EPILOG

56 2 0
                                    

Amili

Miałam dosyć tego, miałam cholernie dosyć tego kim jestem, kim byłam i w dupie miałam kim będę. Wcale już mnie nie interesowało moje życie. Bo żyłam tylko dla Benka. Ten maluszek nie zasłużył sobie , żeby urodzić się w takiej rodzinie, nie zasłużył, żeby mieć rodziców zapatrzonych w siebie, udających pieprzone ideały, bez skazy. Nie zasłużył, żeby tracić dzieciństwo, tak jak zrobiłam to ja. Bałam się, okropnie się bałam, że nie sprostałam jego oczekiwaniom jako siostra, zresztą żadnych oczekiwań nie spełniłam, wobec N I K O G O. Tego dnia czułam się okropnie odrzucona, po całej kolejnej awanturze z ojcem, wyzwiskami ze strony mamy, po tym jak potraktował mnie Noah i po tym jak upadłam w oczach Nilesa. Wilsona aresztowała policja i nie wiadomo, jak potoczy się jego sprawa. Ale udowodniono mu gwałt na mnie. Starałam się dopasować, dopasować się do wszystkich, ale to nie wychodziło. Całe szczęście, że rodzice pojechali na komisariat, a Benka zabrała babcia na wieś. Miałam czas wyłącznie dla siebie. Co mi po tym wszystkim? Czułam się jak gówno. Czułam się jak lalka... jak marionetka. Niepotrzebna zabawka, którą się każdy potrafił bawić do czasu. Do swojego czasu, potrafię być ładną zabawką, tą która dumnie stoi na półce. Czekając na swojego kupca. Ta nowa. Ta cenna. Wartościowa. Piękna i najlepsza. Po czasie staję się nudną lalką, zepsutą zabawką... Tą zabawką, która już się znudziła.

Chciałam zabrać myśli jak najdalej. Chciałam przestać myśleć, chciałam umrzeć. Żałuję. Żałuję, że nie potrafiłam obdarzyć Li, taką miłością jaką on by chciał, żebym mu dała. Żałuję tego idiotycznego układu, na który się pisałam na własne życzenie dla Noah. Nie chciałam tego, nie chciałam ranić Ross. Nie chciałam. Byłam ślepo zapatrzona w człowieku, który za grosz nie miał sumienia, bez skrupułów wykorzystał moje uczucia. Wykorzystał mnie do zaspokojenia swoich potrzeb. Ross nie zasługiwała na niego. Cierpiałam. Cierpiałam, bo on był tym jedynym. Minął rok. Pieprzony rok. A ja dalej łudziłam się, że wróci. Wiedziałam, że mnie niszczy, wyniszczał z dnia na dzień, wysysał ze mnie całą duszę, zabrał cząstkę i jak gdyby nigdy nic odszedł. Tęskniłam. Płakałam. Czekałam. Nie dawałam już rady. Nie potrafiłam już normalnie funkcjonować. Był gorszym narkotykiem niż ten syf co mi dawał Tony. Uzależniał. Cholernie uzależniał. Straciłam wiarę na zakochanie się. Na obdarzenie kogoś tak wielkim uczuciem, jakim darzyłam jego. Ta gra już nie była grą.

Ta tajemnica wcale nie była taka słodka.

Game over. Przegrałam. Próbowałam walczyć, dałam z siebie wszystko, zniszczyłam siebie. Leżałam w wannie, strumienie wody wędrowały po moim ciele. Za dużo tej głupiej pianki. Może i dobrze, nie zauważę, ile krwi tracę. Po chwili zauważyłam, że jednak czysta woda, już nie była taka czysta. Byłam brudna. Brzydziłam się sobą. Coraz więcej czerwonego płynu. Za chwilę miałam zamienić się w trupa... Żałowałam, że nie pożegnałam się z Li. Żałowałam, że nie zdążyłam powiedzieć, że był najlepszym przyjacielem, że dzięki niemu dawałam radę, bo on jako jedyny wierzył we mnie i kochał mnie bezgranicznie.

Nie miej mi za złe Li, kochałam cię, ale jako brata.

Moje serce już zawsze miało należeć do Noah. Do tego pieprzonego egoisty.

Przerwałam swoje przemyślenia. Wibrował mi telefon. Li... Zdążyłam przeczytać jego nazwę na wyświetlaczu, nie wiedziałam co mam zrobić. Impuls zrobił swoje. Odebrałam.

– Halo? – powiedziałam, próbując powstrzymać łzy, które ociekały po moich policzkach.

– Gdzie kurwa zniknęłaś? Od rana kontaktu z tobą nie ma. Amili, nie wkurwiaj mnie, co jest? Gadaj! – Powiedział to tak groźnie, że aż się wystraszyłam.

– Nic mi nie jest. A raczej, już nie będzie. – Wydusiłam lekko zdanie z ust, nie miałam siły, lekki na uspokojenie chyba zaczynały działać. Traciłam powoli kontrolę nad sobą.

– Słońce, powiedz mi, co ci jest? – Brzmiał tak niewinne.

– Li, nie chcę żyć, mam dosyć, przepraszam. – Powiedziałam to... cholera zrobiłam to. Nikt nie miał się dowiedzieć...

Literki migotały mi na wyświetlaczu telefonu, pamiętam, że zdążyłam przeczytać tylko:
,,Błagam nie rób nic głupiego, już jadę do ciebie".

Krew spływała mi po całym ciele. Tęskniłam za Noah. Kurwa. Nawet ostatnie sekundy mojego życia traciłam na myśleniu o człowieku, który złamał mnie na miliard kawałków.

Już nie dało się ich zebrać. Skleić. Naprawić. Miałam już umrzeć. Odpłynęłam.

I zapłaciłam swoim życiem za tą słodką tajemnicę.

Ciąg dalszy nastąpi

Słodka Tajemnica I ZAKOŃCZONE IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz