22.Ten feralny Bankiet

495 17 38
                                        

Wreszcie nadszedł dzień feralnego bankietu. Wyszłam powoli z auta wspierając się na ręce Adriena. Uśmiechną się do mnie pocieszająco i wziął mnie za rękę. Ostatnie dni były dla nas trudne, między innymi przez chorobę naszego psa i organizacje tego bankietu. A do tego bolało mnie dosłownie wszystko od stup po głowę. Zaczęliśmy się kierować w stronę hotelu, w którym znajdowała się nasza sala bankietowa. Musieliśmy przybyć godzinę przed wszystkimi gośćmi żeby muc dopiąć wszystko na ostatni guzik. Jeszcze nawet nic się nie zaczęło a ja już miałam dosyć, na dodatek sukienka nie przyjemnie  mnie uwierała przy brzuchu.

-Coś się stało kochanie? -zapytał z troską Adrien, widząc mój grymas na twarzy i to jak lekko gniotłam sukienkę przy brzuchu. I stało się. Zachciało mi się płakać przed samym hotelem. Łzy napłynęły do moich oczu.

-Tak, stało się -powiedziałam usilnie powstrzymując łzy, które mogłyby zniszczyć mój makijaż. -Buty mnie irytują, sukienka uwiera mnie na brzuchu i już w ogóle mam tego wszystkiego dosyć.

Adrien objął mnie w pasie, przyciągając mnie do siebie i delikatnie głaszcząc moje plecy w geście pocieszenia. Z mojego gardła wyrwał się stłumiony przez jego marynarkę szloch.

-Hailie wszystko będzie dobrze. Spokojnie -uspokajał mnie swoim kojącym głosem. - Jeśli nie chcesz tu być, możemy wrócić do domu i zadzwonić na przykład do Vincenta z prośbą żeby to on poprowadził bankiet. Na pewno to zrozumie i się zgodzi.

Przez chwilę chciałam przystać na propozycje Adriena, ale po chwili przypomniało mi się że cała odpowiedzialność za bankiet, która ciąży na moich barkach, spadła by na Vincenta. A nie chce go tym obarczać, ma już wystarczająco problemów.

-Nie, zostaniemy. Ten bankiet to był mój pomysł i to ja muszę go doprowadzić do końca -westchnęłam przeciągle, bo wizja siedzenia w domu na kanapie, albo w wannie, była lepsza nisz chodzenie przez cały wieczór w niewygodnych butach i rozmawiania z w większości z nadętymi, ludźmi. - Chodźmy do środka. Już mi lepiej.

Adrien znowu złapał mnie za rękę i poprowadził do środka. Wtedy jeszcze nie wiedziałam że lepszą opcją byłby powrót do domu.

***

Bankiet trwał w najlepsze od godziny. Już teraz byłam pewna że wszyscy najważniejsi goście są już na miejscu. Zaczęłam wchodzić stromymi schodkami na scenę żeby wszystkich oficjalnie powitać. Wzięłam mikrofon do ręki i przed włączeniem go wzięłam jeszcze jedne uspokajający wdech. Zawsze stresowałam się przed przemówieniami, mimo że szły mi dobrze i że miałam ich dosyć dużo. 

-Przepraszam, czy mogła bym prosić wszystkich o uwagę -powiedziałam do mikrofonu, a rozmowy na sali momentalnie ucichły. -Chciałabym powitać wszystkich zebranych tutaj, w ten piękny wieczór. Ten bankiet jest wyjątkowy, ponieważ prawdopodobnie na następnym będą tu z nami dwie nowe osoby, które w krótce dołączą do mojej rodziny. Chce podziękować wszystkim osobom, które wspierają mnie i mojego męża. Jestem wdzięczna wszystkim angażującym się w dobro fundacji. Nie przedłużając już, życzę wszystkim dobrej zabawy. 

Na sali rozbrzmiały brawa, a ja uśmiechnęłam się do tłumu i delikatnie skinęłam głową. Już miałam odkładać mikrofon gdy do sali wbiegł tuzin zamaskowanych ludzi. Od razu przede mną znalazł się mój ochroniarz, który już z naładowaną bronią celował do tych widocznie wrogo nastawionych osób.

-WSZYSCY NA ZIEMIĘ I RĘCE NA WIDOKU!? -wrzeszczał jeden z nich. -KTO NIE BĘDZIE STOSOWAŁ  SIĘ DO INSTRUKCJI, ZOSTANIE ODSTRZELONY. -na potwierdzenie sowich słów, oddał parę ślepych strzałów z karabinu, prosto w zdobiony strop.

Na sali rozbrzmiały krzyki i piski spanikowanych osób. Ludzi ogarnęła panika, jedni zaczęli się kłaść posłusznie na ziemie, a inni biegać po sali w poszukiwaniu wyjścia.

-Hailie?! -usłyszałam kszyk Adriena, który w ułamku sekundy znalazł się przymnie. Już nie tylko mój ochroniarz mnie osłaniał, ale też ten Adriena i sam Adrien, który także wytrzasnął skądś broń. -Nic ci nie  jest skarbie? -zapytał, trzymając dłonie po dwóch stronach mojej twarzy i oglądając czy nic mi się nie stało.

-Ze mną wszystko okej- odpowiedziałam mu roztrzęsionym głosem.

I wtedy właśnie przypomniałam sobie że z mojej rodziny nie znajdowałam się tu tylko ja i Adrien. Był tu także Vincent z Anją i ich dzieci, Dylan z Martiną, która także była w ciąży oraz Tony i Tati. Po mojej twarzy niekontrolowanie popłynęły łzy. Żeby pohamować szloch zakryłam usta ręką.

-Hailie, spokojnie nie możesz się denerwować -próbował uspokajać mnie mój mąż. -Wszystko będzie dobrze, kochanie -powoli głaskał mnie po głowie.

-Adrien stop -zatrzymałam jego rękę i zaczęłam się podnosić na co zdezorientowany delikatnie pociągnął mnie na siebie. Zaczęłam się szamotać. -Adrien puść mnie.

-Puszczę cię jak się uspokoisz i mi obiecasz że pod żadnym pozorem nie wstaniesz. 

-Ale tam są moi bracia, ich partnerki i...i dzieci -głos mi zadrżał na samą myśl że mogło by im się coś stać. -Muszę się upewnić że nic im nie jest i że są bezpieczni. Dopiero w tedy będę mogła w miarę spokojnie usiąść.

Brunet zmarszczył brwi na to co powiedziałam i chyba nie celowo poluźnił uścisk. Wykorzystałam to i automatycznie się wyrwałam i zaczęłam się przemieszczać w stronę schodów z sceny. Wtedy rozbrzmiał kolejny strzał, ktoś się na mnie rzucił i zaczęłam lecieć na ziemię. Kidy już myślałam ze moje ciało spotka się z zimną i twardą podłogą, wylądowałam na czymś miękkim. A raczej jak mogłam się przekonać po chwili na kimś. Pode mną leżał nie kto inny jak Adrien. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy do czasu aż rozbrzmiał kolejny strzał. Wtedy Adrien w ekspresowym tempie wygrzebał się spode mnie i zasłonił mnie własnym ciałem.

-Nigdzie nie pójdziesz -oznajmił mi po czym szybko mnie pocałował. -Kocham cię, i nie pozwolę ci się narażać. Zaraz wyślę kogoś by sprawdził czy twoje rodzeństwo jest bezpieczne. Musze zaprowadzić cię do jakiegoś bezpiecznego miejsca Hailie. Bo inaczej oboje nie będziemy spokojni. Teraz powoli się podniesiemy na kolana i powoli przejdziemy do tamtego wyjścia -wskazał dyskretnie drzwi przy drugim końcu sceny. - Ochroniarze będą nas osłaniać, a gdy tylko się tam znajdziemy, załatwię kogoś kto przyprowadzi do nas, albo w inne bezpieczne miejsce twoją rodzinę. Wszystko jasne?

Pokiwałam lekko głową na znak że rozumiem jego wskazówki. Szybko zmieniliśmy pozycję i powoli przemieszczaliśmy się w stronę drzwi. Spojrzałam w bok i tak jak powiedział Adrien, ochroniarze osłaniali nas swoimi ciałami. Wreszcie znaleźliśmy się przy drzwiach, które Adrien szybko otworzył i wręcz wepchnął mnie do środka. I wtedy rozbrzmiał głos. Głos, którego już nigdy nie chciałam słyszeć.

-Witaj Hailie Monet.

------

Dawno dla was nie pisałam i żałuje, ale w ogóle nie miałam weny. Nie wiedziałam co bym mogła napisać i strasznie odkładałam w czasie napisanie następnego rozdziału, za co was bardzo przepraszam. Nie mam także pojęcia kiedy pojawi się następny. O ile będę miała czas to liczę że szybko, ale tego nie wiem. Widzimy się w następnym rozdziale.❤️


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 01 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Rodzina Monet "Co by się stało gdyby"Where stories live. Discover now