Muzyka Wieczoru

389 22 18
                                    

Była już kolacja, kiedy Bartek zdecydował się zejść na dół. Przez cały dzień unikał rozmów z rodziną, zamknięty w swoim pokoju, próbując uporządkować myśli po wydarzeniach z festiwalu. Gdy otworzył duże drzwi od pokoju, zimne powietrze z klimatyzacji domu uderzyło go w twarz. Przeciągnął się, odrywając wzrok od okna, za którym słońce powoli znikało za horyzontem. Czekała na niego kolacja – niewygodna i formalna, jak zawsze.

Zszedł po schodach, wykonanych ze szkła, które lekko skrzypiały pod jego ciężarem. Dom emanował luksusem, co było typowe dla jego rodziny. Każdy szczegół wystroju był dopracowany do perfekcji – zimny marmur, nowoczesne meble, subtelne oświetlenie. Wszystko to było częścią świata, który Bartek znał od urodzenia, ale w którym nigdy do końca się nie odnajdywał.

Przy stole siedziała jego rodzina. Matka, jak zwykle elegancka, z nienagannie ułożonymi włosami i delikatnym makijażem, uśmiechnęła się na jego widok. Ojciec, wciśnięty w ciemny garnitur, przeglądał wiadomości na tablecie, a jego młodsza siostra wpatrywała się w ekran telefonu, nie zwracając uwagi na to, co działo się dookoła.

Bartek odsunął krzesło i usiadł na swoim miejscu, nie mogąc uciec od tego dziwnego uczucia, które zawsze towarzyszyło mu przy rodzinnych posiłkach. Wszystko było zbyt uporządkowane, zbyt sztuczne. Czuł się, jakby odgrywał jakąś rolę w przedstawieniu, w którym nie chciał uczestniczyć.

— Dzień dobry, synu — odezwała się jego matka, przerywając ciszę. — Jak ci minął dzień?

— W porządku — odparł chłodno, próbując ukryć swoje myśli. Cały dzień zastanawiał się nad Faustyną, nad tym, co się wydarzyło wczoraj na festiwalu. Nie mógł przestać myśleć o jej uśmiechu, o tej chwili, kiedy trzymał ją w ramionach i próbował niezdarnie tańczyć.

Rozmowa przy stole toczyła się leniwie. Jego ojciec narzekał na sytuację w pracy, a matka opowiadała o planach na weekend. Jednak temat szybko zszedł na coś, co zmroziło Bartka.

— Wiesz co, Andrzej? — zaczęła jego matka, zwracając się do ojca. — Ta dziewczyna z naprzeciwka, jak ona ma na imię? Faustyna? Wydaje mi się, że jej matka znów ma problemy zdrowotne. To takie przykre, ale cóż, taka już ich rodzina. Zawsze mieli pod górkę, biedactwa.

Bartek poczuł, jak coś w nim narasta. Wspomnienie o Faustynie sprawiło, że jego uwaga natychmiast skupiła się na rozmowie.

— No cóż, biedacy zawsze mają trudniej. — mruknął jego ojciec, nie odrywając wzroku od tabletu. — To ich problem. Słyszałem, że jej matka jest poważnie chora. To smutne, ale może to najwyższy czas, żeby sprzedali ten dom i znaleźli coś bardziej odpowiedniego dla swojej sytuacji. Tacy ludzie tylko obniżają wartość naszego sąsiedztwa.

Słowa ojca wbiły się w Bartka jak ostrza. Jak mogli tak mówić o Faustynie i jej rodzinie? Znał tę narrację – pieniądze, prestiż, status społeczny – wszystko to, co jego rodzice cenili ponad wszystko. Ale teraz, kiedy poznał Faustynę, te słowa wydawały mu się niesprawiedliwe i okrutne.

— Nie wydaje mi się, żeby była taka zła... — przerwał nagle, patrząc na matkę, a potem na ojca. — Faustyna wcale nie jest problematyczna. To po prostu dziewczyna z sąsiedztwa, a wy mówicie o niej, jakby była jakimś problemem.

Jego ojciec opuścił tablet, patrząc na niego z wyraźnym niezadowoleniem.

— Bartek, nie mieszaj się w to. — powiedział chłodno. — Powinieneś trzymać się z dala od takich ludzi. Nie przystoi ci zadawać się z kimś, kto nie pasuje do naszego środowiska. Zrozum to. Nie chcemy, żebyś przez to przynosił wstyd rodzinie.

Bartek poczuł, jak złość zaczyna w nim wrzeć. Z każdą chwilą coraz trudniej było mu kontrolować swoje emocje. Jak mogli tak mówić? Jak mogli tak oceniać kogoś, kogo nawet nie znali?

„Loving u is a losing game "Where stories live. Discover now