła. 

- Przepraszam, John. Gdyby nie ja, nie robiliby z ciebie geja w gazetach.

- Wiesz, w sumie to... I tak robili to już wcześniej. Nie zmienisz tego, oni się żywią takimi plotkami - blondyn poklepuje go po ramieniu - chodź, wracamy do Londynu. Tylko niech ten tłum się rozjedzie, nie chcę ich już dzisiaj oglądać.

- Wiesz co? - Sherlock mimowolnie uśmiecha się pod nosem - pani Hudson nie da nam teraz spokoju. Mój brat z resztą też.

- Ech, trochę zajmie przetłumaczenie im tego... Jedno jest pewne - nie ważne, ile razy powiem pani H., że nie jestem gejem, ona i tak zawsze wie swoje.

- To akurat prawda. Ta kobieta miała o wiele ciekawsze życie niż my obaj razem wzięci. Ona nie odpuszcza.

~~~

Z powrotem znajdują się w pociągu, tym razem jednak wracają do Londynu. Pomyśleć, że wystarczył tylko jeden dzień na rozwiązanie sprawy. Sherlock mógłby powiedzieć, że już odczuwa nudę gdyby nie to, że wraca do miasta, w którym wszyscy go teraz szukają. Nie chce nawet wiedzieć, ilu intruzów musiała już wypędzić z Baker Street pani Hudson. Biedna staruszka.

John znosi całą sytuację całkiem dobrze, a na pewno nie tak źle, jak sobie to wyobrażał. Aktualnie siedzi naprzeciw niego, skupiony na redagowaniu swojego bloga. 

Pewnie pisze o sprawie w hotelu. Albo nadrabia z Jamesem Cooperem. 

To dobrze, że jest zajęty. Sherlock może swobodnie odpłynąć do Pałacu Pamięci. Nie mija jednak nawet kilka minut, a zauważa podejrzanego mężczyznę, który dosiadł się na poprzedniej stacji. Dokonuje szybkiej dedukcji. 

SOMEBODY || JohnlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz