Part 10

274 88 17
                                    

Ava

Nie rozumiem, jak ona się tu znalazła. Może dlatego Jill chciał wstąpić do domu...

-Możesz się tak nie drzeć? - zapytałam rudowłosej.

-Wyłaź z tego auta i sio do siebie! - wygoniła mnie. - Mam nadzieję, że się w końcu od niego odczepisz - oparła się o ramię chłopaka.

-Dzięki za podwózkę - wyczujcie ironię! Wzięłam plecak i kurtkę i poszłam w stronę swojego domu. Może dojdę za jakieś pół godziny...

Słyszałam jeszcze jak Jill krzyczał moje imię, a ruda go uciszała, ale nie zwracałam na to uwagi. Wolę się przejść niż się komuś narzucać.

***

Już z samego rana musiałam słuchać pisków dziewczyn. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, ale na długiej przerwie przyciągnęły mnie do tablicy ogłoszeń.

-Ale przecież bal jest dopiero za półtora miesiąca! - zwróciłam im uwagę. Nie wiem, czym tu się zachwycać. Przynajmniej w tym momencie.

-Trzeba kupić sukienkę, buty, pójść do fryzjera i w ogóle... wszędzie!

-Mnie to nie kręci.

-Oj, Ava! Nie narzekaj, będzie super.

-Ja i tak nie idę - puściłam im oczko i podążyłam w kierunku stołówki.

Z tacą pełną jedzenia usiadłam przy naszym stoliku. Z tamtąd przynajmniej nie widzę Katie. Pewnie zrobiłaby jakąś aferę i mnie poniżyła.

Najbardziej nie rozumiem zachowania Jilla! Niby jesteśmy pogodzeni... ale on ciągle za nią chodzi. Jakby się czegoś bał.

Dziewczyny jeszcze drążyły temat balu i pytały się czemu nie idę. W sumie na decyzje mam jeszcze sześć tygodni. Ale po co mam iść? Podpierać ścianę?

***

Przekraczając próg domu mama powiedziała, że ma mi coś ważnego do powiedzenia. Poprosiła żebym zaczekała w swoim pokoju.

Po niespełna pięciu minutach pojawiła się obok mnie.

-O co chodzi? To coś poważnego? - zapytałam przestraszona. Mogła mi w tej chwili powiedzieć wszystko, nawet, że jest poważnie chora albo, że się wyprowadzamy. Nie, nie zrobiłaby mi tego!

-Nie będę owijać w bawełnę - westchnęła, siadając na łóżku. - Twój ojciec pytał się, czy wpadłabyś do niego w weekend.

-Jasne! - wykrzyknęłam. Ostatnio widziałam się z nim jak rozstał się mamą, czyli ponad dwa lata temu. Nie wiem czemu się rozstali, przecież nadal się kochają!

-Potrzebna mu pomoc w urządzeniu pokoi i w czymś tam jeszcze. Wytłumaczy ci na miejscu - uśmiechnęła się pod nosem. Objęłam ją. Widziałam w jej zachowaniu, że za nim tęskni, tak samo jak ja...

-On po mnie przyjedzie?

-Ja cię zawiozę - oznajmiła. - Niedługo będzie obiad. Zejdź do kuchni za pół godziny - kiwnęłam głową.

Kiedy mama wyszła rzuciłam się na łóżko. Nie dlatego, że byłam zmęczona, ale dlatego, że musiałam sobie wszystko poukładać. Cieszyłam się z wyjazdu do taty. Przez te trzy dni odpocznę od problemów.

***

-Spakowałaś już wszystko? - usłyszałam głos mamy.

-Jeszcze chwila! - krzyknęłam jednocześnie zasuwając torbę. Spakowałam luźniejsze ubrania na trzy kolejne dni, bo wiedziałam, że będzie potrzebna moja pomoc.

Zarzuciłam torbę na ramię, wzięłam do ręki telefon i wyszłam z pokoju.

Do zobaczenia w poniedziałek!

Po drodze zahaczyłam o kuchnie. Spakowałam dwie kanapki na drogę.

-Daj torbę, schowam do bagażnika - poprosiła mama.

Po chwili znalazłyśmy się w samochodzie. Zapięłam pasy i włączyłam radio.

***
Zaniosłam swoje rzeczy do tymczasowo "mojego" pokoju. Wypakowałam ubrania i od razu przebrałam się w ulubiony dres.

Wyszłam na balkon. Ale tu pięknie!

-Podoba ci się? - za plecami usłyszałam głos taty. Oparł się o balustradę, tak samo jak ja.
-Tęskniłam - powiedziałam, przytulając go.
Mieliśmy do nadrobienia prawie trzy lata w trzy dni.

-Ja też, skarbie. Ja też... - pogłaskał mnie po włosach. Myślałam, że się rozpłacze.

-Mama już pojechała?

-Jeszcze nie. Dzisiaj przenocuje, bo się ściemnia. Nie chcę, żeby coś sobie zrobiła. Pojedzie jutro po południu.

-Kochani, zejdziecie na kolację? - zapytała mama. Kiwnęliśmy głowami i zeszliśmy do kuchni.

Po posiłku postanowiłam przejść się i rozejrzeć po okolicy. Nogi zaprowadziły mnie do całkiem fajnego miejsca w lesie. Między drzewami "leżał" ogromny kamień.

Siedziałam na nim parę minut. Potem dostałam sms'a od mamy, żebym wracała bo się ściemnia.
-Problem w tym, że nie bardzo wiem jak wrócić... - mruknęłam sama do siebie.

Błąkałam się po lesie od ponad godziny. Kiedy chciałam zadzwonić do mamy padł mi telefon. Cholera jasna! Ale ja mam pecha.

Kopnęłam kamyk, który leżał koło mojej nogi. Przez moją głowę przechodziły przeróżne myśli typu ktoś mnie zamorduje, zgwałci i podpali.

Okazało się, że nie jestem tu sama. Kiedy usłyszałam łamanie się gałązki pod czyjąś nogą schowałam się za drzewem.

Jeśli to zboczeniec?!

Zdjęłam buta i podeszłam bliżej kogoś.

-Co tu.. - nie dałam mu dokończyć, bo walnęłam go butem w głowę. Chłopak upadł na ziemię.

Przepraszam za błędy

Is this love?/Zawieszone :(Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz