-14-

59 4 2
                                    

- Ależ nie ma za co, mój drogi. To mój obowiązek! Nie mogę pozwolić, by któremuś z hotelowych gości stała się krzywda podczas pobytu - odparł.

Przytaknęłam głową, wydając krótkie i średnio świadome - m-hm - w komplecie z przytaknięciem głową.

- No dobrze. A teraz wybaczcie, ale muszę was opuścić. Zebranie wzywa - rzekł.

Zebranie, zebranie, zebranie.. - ostatnie słowa zaczęły puszczać mi się zapętlone w myślach. To one sprawiły, że błyskawicznie otrzeźwiałam. - A no tak, kurwa! Zebranie włodarzy!

- Która godzina? - Spytałam szybko Charlie.

- Czyli wszystko z tobą okej, tak? Nic cię nie boli, nie oberwałeś? - Dopytywała zmartwiona.

- Charlie, która godzina? - Powtórzyłam, już nieco bardziej stanowczo i wyraźnie.

- Piętnasta czterdzieści - na pytanie odpowiedział mi Angel.

- O kurwa. - Zdążyłam jedynie przeklnąć, zanim całkowicie się ogarnęłam. - Przepraszam, ale muszę gdzieś pilnie iść. Pa!

Tak szybko jak tylko mogłam wybiegłam z tego jebanego hotelu, udając się prosto oczywiście do wieży Vees.

*****

- Kurwa, sory za spóźnienie - powiedziałam, zaraz po wtargnięciu do biura Velvette.

- Ty jeszcze nie przebrana? - Zaśmiała się, z nutką irytacji.

Odczepiłam spinki i zdjęłam perukę, kładąc ją na szafkę obok. Vel patrząc na moje nieudolne próby zdjęcia dalszych części ubioru, podeszła do mnie i w dość brutalny sposób odwaliła tą całą robotę zamiast mnie.

Nie całe dziesięć minut później, stylizacja była już zdjęta i rzucona w pierwszy lepszy kąt. Średnio był czas na specjalne składanie jej do ładu. Założyłam pierwszą lepszą ciemną sukienkę przed kolano, którą wcześniej przygotowała mi dziewczyna. Ta szybko przeczesała mi włosy, podczas gdy ja podkreślałam oko tuszem do rzęs. W ten oto sposób, korzystając z lekko agresywnej współpracy, byłam już gotowa do wyjścia. Co prawda, najlepiej to ja nie wyglądałam, jednak w końcu było to tylko głupie spotkanie, nie impreza.

Miałam już zamiar wstawać z krzesła, na którym odbywało się to całe zamieszanie, jednak gdy już się podnosiłam, poczułam jak obrywam lekko w ramię z otwartej dłoni.

- Co ty taka nerwowa? - Spytałam, wywracając gałkami.

- Nie wiesz? - Odpowiedziała pytaniem, zawierającym dość spore wyrzuty w moją stronę.

- Skąd mam wiedzieć? Całe wczorajsze popołudnie i noc spędziłam w hotelu. Wtargnęłam tu z nie całe dwadzieścia minut temu, a ty nawet ani razu nie spytałaś jak mi idzie z planem - powiedziałam, również już nieco mniej przyjemnym tonem.

- Rocznica jest za trzy dni. Mam nadzieję, że już odwaliłaś swoją robotę - powiedziała, nieco unikając odparcia na moje zarzuty.

- Tak, odwaliłam. - Przyznałam. - Dlatego nie powinnaś się tak spinać. - W trakcie mojego mówienia, przyjaciółka podsunęła mi zakryte, już damskie szpilki pod nogi. Wtedy zrozumiałam sens tego całego klepnięcia mnie, bym nie wstawała.

- I już nie pamiętasz, co mi obiecałaś? - Podniosła brew, patrząc jak zmieniam obuwie.

Uniosłam na nią głowę z pytającym wzrokiem. Musiałam się trochę wysilić, by przypomnieć sobie co ma na myśli. - Pomoc przy kreacjach.

- Dosłownie udaję jakiegoś chłopa Aidena. Przed Alastorem. PRZEZ NASTĘPNE PARĘ DNI! Myślałam, że ta rola zwalnia mnie z obowiązków w pomocy. Z resztą jak ty to sobie wyobrażasz, co? W środku dnia mam wychodzić z hotelu, by tu przychodzić i ci pomagać? Jak wyjaśnie to dla księżniczki i reszty? - Mówiłam.

- A jak wyjaśniłaś to, że teraz tu jesteś? - Spytała.

Zamilkłam. W końcu, nie zrobiłam tego. Jeszcze.

- Nooo.. Na razie nic im nie mówiłam, ale jak wrócę to coś wymyśle - odparłam, nieco ciszej niż do niedawna.

- Dobra, nie ważne. Ten jeden raz ci daruje - w końcu odpuściła, na co odetchnęłam głośno z ulgą. Nieco się dziwiłam, że tak łatwo poszło, jednak oczywiście nie miałam w intencjach ciągnąć tematu.

- Skoro przegadane, to chodźmy już na to spotkanie. Mamy dobre pół godziny spóźnienia - oznajmiłam, korzystając z dobrej chwili.

- Pfft - machnęła ręką. - I tak nam nic nie zrobią. Z resztą, założę się że nawet się mnie tam nie spodziewają, nie mówiąc już nic o tobie. Byśmy tam pewnie nie szły, gdyby nie to. - Podkreśliła ostatnie słowo, wyciągając odciętą głowę anioła. Z szyi wciąż kapała złocista krew.

Zamarłam.

- On.. Zginął w piekle? - Spytałam niepewnie.

- A jak sądzisz? - Odparła, wywracając gałami.

- Demony go zabiły.. mam rację? - dodałam. W odpowiedzi dostałam lekkie skinięcie głową.

- O mój..! To by znaczyło, że.. da się z nimi walczyć, da się je pokonać! Można w ten sposób zapobiec eksterminacji - wycedziłam, przez usta zasłonięte dłonią.

- Wiem. Mam w głowie tą samą myśl. Dlatego tam idziemy, przemówić tym frajerom do rozsądku - Odparła.

- A wiesz kto to zrobił? - Spojrzałam się na odcięty łeb.

- Mam podejrzenia. - Wzruszyła ramionami. - Chodźmy - rozkazała następnie.

Po raz drugi postanowiłam wstać z krzesła. Na szczęście tym razem, moja próba podziałała bez oberwania od Velvette. Wyszłyśmy ze studia, a następnie z wieży. Wsiadłyśmy do limuzyny Vees, z którą już całe szczęście nie musiałam się kryć.

- Mogę to? - Spytałam, znajdując jakieś sztuczne futro, należące prawdopodobnie do dziewczyny. Przyznam, że czułam się nieco łyso w drobnej sukience na ramiączkach, a taki dodatek nieco by mnie uzupełnił.

- Ta, bierz - odparła krótko, bardziej skupiona na patrzeniu w swój telefon.

- Z kim tak piszesz? - Zapytałam, po zauważeniu jak zawzięcie stuka w dolną część ekranu dwoma kciukami.

Przed odpowiedzią, usłyszałam dźwięk wysyłania wiadomości. Dopiero wtedy Vel odłożyła komórkę obok siebie, szybką do dołu i wymamrotała ciche - z nikim. Wzruszyłam ramionami, z lekka ignorując ten fakt. Spojrzałam się jedynie na łeb, który dziewczyna trzymała na dystansie w limuzynie. Po odnowieniu sobie tego widoku, poczułam jak napięcie powoli zaczyna się we mnie buzować.

- Mówiłaś, że masz podejrzenia - powoli zaczęłam początkować temat do rozmowy, chcąc wyłudzić jak najwięcej informacji.

- Owszem, mam - potwierdziła. Uniosłam brew w górę, rzecz jasna domagając się rozwinięcia. Ku mojemu zdziwieniu jednak, go nie dostałam.

- No mów. Jakie? - Powiedziałam z odrobiną irytacji. Droga do miejsca spotkania nie była długa, a mi zależało na tym, by nie być zieloną w temacie.

- Carmilla Carmine, ta jędza co prowadzi całe to gówno - powiedziała w końcu, z wyczuwalną niechęcią.

- Pierdolisz - wymamrotałam w niedowierzaniu. Carmilla? Serio? Wiedziałam o niej na tyle dużo, by jej nie znosić, jednak w życiu nie podejrzewałabym owej grzeszniczki o morderstwo kogoś z nieba. Miałam dopytywać dalej, jednak wtem pojazd się zatrzymał.

- Jesteśmy - oznajmił nasz kierowca. Zdążyłam jedynie popatrzeć się zszokowanym wzrokiem na Vel, ostatecznie odpuszczając z tematem. Założyłam wcześniej wspomniane, bordowe futro z czarnymi sercami, otwierając drzwi od auta.

Wysiadłam, czekając aż moja przyjaciółka zrobi to samo. Jednak rzecz którą ta uczyniła, totalnie wybiła mnie z rytmu.

- Wybacz Viv, wypadło mi coś. Dasz radę sama, prawda? To do później - zdążyła powiedzieć, w tym samym momencie rzucając głowę anioła pod moje nogi. Drzwi z powrotem się zatrzasnęły, a limuzyna odjechała niemal z prędkością światła.

Patrzyłam się na to wszystko, czując jakby odebrano mi zdolność do trzeźwego myślenia. Czy na prawdę zostałam wystawiona? Przez Vel? W TAKIEJ SYTUACJI?


Alastor x Reader l Hazbin HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz