Rozdział 12

311 11 0
                                    

CAMERON


Leżakowanie do góry brzuchem było tym, co ożarte misie lubiły najbardziej, zaraz po wielkim słoju miodu, który z apetytem wpierdoliły przy okazji kolacji.

Szczególnie się postarałem, wybierając tę chatę. Tak mi zajebiście poszło, że nawet kanapa, na której właśnie się wylegiwałem, była niemalże tak samo wygodna, co ta w moim mieszkaniu.

Przeważnie tak się kończyła organizacja naszych wspólnych wyjazdów, że to ja musiałem przejmować stery nad dowodzeniem, bo z tymi nieprzewidywalnymi palantami skończylibyśmy w hotelu Cecil przy Skid Row, bo przecież to też centrum LA w ich mniemaniu.

Potrzebowałem zaczerpnąć głębokiego oddechu, by pozbyć się tych lekkomyślnych idiotów z mojego umysłu.

Wdech, wydech, wdech..., wydech.

Odchylając głowę do tyłu, wypchałem do przodu klatkę piersiową, cofając jednocześnie łopatki, by rozciągnąć spięty kark od nieruchomego patrzenia w ekran telefonu.

Sterta poduszek porozrzucanych w moich ulubionych kątach prostych, które łączyły dwa segmenty wypoczynku, bajecznie odprężały sfatygowany po wczoraj łeb.

Czekając, aż baby skończą się pindrzyć i będziemy mogli jechać do klubu, odnajdywałem nawet kilka pozytywów w tym ich wiecznym spóźnianiu. W końcu człowiek mógł w spokoju odpocząć, nie robiąc totalnie nic, gdy te były bardziej zaaferowane kolorem błyszczyka, niż otaczającą je rzeczywistością. Można było stać nad nimi przez godzinę, pośpieszając, a one i tak dalej tym mozolnie dokładnym tempem robiłyby swoje kreski, sreski, rzucając pod nosem nieprzychylne komentarze, które doprowadziłyby tylko do niepotrzebnych nikomu spięć.

- Nie mogę. - William wystrzelił w końcu z procy, podkurwiony kolejnymi minutami czekania. Wielce się paniczowi śpieszyło do Hamiltona. Nie powiem, też dawno go nie widziałem, ale nie popadajmy w skrajności. - Daj kurwa kobietom lustro, a nie wyjdą z garderoby do osranej śmierci. - wyrywał sobie włosy z ulizanej fryzury. - Jebnę z nimi kiedyś, przysięgam.

Poważnie rozbawił mnie widok płaczącego nad swoim losem Gatsby'ego w swoim wyrafinowanym kremowym smokingu. Dzisiaj naprawdę się odstrzelił i zadziwiająco nieprawdopodobne, ale tym razem nie wyglądał na aż takiego zjeba, którym w rzeczywistości był.

Tej wersji jeszcze nie widziałem. Daleko mu było do Leonardo DiCaprio, ale nawet mu pasowało to wdzianko. Idealnie odwzorował nawet odcień szarej koszuli i żółtego krawatu.

Mogę nawet przyznać, że byłem pod lekkim wrażeniem całokształtu.

Reszta też się w miarę postarała. Każdy z nas miał garniak w innym kolorze. Ogólnie miałbym to w dupie, ale William się uparł, więc dla świętego spokoju, zgodziłem się na tę durną propozycję, zaklepując klasyczną czerń, bo prędzej piekło zamarznie, niż pójdę do klubu w jakimś idiotyczny kolorowym garniturze.

Z tą ulizaną zaczeską do tyłu Killian dzisiaj wcielił się w kolumbijskiego szefa mafii, wybierając gównianą granatową, nieco połyskującą tkaninę. Petrova jak na niedorobionego artystę przystało, wybrał za duży ciemnoszary garnitur w cienkie jasne linie, a Travisa to totalnie odkleiło, bo postawił na obrzydliwy kolor zgniłej śliwki. Rzygać mi się chciało od samego patrzenia.

Całe szczęście z drugiego końca salonu usłyszałem potrójny stukot, odbijających się od parkietu szpilek i miałem już pewność, że zjedzona kolacja zostanie tam, gdzie powinna.

Z narożnika miałem perfekcyjny widok na korytarz, z którego dobiegały głośne kroki oraz stłumione damskie głosy. To, co tam zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wręcz poczułem się znów głodny. Wcale nie dlatego, że mój kwiatuszek wyglądał zniewalająco w tej kiecce, a wszystko za sprawą tego obłędnego uśmiechu na twarzy, radości w oczach i pewnego kroku, którym dumnie stąpała między dziewczynami.

Odmienny bieg planet                                          | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz