Pomiędzy Niebem a Piekłem

106 7 7
                                    

Jeden mały wielki świat
Dziwny świat w szaleństwie
Oszukując rajem niespełnionych marzeń
Tutaj dzień po dniu gaśnie to co sprawia, że przemija ból

Oto mam moje małe niebo
Oto mam moje małe piekło
Oto mam moją wielką ziemię
Oto mam moje małe niebo
Oto mam moje małe piekło
Oto mam moją własną ziemię
Dlaczego spadam?

Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.

***

Siedzę, nieobecnym wzrokiem śledząc ruch wskazówek zegara.

Nie zmrużyłem oka nawet na chwilę. Nie kręciłem się po mieszkaniu, nie robiłem właściwie nic ponad siedzenie i myślenie.

Wydaje mi się być czymś w porządku taka chwila wyciszenia przed odejściem. Jest momentem na pogodzenie się ze wszystkimi błędami życia, rozliczeniem w jakiś sposób z przeszłością, co jak zauważyłem, w moim przypadku nigdy nie będzie miało tak naprawdę miejsca.

Siedząc tak ze zdrętwiałymi kończynami, tylko co jakiś czas zmieniam pozycję, a wówczas moje myśli przez pewien czas zajmuje nieznośny ból, kiedy odzyskuję w nogach czucie. Jest to prawdopodobnie efekt, którejś z ostatnich teleportacji; wcześniej jakoś żaden fizyczny ból mi nigdy nie przeszkadzał na tyle, by stał się odczuwalny. Właściwie na ten zwróciłem uwagę dopiero po czwartej przesiedzianej tak godzinie. Ale to w porządku. Skoro decyduję się na ucieczkę w tak tchórzliwy, bezbolesny sposób, to chociaż wcześniej mogę zaznać trochę tego, czego odmawia mi się od tych siedmiu miesięcy, kiedy to miała miejsce ostateczna bitwa.

Przełykam.

Za cztery dni minie kolejny miesiąc, odkąd stanęliśmy naprzeciwko siebie, obaj zdeterminowani, by przetrwać. Wciąż nie jestem pewien, co by się wydarzyło, gdybym odrzucił różdżkę. Co zrobiłby Voldemort, a co ci wszyscy, którzy na mnie liczyli.

Ilekroć się nad tym zastanawiałem, nie wiedzieć czemu, zawsze kończyłem z różdżką Toma przyciśniętą do mojego gardła. Czasami znikaliśmy w obłokach dymu, innym razem służyłem za ostatnią przeszkodę, którą należy pokonać, by w końcu zapanować nad światem, tak jak zawsze tego chciał.

Parskam na ten pomysł.

To wszystko jedno wielkie kłamstwo. Przekazywana dalej, ubarwiana myśl szaleńca. Nigdy nie chodziło o coś tak pospolitego jak władza. Chodziło o potęgę, a ona tylko była kolejnym jej elementem. W przeciwnym razie ministerstwo nie obroniłoby się przed próbą jego przejęcia.

Pamiętam, że raz zapytałem go o to, dlaczego nie zaczął od serca magicznego świata. Paraliż ministerstwa właściwie dałby mu to, czego potrzebował. Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia, które mówiło mi, że dobrze znam odpowiedź, że musiałbym być głupcem, by tego nie rozumieć. To prawda.

Bo jaki sens miałoby bycie najmroczniejszym czarownikiem wszechczasów, gdyby nikt go nie ścigał? Gdyby wszystko szło po jego myśli?

― Ale to nigdy nie będzie to, czego byś chciał, Tom ― syczę, napierając na jego dłonie. Nie cofa się, więc po chwili znowu stoimy tak, że niemal stykamy się ciałami. ― Dlaczego dałeś mi żyć przez te wszystkie lata, co, Tom? Powiem ci dlaczego. Bo potrzebujesz czuć. Potrzebujesz tego, co daje ci ściganie mnie.

Przypominam sobie, gdy te słowa opuściły moje usta. Taka była prawda. Jaką miałby satysfakcję z kolejny podbojów i rajdów, gdyby nikt go nie ścigał? Gdyby nikt nie występował przeciw niemu, chcąc z całej siły stanąć mu na drodze i przeszkodzić w realizowaniu planów?

Voldemort był zbyt pyszny, zbyt żądny uwagi, by w ogóle dopuścić do siebie myśl o tym, by miał zrobić coś tak trywialnego, jak przejęcie władzy w ministerstwie. Owszem, rozpuszczał tam swoje wici, jednak one nigdy nie sięgnęły samego ministra. Oczekiwał, że ludzie i tak za nim pójdą. Nie ze względu na tortury, nie na przymus, ale z własnej nieprzymuszonej woli, by oddać mu swój umysł i swoją magię.

I że cię nie opuszczę | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz