ADDISON
Trochę przeraża mnie fakt, że mamy dopiero po dziewiętnaście lat, no co po niektórzy dwadzieścia, a nasze życie to jeden wielki armagedon. To wszystko można by krótko nazwać istnym koszmarem z ulicy Wiązów wersja 56 Murphy Street. Te wszystkie kłótnie, sekrety, bójki, zaskakujące powroty, poszukiwania królowej balu i mogłabym tak dalej wymieniać w nieskończoność.
Co będzie za pięć, dziesięć lat? Czy dożyjemy, chociażby pięćdziesiątki?
Dumałam sobie, bujając głową w obłokach zwisających nade mną różnokształtnych żyrandoli. Już mnie nudzi ta ich nauka do sesji. Trzeba było się uczyć od początku ignoranci, a nie noc przed.
Ileż można?
Zachowajmy spokój. Jak to mawiają, co nas nie zabije to nas wzmocni. Już nie takie scenariusze były grane na wielkich ekranach. Życie to trudny orzech do zgryzienia, a my mamy wyjątkowo twarde zęby.
Wszyscy razem tworzyliśmy pokaźny gwiazdozbiór w niebieskiej sferze. Gdy jedno z nas płowiało, reszta wskrzeszała niematerialny ogień, by wzniecić ostatnie wygasające nadzieje. Na swój własny sposób radziliśmy sobie ze wszystkimi przeciwnościami, które nas spotykały. Nie zawsze mądrze, czasem zapominaliśmy używać głowy, ale koniec końców na ringu to sędzia unosił naszą rękę do góry.
Gdyby ktoś te trzy miesiące temu powiedział mi, że razem z Rosie poznamy takich ludzi, którym żal nie oddać serca na dłoni, to bym wybuchła śmiechem, nie wierząc w ani jedno słowo. Od zawsze byłyśmy tylko we dwie. Mało kto pasował do naszej drużyny, a tu proszę, nieoczekiwany zwrot akcji.
Najciężej było wytrwać w blasku Rosalie i nie dać się spalić żywcem.
Po tylu latach to chyba nie jest zaskakujące, że mnie to najzwyczajniej w świecie drażni. Trochę jak Mitre fold, którego zapomniałam odciąć i uwiera mnie teraz w kark.
Evans zawsze musiała być w centrum uwagi, a cały świat klękał przed jej stopami otworem. Niekiedy zazdrościłam tego błysku fleszy i reflektorów, bo to ona była zawsze najbardziej utalentowaną gwiazdą wieczoru. To jej się kłaniali oraz bili najgłośniejsze brawa. Za każdym razem byłam z niej dumna. Wspierałam, jednocześnie czując do niej mały żal.
Ale to nie była jej wina. Nasze matki wykreowały sobie z nas wystawne lalki, którymi mogły się dookoła szczycić. Zapisywały nas na te wszystkie zajęcia dodatkowe. Przymuszały do odkrywania nowych talentów i pasji, byśmy je godnie reprezentowały umiejętnościami czy nienagannym wyglądem. Gdy tylko widziały, że w czymś się nie odnajdujemy, wymyślały kolejne odklejone pomysły, jakby tu nam urozmaicić życie.
Rosalie miała znacznie łatwiej. Od dzieciaka już wykazywała się nadprzyrodzonymi umiejętnościami artystycznymi. Malowała, śpiewała, grała na instrumentach, czy w teatrzykach.
Mnie szło nieco gorzej. Poza kilkoma sportami, w których całkiem nieźle mi szło, okazało się, że mam dosyć wysoką siłę perswazji i ponadprzeciętną zdolność do zapamiętywania szczegółowych informacji. Stąd też pomysł na studia prawnicze.
Rosie była dobrą przyjaciółką. Naprawdę starała się, nie dawać mi odczuć, że jestem tylko jej cieniem.
Nie mogłam nim być.
Bo ognia nie da się spalić.
Z tym jej gwiazdorstwem trzeba było się po prostu nauczyć żyć. Ani na moment nie zostawałam z tyłu, przyćmiewana ciężarem jej niespotykanego uosobienia, przykrytego niekończącymi się maskami i pozorną anielskością.
CZYTASZ
Odmienny bieg planet | ZAKOŃCZONE |
Romance[ Drugi tom serii The Stars ] Bez czytania pierwszej części "Ślepnąc od Gwiazd" nie zaleca się zaczynania drugiej części. Niekończące się przeciwności doprowadziły do katastroficznej w skutkach retrogradacji. Zdewastowała względnie ułożone życie Gwi...