Jesień nadeszła, jakby cicho skradając się po uliczkach, zostawiając wszędzie swój kolorowy ślad. Powietrze było rześkie, chłodne, a wiatr delikatnie szeleścił wśród złocistych liści, które opadały z drzew, tworząc miękki dywan na chodnikach. Kamienice, jak co roku o tej porze, były przystrojone lampionami, a na schodach i podwórkach wszędzie stały dynie — tradycja, której nikt nie mógł się oprzeć. Pomarańczowe, żółte i czerwone barwy dominowały w krajobrazie, jakby cała natura uzgodniła, że nadszedł czas na zmianę szaty. Liście wirujące w powietrzu przypominały mi o przemijaniu. Każdy krok po tej ścieżce pełnej kolorowych liści był jak przypomnienie, że lato naprawdę się skończyło.
Byłam z mamą w kuchni. Przygotowywałyśmy naszą tradycyjną zupę dyniową według przepisu babci. Zapachy unoszące się z garnka były jak ciepłe wspomnienia, które otulały całe mieszkanie. Zupa dyniowa była czymś więcej niż tylko potrawą. To był rytuał, który co roku na nowo budował naszą więź, przypominając mi, że mimo wszelkich zmian, są rzeczy, które pozostają stałe.
Zapach ulotnił się w powietrzu, rozprzestrzeniając się po każdym zakamarku domu, wypełniając go ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Latarnia na parapecie automatycznie się włączyła, co oznaczało, że wieczór nadchodził szybciej, niż bym chciała. Na horyzoncie widziałam, jak światło latarni morskiej na Riwierze zaczyna migotać, a w oddali rozbrzmiewały krzyki mew. Uwielbiałam ten dźwięk, jakby przypominał mi o tym, że morze jest blisko, nawet gdy go nie widziałam.
Podbiegłam do okna, z trudem powstrzymując ekscytację, i wpatrywałam się w panoramę. Słońce powoli zachodziło, a niebo zmieniało się w spektakl ciepłych barw, od pomarańczowego po głęboki fiolet. Czułam, jak chłodne, jesienne powietrze wdziera się do środka przez lekko uchylone okno. Stałam tak chwilę, wciągając głęboko powietrze, jakby ten moment mógł zatrzymać czas, a ja mogłabym na chwilę zapomnieć o wszystkim innym.
Jesień zawsze wywoływała we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony kochałam ją za to, że spędzałam więcej czasu z mamą, gotując i rozmawiając przy stole, jedząc naszą słynną zupę dyniową i piekąc ciasto, którym pachniało w całym domu. Z drugiej strony, jesień przypominała mi o samotności, o tym, jak trudne mogą być te chłodne, ciemne wieczory, kiedy cisza staje się zbyt głośna.
Ocknęłam się i odwróciłam od okna. Czas zapalić świeczki. Wyciągnęłam moje ulubione – o zapachu mandarynki, jabłka i dyni. To był zapach jesieni, zamknięty w małych, szklanych naczyniach. Kiedy każda świeczka się zapaliła, pokój zaczął rozświetlać się ciepłym blaskiem, a powietrze wypełniło się mieszanką zapachów, które tylko potęgowały poczucie jesiennego komfortu.
Mama weszła do dużego pokoju z wielkim garnkiem zupy dyniowej. Uśmiechnęłam się, widząc ją taką zmęczoną, ale zadowoloną. Chciałam jej pomóc, ale machnęła ręką i z uśmiechem powiedziała:
„Zostaw, kochanie. Odpocznij. Zrobimy to razem, ale ja już dokończę."
Zaśmiałam się, bo to było takie typowe dla niej – zawsze miała wszystko pod kontrolą.Zasiadłyśmy razem do stołu, jak co roku o tej porze, z miskami pełnymi gorącej zupy i kromkami świeżego chleba na talerzu. Przez chwilę cisza, tylko dźwięk łyżek stukających o porcelanę. Czułam, jak zupa rozgrzewa mnie od środka, a serce napełnia się wdzięcznością za te wspólne chwile.
„Fausti, co myślisz o przyszłości? Jakie masz plany?" – zapytała nagle mama. Było coś w jej głosie, co sprawiło, że poczułam ukłucie niepokoju. Wiedziałam, że nie chodziło jej tylko o studiach czy karierę. Było coś więcej w tym pytaniu, coś, co w jej oczach błysnęło.
„Nie wiem, mamo. Jakoś o tym teraz nie myślę. Chcę po prostu, żeby wszystko było... dobrze." Moje odpowiedzi były zawsze takie wymijające. W rzeczywistości sama nie wiedziałam, co chcę. Czułam się zagubiona. Tak wiele rzeczy działo się wokół mnie, a ja czułam się, jakby świat biegł do przodu, a ja stałam w miejscu.
„A co z Bartkiem?" – zapytała mama, z błyskiem w oku. Natychmiast zrozumiałam, do czego zmierza. Odkąd wspomniałam o nim kilka razy, mama wydawała się przekonana, że coś więcej między nami się dzieje.
Zarumieniłam się, czując, jak policzki zaczynają płonąć. Bartek... Od kilku miesięcy myślałam o nim coraz częściej. Był inny niż wszyscy, z którymi wcześniej miałam do czynienia. Od jakiegoś czasu wydawał się zainteresowany mną, a jednocześnie dawał mi przestrzeń, nie naciskając na nic. Fascynował mnie. Był tajemniczy, a jednocześnie ciepły. Czułam, że chciałabym poznać go lepiej, ale jednocześnie bałam się tego, co mogłoby z tego wyniknąć.
„Nie zaprzeczysz, że coś jest na rzeczy?" – mama zaśmiała się, próbując przełamać moją ciszę.
Westchnęłam, czując, jak emocje się we mnie zbierają. „Nie wiem, mamo. To wszystko jest takie... skomplikowane. Myślę o nim, ale nie wiem, czy jestem gotowa na coś więcej. Boję się."
Zaczęłam płakać. Nie chciałam, ale słowa wydawały się nie wystarczać, by opisać to, co czułam. Bartek budził we mnie uczucia, których nie rozumiałam. Z jednej strony chciałam się otworzyć, zaryzykować, dać sobie szansę na coś prawdziwego. Z drugiej strony bałam się, że zostanę zraniona, że znowu coś pójdzie nie tak.
Mama przytuliła mnie mocno, sama ze łzami w oczach. „Córciu, nie martw się. Zakochałaś się, to normalne. To piękne. Bartek wydaje się dobrym chłopakiem. Wierzę, że cię nie skrzywdzi. A on... wie o twoich uczuciach?"
Otarłam łzy rękawem, próbując się uspokoić. „Nie wiem, mamo. Znaczy, chyba wie. Ale... ja sama nie wiem, co czuję."
Mama tylko się zaśmiała, przytulając mnie mocniej. „Wszystko będzie dobrze. Musisz tylko pozwolić sobie poczuć. Nie bój się miłości."
Jej słowa były jak balsam na moje rozdarte serce, ale jednocześnie czułam, jak zagubiona jestem w tej całej sytuacji. Miłość wydawała się czymś pięknym, ale też przerażającym.
Po kolacji wstałam od stołu i poszłam do kuchni, żeby przynieść ciasto. Zapach dyni, cynamonu i wanilii wypełniał powietrze, kiedy niosłam je z powrotem do salonu. Gdy przechodziłam obok okna, coś zwróciło moją uwagę. Zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na zewnątrz.
Za oknem, w blasku ulicznych lampionów i księżycowego światła, dostrzegłam postać. Na początku wydawało mi się, że to ktoś przypadkowy, może przechodzień. Ale im dłużej się przyglądałam, tym bardziej czułam, że to ktoś kogo kojarzę. Stałam tak przez chwilę, niepewna, co powinnam zrobić. Czy to był tylko ktoś przypadkowy? A może...
YOU ARE READING
„Loving u is a losing game "
RomanceBartek, osiemnastoletni syn milionera, jest obiektem westchnień wszystkich dziewczyn. Przystojny, charyzmatyczny, zawsze w centrum uwagi. Faustyna to zwyczajna dziewczyna, która po odejściu ojca żyje z chorą matką w skromnym mieszkaniu, marząc o kar...