-Proszę się uspokoić, operacja przebiegła pomyślnie ale-odetchnęłam i jednocześnie napięłam się jeszcze bardziej.- Ale prawdopodobnie do końca swojego życia pies nie będzie już chodził- lekarz dokończył a ja przyłączyłam dłoń do ust i załkałam bezgłośnie.
-Dziękujemy doktorze, ale proszę nas teraz zostawić- powiedziałam w stronę lekarza na co tamten posłusznie skiną głową i odszedł.
Popatrzyłam na Adriana. Twarz schował między rękami i łkał bezgłośnie. Patrząc na niego zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro. Widziałam że po jego twarzy spływają łzy. Francis i Hamlet były dla niego jak rodzina. Kochał je tak bardzo. Ta wiadomość wstrząsnęła nim bardzo mocno.
-Adrien- pogładziłam go po ramieniu na co nie zareagował. - Adrianie spójrz na mnie- zarządzałam już bardziej zdecydowanie.
Czekoladowe oczy mojego męża na mnie spojrzały. Objęłam delikatnie twarz Adriena dłońmi i starłam łzy z jego twarzy. Wiem że bolało go to strasznie bardzo. Jego dwa psiaki to była jego rodzina, nie wyobrażał sobie życia bez nich.
-Jak mogłem nie zauważyć że coś jest nie tak- nie byłam do końca pewna czy kieruje to do mnie czy do siebie. -Gdybym wcześniej zauważył nic takiego by się nie stało.
-Powiedz mi co mogę zrobić żeby ci pomóc- już nie wiedziałam co może podziałać żeby wyrwać go z tego dziwnego transu.
-Bądź przy mnie.
Te słowa podziałały na mnie automatycznie, objęłam Adriena i przycisnęłam do siebie. Przeczesywałam jego włosy, wiedziałam że teraz byłam mu potrzebna. Nie wiedziałam co innego mogła bym zrobić więc po prostu trwałam przy nim.
Podczas czekania aż oddadzą nam Hamleta przytulałam Adriena i co jakiś czas starałam się mówić jakieś pocieszające słowa, które w zaistniałej sytuacji i tak mało dawały. Po upływie 30 minut oddali nam psiaka. Dopiero wtedy Adrien oderwał się ode mnie żeby wsiąść biednego psiaka na ręce. Wiedziałam jak starał się nie patrzeć na psa żeby nie wywołać swojej kolejnej salwy płaczu, ale marnie mu to szło bo co jakąś chwilę i tak patrzył na psa, a gorące łzy toczyły się po jego policzkach.
Kiedy tylko doszliśmy do auta którym przyjechał Adrien wyciągnęłam z jego kieszeni kluczyki na co popatrzył na mnie lekko zdziwiony.
-Przecież mógł bym prowadzić- zbuntował się, a ja popatrzyłam na niego jak na skończonego idiotę.- I przecież jesteś w ciąży nie możesz się przemęczać.
-Ciąża to nie argument i prędzej wjechał byś w drzewo niż bezpiecznie dowiózł nas do domu- podkreśliłam na co tylko pokiwał głową i posłusznie usiadł z psem na tylnej kanapie auta.
Wsiadłam za kierownicę i zerknęłam w tylne lusterko na mojego męża. Brunet delikatnie gładził psa po głowie, a w oczach znów zbierały mu się łzy.
-Jedziemy?- zapytał cicho dalej wpatrując się w Hamleta.
-Tak, już jedziemy- uśmiechnęłam się słabo do siebie i odpaliłam auto.
Po paru minutach byliśmy już pod naszym apartamentowcem. Wyszłam z auta by pomóc Adrianowi otworzyć drzwi, ale brunet sam sobie poradził, więc pobiegłam szybko w stronę windy. Klikałam energicznie guzik wiedząc że i tak szybciej nie przyjedzie jak będę tak klikać.
Winda przyjechała idealnie kiedy Adrien pojawił się z Hamletem obok mnie. Weszliśmy do niej i zanim zażyłam się obejrzeć już staliśmy w przedpokoju naszego apartamentu.
Adrien ostrożnie odłożył psa na kanapę. Przyklękną obok psa i głaskał go z czułością.
-Skarbie daj mu odpocząć- powiedziałam lekko go odciągając od psa. Wstał i znowu wtulił się we mnie.
O ile to ja najczęściej potrzebowałam jego wsparcia psychicznego i fizycznego, dzisiaj było inaczej. Dzisiaj to on potrzebował mnie, a ja zamierzałam przy nim trwać jak tylko długo będzie trzeba.
Zaprowadziłam go do kuchni i wstawiłam wodę na herbatę. Odsuwałam się od Adriena tylko wtedy gdy musiałam zalać herbatę i przenieść ją na taras.
Usiedliśmy na dużej, szarej, kanapie na tarasie. Wtuliłam swoje plecy w tors Adriena i starałam się odetchnąć przynajmniej na chwilę. Dlaczego w moim życiu musiało dziać się tak dużo. Los nie mógł obdarzyć tym kogoś innego. Ja chciałam tylko spokojnie sobie żyć z mężem, zwierzętami i już nie długo z dzieckiem. Lecz w moim życiu rzadko miałam chwilę wytchnienia taka jak ta. Co chwilę ktoś z mojej rodziny albo końcówka w szpitalu z rana postrzałową albo miał z kimś konflikt albo to ja coś gubiłam lub byłam nękana i porywana. Dopiero teraz znalazłam chwilę wytchnienia od wszystkiego. Ten dzień mnie nie oszczędzał i Adriena też, ale lubiłam usiąść tak sobie na tarasie i po przytulać się z Adrienem.
-Jak się teraz czujesz- zapytałam bruneta obracając do niego głowę i kładąc rękę na jego policzku.
-Trochę lepiej, ale wciąż nie maj lepiej- odrzekł uśmiechając się smutno. -Staram się zacząć przetrawiać to, że Hamlet już nigdy nie będzie chasał sobie z Fransem i to że teraz przy każdej czynności będzie mu trzeba pomóc.
Adrien miał rację. Dopiero teraz dotarło do mnie to że pies będzie potrzebował nieustannej opieki i troski. Na razie przy najmniej jest jeszcze szansa na zrehabilitowanie jego łap do ponownej pracy. Przynajmniej tak powiedział weterynarz.
-Bądźmy dobrej myśli- uśmiechnęłam się lekko.
-Bądźmy- Adrien nachylił się do mojej twarzy i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. -Wszystko jeszcze się ułoży.
Wyciągnęłam twarz do słońca i wsłuchiwałam się w odgłosy miasta.-Jestem bardzo ciekawa czy nasze bliźniaki będą trochę podobne do Shane'a i Tony'ego.
-Mam nadzieję że nie- odpowiedział mi Adrian na co zgromiłam go spojrzeniem. -No co. Lubimy się już trochę bardziej z twoimi braćmi, ale wciąż nie w stu procentach. Dalej wyznajemy zasadę że oni wkurzają mnie a ja im na to odpowiadam.
-Może racja. Z tego co mi kiedyś mówili to Shane kiedyś zjadł piernikową świeczkę, a Tony dostał cegłą w głowę od Dylana. Chyba jednak nie chce żeby nasze dzieci były do nich podobne- nie chciała bym żeby moje dzieci odziedziczyły te głupie pomysły po nich. Jeszcze serio skończyć by się mogły jakimś złamaniem, a co gorsza szpitalem.
-Naprawdę twoi bracia zachowywali się tak jako dzieci?
-Dalej mają głupie pomysły i się tak zachowują, tylko że w trochę mniejszym stopniu- przypomniało mi się parę takich sytuacji - Na przykład kiedy ja już z nimi mieszkałam i miałam lekcje samo obrony z Dylanem, niechcący za mocno go uderzyłam kiedy był zdekoncentrowany i niechcący rozcięłam mu wargę. Żeby się zemścić zaciągną mnie do łazienki pod prysznic i wylał na mnie zimną wodę.
-Wiesz co kochanie? -zapytał Adrien. -Może lepiej odizolujmy nasze dzieci od części twojego rodzeństwa.
YOU ARE READING
Rodzina Monet "Co by się stało gdyby"
Teen FictionHailie Monet-Santan jest tuż tuż po ślubie z Adrienem Santanem lecz pewna rzecz wywraca ich życie do góry nogami. Dalsze losy bohaterów Rodziny monet "Diament" (moja wersja zdarzeń)