Krzyk Kamieni

113 15 2
                                    

Czekając na lot do nieba
Zbierając okruchy chleba
Stoisz bezradnie patrząc w mur
Za którym nic już nie ma
A kiedy wylecisz z nieba
Stacja końcowa - ziemia
Twardych kamieni głośny
To nie sen na dnie - to ich krzyk!
Widzę lot...koniec...ciemno
Słyszę krzyk - wszystko jedno!
Jeden krok - początek końca
To kamienie na dnie! To ich krzyk!

*

Teleportuję się przed dom Snape'a. Stoję przed furtką niezdecydowany, czy mam wejść, czy dać sobie spokój. Przeklinam się za swoje durne zachowanie. Przecież go znam, pracowałem z nim. Do diabła, piliśmy razem, kiedy byłem niepełnoletni, więc czemu miałby mnie nie wpuścić?

Po jakiejś minucie bezsensownych rozmyślań, otwieram furtkę i przemierzam odległość dzielącą mnie od drzwi.

Unoszę zaciśniętą w pięść dłoń i pukam. Nikt nie otwiera, więc robię to po raz drugi i trzeci. Widziałem palące się światła, więc nie mam wątpliwości, że przynajmniej Draco jest w środku. Mimo moich oczekiwań, drzwi pozostają zamknięte. Zrezygnowany odwracam się i już mam odejść, gdy słyszę szczęk zamka. Zatrzymuję się.

― No proszę. Potter, co ty tu robisz? ― Dobiega mnie niski głos byłego profesora.
Tak, Snape zdecydowanie jest w domu. Zastanawiam się, co będzie dla mnie lepsze: odpowiedzenie na pytanie czy wyminięcie go i wkroczenie do środka. Decyduję się na odpowiedź i po chwili żałuję tej decyzji.

― Przyszedłem... ― Odchrząkam i próbuję znowu. ― Tak... porozmawiać o starych dobrych czasach.

Unoszę rękę, w której trzymam siatkę z alkoholem. Patrzę na niego błagalnie. Merlinie, będąc na jego miejscu, nie wpuściłbym siebie do środka po takim wstępie. Snape jednak nie wygania mnie, tylko patrzy z uniesioną brwią, ale nie tak, jak robił to na lekcjach eliksirów. Dodaje mi to odwagi.

Nie odpowiada, ale wycofuje się, nie zamykając przy okazji drzwi. Uznaję to za zaproszenie i wchodzę do domu.

Gdy jestem w środku, czuję zapach pieczonych ziemniaków i sera.

Ściągam płaszcz, a mężczyzna odbiera go ode mnie. Muszę przyznać, że spodziewałem się, że będę musiał sam go odwiesić, co nie byłoby zresztą niczym dziwnym. Czuję się podniesiony na duchu. Zdejmuję jeszcze szybko buty i w skarpetkach kieruję się za Snape'em do przestronnego salonu. Z zaskoczeniem odkrywam, że w rogu pokoju znajduje się nawet niewielki telewizor. Nie komentuję tego.

Dwie ściany są koloru gorzkiej czekolady, a pozostałe przywodzą mi na myśl kawę z dużą ilością mleka, którą tak lubiła Hermiona. Niedaleko nas stoi jasna, skórzana kanapa i fotel w tym samym kolorze. Pomiędzy nimi znajduje się szklany stolik. W przeciwległą ścianę wbudowano prosty, marmurowy kominek, w którym wesoło płonie ogień. Jedynym akcentem, który wskazuje na połączenie właściciela z Ślizgonami są obrazy. Jeden z nich przedstawia godło domu Slytherina, na innych widnieją rozmaite wizerunki węży.

Snape ruchem dłoni wskazuje mi, bym zajął miejsce na kanapie, a on siada naprzeciwko mnie.

― Przepraszam, że wpadam tak bez zapowiedzi, ale potrzebowałem dzisiaj... ― I co ja mam mu powiedzieć? Och, Severusie jak miło cię zobaczyć po tylu latach! Niezmiernie się cieszę! Może dasz mi się wypłakać na swoim ramieniu?

― Nie wysilaj się, pewnie i tak nie wymyślisz nic sensownego. ― Uśmiecham się w duchu; rozgryzł mnie.

― Jak Draco? ― pytam, ignorując jego nieprzyjemne słowa.

― Dobrze, a jak miało by być? Nie wychodzi z domu, więc nikomu nie zaszkodzi, jeśli o to się martwisz. ― Zaciskam usta. Zdaję sobie sprawę z tego, że Snape nie wie, iż ułaskawiłem go nie dlatego, że mnie o to poprosił. Cóż, po prostu... po tych wszystkich latach oglądania śmierci, zarówno bliskich, jak i wrogów, wciąż wierzę w sprawiedliwość i zamierzam o nią walczyć bez względu na konsekwencje.

I że cię nie opuszczę | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz