Requiem

61 10 3
                                    

Budzi cię znów głuchy nocy krzyk

Myśli zaszczutych złudny cień

Obłąkańczy sen fantazją nie był

Skąpane we krwi noc i dzień

Śniłeś w nim, że w imię swej nacji

Zabrałeś życie wielu ludziom

Przerzucam jakieś papiery z teczki do teczki bez większego celu, zapewne dlatego, że całe biuro jest sparaliżowane po ostatnim incydencie ze smokami. Wynikła z tego jakaś ogromna ilość papierkowej roboty, z czego dokumenty co chwilę przechodzą z rąk do rąk i ciężko jest w ogóle zorientować się, jaka akurat przypada ci rola. Teraz to ja patrzę na rząd rubryczek pustym wzrokiem, nie wiedząc, czego dokładnie mogę się spodziewać. Właściwie dotychczas zajmowałem się przepisywaniem i uzupełnianiem takich samych dokumentów i coś nowego powinno wydawać się mi interesujące, jednak w tym przypadku, nie czuję żadnych pozytywnych emocji. Zwłaszcza, dostrzegając, ile osób zginęło, starając się poskromić rozwścieczone smoki, które uciekły przy transporcie. Przez myśl przechodzi mi, że innym razem pośród ofiar może znaleźć się Charlie Weasley, jeden z niewielu ocalałych przedstawicieli tego rodu. Mrugam, chociaż nie czuję łez wzbierających pod powiekami. Z drugiej strony, ile można?

Wzdycham, w końcu składając swój podpis pod dokumentami i pakuję je wszystkie do brązowej teczki, witając wolność.

Od tygodnia moje życie skurczyło się do spania i pracy, ale dzięki temu nadrobiłem zaległości, które zebrały się przez czas, gdy nikogo nie było na tym stanowisku. I co najważniejsze, wbrew początkowym prognozom, nie będę musiał jutro przyjść tutaj przed południem, zamiast tego w końcu zyskam możliwość zobaczenia się z Severusem.

O ile ten jeszcze nie uznał, że wszystko to było pomyłką ― trudno ocenić, kiedy nie rozmawiasz z kimś od tygodnia, rozstając się w taki sposób.

Wrzucam kilka dokumentów do szuflady i nakładam na nią zabezpieczenia, po czym z teczką w ręce wychodzę z biura, nie mając nawet z kim się pożegnać. Jest już dosyć późno, ale kieruję swoje kroki do pokoju 47, który jest następny na liście do podpisów. Po drodze patrzę przed siebie, a obraz powoli przesuwa mi się przed oczami.

Staję przed wyznaczonym pokojem i pukam do drzwi. Wchodzę i już mam zostawić teczkę na biurku i po prostu wyjść, kiedy mój wzrok napotyka tamtego chłopaka z windy. Szybko rozglądam się po pomieszczeniu i, nie widząc zagrożenia, zamykam za sobą drzwi. Dopiero teraz zauważam, że ten chłopak, kimkolwiek by nie był, musi być ode mnie młodszy.

Nie jestem pewien, jak w ogóle mam zacząć, ale wciąż nie mogę zapomnieć jego paniki w oczach, gdy dostrzegł, że widzę, co niósł.

― Dlaczego miałeś w posiadaniu dokumenty, które wychodzą poza twoje obowiązki? ― pytam, starając się pochwycić jego spojrzenie, by zdecydować, czy warto marnować na niego cenną energię i wejść mu do głowy.

― Takie dostałem polecenie ― odpowiada wyraźnie speszony, po czym patrzy na mnie wściekłym wzrokiem. ― A teraz proszę pana o opuszczenie tego pomieszczenia i umożliwienie pracownikowi mini... ― Nie dokończył, bo wówczas zaatakowałem jego umysł, ale zamiast swobodnego dostępu, zostałem zablokowany, nim w ogóle miałem szansę zacząć poszukiwania interesujących mnie wspomnień. ― Proszę wyjść ― powtarza, unosząc różdżkę, a ja tylko prycham, kręcąc głową. Może gdyby nie ta nowo zdobyta wiedza, porzuciłbym ten trop, jednak wydaje mi się zbyt dużym przypadkiem, by ktoś pracujący niedaleko mnie, niósł teczki z dokumentami, z czego jedną opatrzoną moim nazwiskiem, wyglądając przy tym na całkowicie przerażonego. A bariery mentalne miał postawione przez innego czarodzieja, którego przypadkiem smród magii już poznałem.

I że cię nie opuszczę | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz