Rozdział 15 cz. 1

243 9 0
                                    

ROSALIE

    Szum błękitnego morza. Błogie fale podmywające zanurzone w piasku stopy. Relaksująca zmysły morska bryza. Gorące promienie słońca wypalały cienkie strużki pojedynczych łez na polikach.

    Nie minęła dłuższa chwila, zanim do nozdrzy doleciał rześki zapach pomarańczy, niesiony delikatnym powiewem wiatru. Zaraz za nim pojawił się on. Przysiadł się tuż za mną, otaczając mnie od tyłu swoim rozbudowanym ciałem. Twarde ramiona zamknęły w swoich objęciach skulone ciało, ściskając za unoszące się ciężko żebra. Składał na nowo wszystkie rozsypane puzzle. Kolejny raz musiał układać ten pierdolony obrazek, który co rusz wypadał z ram i nie potrafił nawet porządnie wisieć na ścianie.

    - Jestem z ciebie dumny, wiesz? - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, tak żebym oparła głowę o nagi tors.

    - A ja ani trochę. - opornie dalej obserwowałam rozchodzący się przed nami bezkres horyzontu. - Gdyby nie ten artykuł, nie powiedziałabym im tego.

    - Nieważne, z jakiego powodu to zrobiłaś, Kwiatuszku. - ubóstwiałam, gdy się tak do mnie zwracał. Moje serce jakoś wtedy mocniej biło. - Ważne, że to powiedziałaś. Uwolniłaś się od tego. Teraz będzie ci lżej, zobaczysz.

    - Dużo mówisz, Cameron. - przestałam stawiać opór i położyłam głowę na wilczym tatuażu zdobiącym jego lewą pierś. - Ale zaskakująco mało o sobie.

    Całą noc wczoraj błądziłam myślami w najgłębszych zakamarkach umysłu. Doszłam do wniosku, że tak naprawdę to wcale go nie znam. Znam tylko maski, którymi się zasłania, a naga prawda wciąż czeka gdzieś nieodkryta, schowana za toną mięśni i pięknie ubranymi słowami.

    - Więc tak. - odchrząknął żartobliwie. - Nazywam się Cameron Christian Harris. Dla przyjaciół Harry, tylko i wyłącznie dla ciebie Potter. Za dwa miesiące kończę dwadzieścia jeden lat. Przez siedem lat mieszkałem w Weronie. Jestem miłośnikiem dobrej kuchni, siłowni, niebezpiecznej jazdy, elektroniki, butów i przepięknych sióstr moich przyjaciół.

    Wsłuchiwałam się w spokojny chrapliwy ton, czerpiąc satysfakcję z tego monologu.

    - Od kiedy pamiętam leczę się na zaburzenia kompulsywno obsesyjne, które niekiedy utrudniają mi codzienne funkcjonowanie. Najczęściej przejawia się to pewnym lękiem o wyimaginowane rzeczy w mojej jebniętej głowie.

    - To znaczy? - naprawdę nie chciałam mu przerywać, ale nie byłabym sobą, gdybym nie dopytała.

    Moja niepohamowana chęć poznania najdrobniejszych szczegółów znowu ze mną wygrała, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, że ten wydziarany twardziel, gotów zaryzykować swoje życie dla laski, którą znał z tydzień, może się czegoś bać.

    - W moim przypadku jest to strach przed utratą samokontroli, wyrządzeniem komuś bliskiemu krzywdy. Przesadny perfekcjonizm i nadmierne wątpliwości, czy moja druga połówka na pewno mnie kocha oraz, czy jest mi wierna. Czasem dotyczy to też aspektów seksualnych. Niekończące się wizje nadprogramowej agresji podczas zbliżeń. Osoby z moją przypadłością mają to do siebie, że często obwiniają o wszystko swoich partnerów. W Sacramento nie byłem sobą. Przez to, co zrobiła mi Ivy z Killianem mam jeszcze większy problem z zaufaniem. Gdy dotarło do mnie, że sytuacja w pewien sposób się powtórzyła, wyzwoliło się we mnie to, co najgorsze. - przerwał, skupiając się na ustabilizowaniu oddechu, a mnie zatkało.

    Iv z Killianem?

    Chryste. Nagle wszystko zlepiło się w spójną całość, formując naprawdę popieprzony gliniany wazon. Wcale mnie już nie dziwiło, że tak zareagował u moich dziadków. Zrobiliśmy mu z Willem dokładnie to samo, co oni. A nawet myślę, że i gorzej. W końcu William jest jego najlepszym przyjacielem do cholery. Takim prawdziwym z krwi i kości.

Odmienny bieg planet                                          | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz