- Zaczekaj chwilkę. Muszę coś wyjaśnić - rzuciłam, szybko kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Alkohol, który wypiłam wcześniej nie odebrał mi w pełni trzeźwości, jednak wystarczał by nieco podnieść pewność siebie. Jednak czy było mi to w tym momencie na rękę? Cóż, niedługo się przekonam - myślałam, podczas stawiania twardych kroków przez nie krótki korytarz budynku.
*****
Zaraz po przejściu przez ogromne drzwi wcześniej wspomnianej "wierzy księżniczki" niemal co nie dostałam latającą porcelaną, z której nasz histeryk pił wcześniej herbatę bądź inne gówno.
- Val, co do kurwy!? - usłyszałam poirytowany głos Voxa, który niemal natychmiast zbliżył się w moją stronę. - Nic ci nie jest? - spytał przejęty.
- Nie - odparłam krótko, marszcząc brwi w stronę ćmy.
- Myślałem, że wyraziłem się jasno, mówiąc że chcę tu tylko Voxxiego - powiedział, zaraz po wypuszczeniu różowego dymu z ust.
Przewróciłam gałkami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- I twoim zdaniem jest to powód by robić na mnie zamach? - Zaczęłam. - Durniu! Za tydzień przyjęcie, jakbyś kurwa uszkodził mi twarz, to własnoręcznie bym cię zajebała! - Krzyczałam.
Miało wyjść łagodnie, jednak gdy tylko ujrzałam jego mordę, od razu wiedziałam że plan ten nie ma prawa się ziścić. Przez ostatni czas Valentino dość mocno mnie wkurzał. Z resztą, kogo ja oszukuję? Wkurwiał nas wszystkich, a dzisiejszy dzień był jedynie wisienką na torcie, jeśli chodzi o opisanie jego napadów złości, bądź zwyczajnej histerii.
- A weź się już zamknij, przecież nic ci nie jest - odparł obojętnie.
W tamtym momencie czułam, jak robię się cała czerwona ze złości. Dałam ręce wzdłuż ciała i odruchowo zacisnęłam pięści.
- O ty kurwo.. - powiedziałam ostrzegawczo. Nie minęła chwila, gdy jak w amoku zaczęłam iść w jego stronę.
Vox najwyraźniej zobaczył mój niepokojowy stan, i szybko zdążył mnie pochamować. Jego ramiona zatrzymały mnie przed stawianiem dalszych kroków, przez co zaczęłam się wyrywać. Po kilku nieudanych próbach, jednak przestałam.
- Po czyjej jesteś stronie, co!?- rzuciłam.
Demon wzdychnął, puszczając mnie i odsuwając w przeciwną stronę od Valentina.
- Żadnej - odparł, wyraźnie z zamiarem dodania czegoś więcej. To jedno słowo jednak, zupełnie mi wystarczyło by mój gniew jedynie narósł.
- Żadnej? Żadnej!? - powtarzałam w przedrzeźniający sposób. - Nie spodziewałam się tego po tobie, Vox.
Zrobiłam moją ulubioną, obrażoną pozę i odchyliłam głowę w bok. Ponownie usłyszałam sapnięcie, które z racji że znałam jego znaczenie, sprawiło że uśmiechnęłam się w głębi duszy.
- Dobrze, Vivi. Twojej - powiedział. Nie wiedziałam czy mówił szczerze, czy rzucił tak tylko po to bym dała mu spokój, jednak średnio mnie to teraz obchodziło. Spojrzałam się w stronę ćmy, robiąc minę zwycięzcy.
- Jednak i tak uważam, że nie powinniście się kłócić - dodał.
- Przecież ja jestem zawsze pokojowa! To on jest powodem naszych sprzeczek, mnie za to nie wiń - broniłam się, za co dostałam dwa spojrzenia z jedną, uniesioną w górę brwią.
- No dobra. Może nie zawsze - dodałam szybko.
Vox potrząsnął głową, po czym wzrokiem dokładnie przeskanował naszą dwójkę. Widać było, że coś mu chodzi po głowie.
- Vivi, usiądź. - Poprosił. Tak też zrobiłam i zajęłam miejsce naprzeciw histeryka.
Teraz mogłam jedynie czekać na to, co powie dalej.- A więc Val.. - zwrócił się w jego stronę, niemal że wypalając dziurę w jego twarzy tym swoim spojrzeniem. - Co sprawiło, że akurat tydzień przed rocznicą musiałeś rozpierdolić dla Velvette studio? - spytał. Nie krzyczał, jednak jego ton mówił sam za siebie. Ja również spojrzałam się na Val'a, będąc nieco ciekawa co odpowie.
Fakt, coś tam szeptał o jego duszy - Angel Dustcie, jednak nie wiedziałam czy było to w pełni prawdą. W końcu Val to Val. Zawsze mógł rzucić byle co, tylko po to by usprawiedliwić się ze swoich złych czynów i robić je dalej.
Nie małe zdziwienie więc wymalowało się na mojej twarzy, gdy demon powiedział dokładnie to samo, co jeszcze nie tak dawno temu na dole.- Ta szmata Angel.. on spierdolił! - Wykrzyczał.
- Zwolnił się? - Dopytywał Vox.
- Nie! Uciekł, rozumiesz!? - odparł szybko, rzucając kolejną rzeczą, którą tym razem okazała się być szklanka.
Skrzywiłam się lekko na dźwięk tłuczonego szkła, następnie wstając z kanapy.
- Dobra, dość. Usłyszałam co chciałam, więc na mnie już pora - powiedziałam. Zrobiłam to tylko dlatego, by przypadkiem nie oberwać falą złości naszego histeryka. W przeciwnym razie, zostałabym znacznie dłużej i jedynie czekałabym na odpowiedni moment, by mu najebać.
Podeszłam w stronę drzwi, a wychodząc przez nie dodałam jedynie - Mam nadzieję, że jak się już ogarniesz to przeprosisz zarówno mnie jak i Velvette. - Po tym zdaniu wyszłam, specjalnie trzaskając drzwiami z impetem.
Szczerze powiedziawszy, dziwiłam się sama sobie, skąd nagle wzięło się we mnie tyle rozsądku. Jak już mówiłam, miałam ochotę zwyczajnie mu najebać, a przerodziło się to w zwykłe, końcowe i nawet grzeczne zdanie, wypowiedziane bez ani grama agresji. Jedynie z żalem, który jako tako zastosowałam z nadzieją, że do Vala jednak coś trafi i zrobi mu się choć odrobinę przykro.
Odpowiedzi jednak nie poznałam. Zaraz po opuszczeniu pomieszczenia, skierowałam się prosto do salonu, gdzie czekała już na mnie grzesznika. Przywitałam ją jak zawsze małym uśmiechem, jednak ona odziwo odwzajemniła go jedynie zadrwieniem z mojego widoku.
- Z czego się śmiejesz? - spytałam zarówno zmęczona, jak i zirytowana.
- Sprawa, bądź raczej osoba którą miałaś wyjaśnić był Val, prawda? - powiedziała.
Spojrzałam się na nią wzrokiem mówiącym "jak do kurwy można zadać tak oczywiste pytanie", ostatecznie i tak przytakując głową.
- I w trakcie "wyjaśniania go" byłaś ubrana.. w to? - Dziewczyna w końcu nie wytrzymała i wybuchnęła wielką falą śmiechu.
Spojrzałam się na ubrania, a po krótkiej realizacji zorientowałam się, że wciąż miałam na sobie tą cholerną sukienkę.
- Weź mnie nawet nie dołuj - wymamrotałam, zsuwając się plecami po zagłówku kanapy.
Byłam na tyle zmarnowana, że miałam już wywalone na to, jak wyglądałam. Ostatecznie i tak znikomy rumieniec pojawił się na mojej twarzy, jednak jego stopień był na tyle mały, że dość szybko zniknął.
- Dasz mi coś na zmianę? - Spytałam.
Vel chyba domyśliła się, że wcale nie mam ochoty na droczenie się bądź żartowanie. Dlatego też, na moją prośbę szybko dała mi przygotowaną wcześniej koszulkę wraz z krótkimi, czarnymi kolarkami. Wzięłam od niej ubranie bez słowa, zbierając się jeszcze z dobrą minutę by pożegnać się z wygodną kanapą. Dopiero wtedy wstałam i powolnym krokiem poszłam do najbliższej toalety.
CZYTASZ
Alastor x Reader l Hazbin Hotel
RomanceA co gdyby członków Vees była czwórka? Vivienne (ty), czyli jedna z potężniejszych overlordów pewnego dnia postanawia zemścić się na odwiecznym wrogu swojej kampanii, Alastorze. Plan jednak nie do końca idzie tak jak powinien, a dziewczyna zaczyna m...