NieRaj

66 12 2
                                    

Bo tutaj jest strach!
To jest twój lęk przed sobą...
To jest twój plon - świat w oceanie krwi!
Bo tutaj jest krew!
Tutaj jest płacz żałoby!
Tutaj jest śmierć!
Świat w oceanie łez!

**

Zamieram, a przez moją głowę przebiega momentalnie morze myśli i naiwnych wizji tego, co się zaraz wydarzy. Sam nie wiem, dlaczego pozwalam sobie na taką głupotę, ale wyobrażam sobie, że to Severus. Że słowa, którymi mnie pożegnał, nie są jednak wszystkim, co ma do powiedzenia w tej sytuacji, że chce walczyć o coś, na czego działanie nie potrafię dać mu gwarancji. A może nigdy nie mogłem?

Nie poruszam się z dłonią zawieszoną nad dziennikiem Toma.

Czy dawanie sobie takiej nadziei ma w ogóle jakiś sens? To nie może być Severus i dobrze o tym wiem. Więc kto?

Podnoszę się na drżących nogach, przymykając na chwilę powieki. Wyobrażam sobie, co bym poczuł, gdybym po otworzeniu drzwi znalazł go przed sobą. Jak bym zareagował; czy odetchnąłbym z ulgą, czy mój żołądek zacisnąłby się na myśl o tym, co dopiero się wydarzyło. Nazwałbym się słabym i sam zrobił krok do przodu, wchodząc w jego kłamliwe objęcia czy zatrzasnąłbym drzwi. A może to on wykonałby pierwszy ruch. Nie przeprosiłby. Tego jestem pewien. Czy by mnie dotknął? Tylko po to, by skupić na sobie moją uwagę, zacisnąłby palce na mojej szczęce, nie pozwalając odwrócić wzroku. Sam nie wiem.

Robię krok i waham się. Patrzę za siebie i przy niewielkiej pomocy magii, przesuwam dziennik pod łóżko tak, by nie był widoczny.

Pukanie rozlega się ponownie i jeszcze na długo po tym jak zamiera, odbija się echem w mojej głowie. Analizuję uderzenia, starając się dzięki nim rozpoznać, kto to jest. Są powolne, dokładne. Cztery. Sąsiedzi tak nie pukają. Ich uderzenia zawsze są szybkie, nerwowe. Nieważne, czy łudzą się, że kupisz od nich towar, czy liczą na to, że pożyczysz im cukier. Ten ktoś przyszedł tu specjalnie dla mnie. Ma czas. To dobrze, bo ja też.

Podchodzę bliżej i łapię się na tym, że napinam mięśnie w oczekiwaniu. To głupie. Tak samo jak moja drżąca ręka czy wzburzona magia, po którą nawet nie wiem, kiedy sięgnąłem. Ważne, że chociaż w niewielkim stopniu czuję się dzięki niej mniej samotny. Myślę, że nawet zawód za otwartymi drzwiami nie będzie dla mnie tak ciężki, kiedy będę czuł jej obecność. Mojej magii. Jego.

Jestem już przy samych drzwiach, gdy znowu cudza pięść spotyka się z nieco chropowatym drewnem. Znowu cztery uderzenia. Robię ostrożny krok i nachylam się, by przyłożyć ucho do drzwi. Nasłuchuję, wstrzymując oddech. Przez chwilę nic nie słyszę, kiedy nagle rozbrzmiewają kroki. Jeden, drugi, trzeci, czwarty i schodek.

Szarpnięciem otwieram drzwi i wypadam na korytarz. Zwabiony hałasem mężczyzna zawraca i przez chwilę patrzymy na siebie. Cisza, jaka zalega nie jest niezręczna. Jest napięta, ciężka, pełna oczekiwania i niewypowiedzianych słów.

Nagle zapominam o wszystkich scenariuszach, które stworzyłem w drodze do drzwi. Liczy się tylko stojący przede mną mężczyzna i jego potargane włosy, zupełnie jakby ktoś kilkakrotnie przeczesał je palcami niekoniecznie w jednym kierunku.

― Harry ― mówi cicho, a ja zaciskam wargi. Cofam się, czując jak mój oddech przyspiesza. Nie jestem pewien, czy chcę odetchnąć z ulgą. Czy może jednak jestem zawiedziony.

Wracam do mieszkania, a on podąża za mną. Staję przed oknem, kiedy drzwi zatrzaskują się za nim. Nie jest ostrożny czy delikatny.Staje przy mnie i kątem oka widzę, że wyciąga dłoń jak wtedy w kuchni, ale nie dotyka mnie. Zamiast tego zawiesza ją tuż przy moim policzku, dając mi wybór. Zerkam pod kanapę. Potem unoszę wzrok na jego twarz.

I że cię nie opuszczę | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz