Poczułam wielokrotne wibracje dochodzące z mojej małej torebki. To one nieco wyrwały mnie z transu, sprawiając, że sięgnęłam po telefon. Sms od Velvette, bo kogo by kurwa innego.
Od: Velcia
Pamiętaj by poruszyć temat tego anioła
Od: Velcia
A, i jakby coś o nas pytali, to jesteśmy w chuj zajęci
Od: Velcia
Bo w sumie tak jest
Zmarszczyłam brwi, niemal co nie wydając wrzasku nienawiści do tych jebanych wiadomości.
Do: Velcia
Czy ty sobie kurwa ze mnie żartujesz?
Od: Velcia
Oh, daj spokój. To twój nie pierwszy raz. Wygranij im jak zawsze i tyle, nie oszczędzaj się w słowach
Do: Velcia
Nie żyjesz jak wrócisz.
Napięcie włożyłam, a bardziej wrzuciłam komórkę z powrotem do torebki, po czym wzięłam łeb do ręki. Dość naburmuszona wjechałam windą na odpowiednie piętro, wchodząc z buta w miejsce spotkań. Ciężko było nie zauważyć masy spojrzeń, wpatrujących się w moją osobę. Nie przejęłoby mnie to, gdyby w śród nich nie było również wzroku radiowego jelenia.
- Oh, Vivienne. Miło, że jesteś - powiedziała Carmilla. Po jej tonie jednak, łatwo było można stwierdzić, że jej słowa z prawdą nie miały za dużo wspólnego.
- Ta, ta. Sory za spóźnienie i takie tam - powiedziałam, rozsiadając się wygodnie na jedynym wolnym krześle, wprost na przeciw demonicy. Mimo iż starałam się być obojętna, wręcz nie mogłam pozbyć się myśli, że wciąż jestem dokładnie obserwowana przez tego śmiecia.
W końcu mnie, jako Vivienne, widział on po raz pierwszy od siedmiu lat. Ciekawe, co czuł. Co pomyślał.
- Twoi.. kompani również się zjawią? - Dopytała.
- Nie. - Machnęłam ręką. - Mają lepsze gówno do roboty niż siedzenie na tym durnym spotkaniu.
- Jasne. - Odrzekła krótko i średnio zadowolenie.
Gdy uwaga wszystkich ponownie powróciła na grzeszniczke, która miała w zamiarze kontynuować, zapewne wcześniej zaczętą prezentacje, ja nie mogłam już wytrzymać i wbiłam wzrok wprost na Alastora. Dziwnie mi było.. Nie wiem czemu, w końcu nawet z nim rozmawiałam i to jeszcze dziś. Ale robiłam to jako Aiden, tak? Niby byłam tą samą osobą, jednak w praktyce było inaczej. Co za cholernie dziwne zjawisko..
Vivienne, w co ty się wpakowałaś?
Tak czy inaczej, doskonale wiedziałam, że muszę zrobić to, o co poprosiła mnie Velvette. W końcu sama czułam wewnętrzną chęć rozwiązania sytuacji, nie mówiąc już nawet nic o zapewej furii dziewczyny, gdybym nie spełniła jej prośby.
Wyciągnęłam rękę w górę i pomachałam nią parę razy. Usłyszałam niezadowolone wzdychnięcie, a następnie zgodę na mówienie, wypowiedzianą z ust Carmine.
Zamiast jednak wygłaszać jakąś przemowę, bądź sugestię, czego za pewne oczekiwała odemnie kobieta, jedynie wyciągnęłam wcześniej zachachmęcony łeb z pod stołu i rzuciłam go wprost na blat. Wzdychy i ogółem odgłosy zdziwienia można było usłyszeć teraz w całej sali.
- Skąd to masz? - Spytała podejrzliwie.
Wzruszyłam ramionami z nutką wrednego rozbawienia - Zapewne z niedawnej eksterminacji - odpowiedziałam. W końcu prawda była taka, że nie zbyt wiedziałam skąd dokładnie jest głowa. Dlatego musiałam lecieć na żywioł.
- Jeśli te świętowate głupki mogą zostać zabite, to zmienia zasady gry - dodałam. - Możemy się bronić, walczyć, zabijać dalej. Z chłopcami i Velvette zapewne opracujemy szczegółowy plan - Gdy miałam mówić dalej, siorbanie jednego z demonów zagłuszyło tą ciszę między przerwą.
Był to zapewne wysoki, czarno zielony demon, trzymający w tej chwili filiżankę herbaty, z której dochodziły dźwięki.
- To zabawne, że chcecie opracowywać jakikolwiek plan walki z tak nędznym dowodem - powiedział.
- Nędzny dowód? - Zadrwiłam. - Przed tobą leży jebany, zdechły egzorcysta. To ci nie wystarcza?
- Nie mamy żadnego dowodu, że owy zabity został z rąk demona. Jeśli zaczniemy działać bez jakiejkolwiek wiedzy, anioły mogą to wykorzystać. Wygrać ponownie. - Odrzekł.
Przytaknięcia i wymiany zdań między pozostałymi demonami rozległy się po całym pomieszczeniu. Ja zaś zauważyła, dziwny wyraz twarzy Carmilli, na który uśmiechnęłam się wrednie.
- Oh, rozumiem. A więc dziadeczek jest zbyt wystraszony by walczyć, więc nie ma w tym wszystkim celu, tak? - Powiedziałam chytrym głosikiem.
- Zważaj na słowa, bachorze! - Wtrąciła się Carmine, czego z resztą się spodziewałam. - Nie będziesz się tak zwracać do Zestial'a.
Pokręciłam oczami, wiedząc że zaczyna się jej typowa gadka. W końcu jak wiadomo, nie jest to moje pierwsze spotkanie, a z poprzednich wyrobiłam sobie wystarczający status, by Carmilla nie przepadała za moją obecnością. Można by w sumie rzec, że ani moją, ani żadnego z pozostałych Vees. No może po za Voxem, on prowizorycznie podchodził do spraw w nieco bardziej profesjonalny sposób. Ale Velvette? Valentino? Niech babka się cieszy, że nie przyszliśmy tu całym składem.
- Czy ty na prawdę oczekujesz, że będziemy siedzieć cicho i słuchać tych twoich gadek? - Dodała.
Ponownie zachichotałam z wyczuwalną wredotą w głosie. - Myślę, staruszko, że to nie we mnie jest tu problem. Nie macie prawa zrobić nic ani mi, ani dla Vees. Jesteśmy nietykalni. - Mówiłam. - Od kiedy to tak potężnych włodarzy jak wy, strach obleciał, co? Ja się kurwa walki nie zamierzam bać, jełopy!
- Nie ma co walczyć, bez wystarczająco dużej wiedzy - wtrącił średnio pewnie Zestial.
- I ty się kurwa dziwisz, że nie mam ani do ciebie, ani do pozostałych choć krzty szacunku? Ja jedna zdziałałabym więcej od was wszystkich razem wziętych. - Odparłam.
Może i moje ego wyjebało aktualnie poza skale, ale miałam powód. Wszystko działało mi na nerwy, a ponad to, nie byłam w stanie zrozumieć ich toku myślenia. Egzorcystów da się zabijać. Wystarczy się im postawić i walczyć, a nie kulić ogony i czekać cierpliwie aż to oni zajebią nas. Ponownie spojrzałam się na Carmillę, w głowie mając podejrzenia, o których mówiła mi Velvette.
- Ty i reszta Vees jesteście niekompetentnymi, zarozumiałymi egocentrykami, co nie wiedzą kiedy przestać - stwierdziła kobieta, z wyczuwalną z kilometra frustracją.
- Ktoś tu się wkurwił, co? Widzisz, nie rozumiem po jaki chuj tak bardzo jesteś przeciwna wojnie. To w końcu po to są te twoje bronie, które tworzysz! Przez twój stresik mogę podejrzewać, że doskonale wiesz co stało się z tym o. - Nogą szturchnęłam odciętą część ciała egzorcysty, korzystając z faktu że z poczucia aż wlazłam na stół.
- Koniec spotkania! - Zarządziła głośno i wyraźnie, unikając przy tym odpowiedzi na moje wszystkie teorie.
Velvette ma rację - myślałam. To Carmine zajebała anioła, a teraz gra świętą.
- Mhm. Jak se chcesz. - Wzruszyłam ramionami, po czym udałam się na wprost w stronę wyjścia. Powiedziałam co miałam, nic tu po mnie. Tym bardziej, że jak już wspominałam, lubiana przez wszystkich, oczywiście z wyjątkiem Vees, to ja zbyt nie byłam.
Na pożegnanie wystawiłam środkowy palec, nawet nie starając się by odwrócić głowę w ich stronę. - Pierdolcie się wszyscy - zakończyłam rozmowę w niezwykle kulturalny sposób.
CZYTASZ
Alastor x Reader l Hazbin Hotel
RomanceA co gdyby członków Vees była czwórka? Vivienne (ty), czyli jedna z potężniejszych overlordów pewnego dnia postanawia zemścić się na odwiecznym wrogu swojej kampanii, Alastorze. Plan jednak nie do końca idzie tak jak powinien, a dziewczyna zaczyna m...