Cały dzisiejszy dzień spędziliśmy nad basenem. Kobieca część ekipy korzystała z ostatnich promieni słońca przed zachodem, a samce moczyły dupkę w wodzie, odstawiając jakieś dzikie tańce między sobą. Natomiast Cameron pichcił coś w kuchni z babcią Jules. Zdecydowanie połączyła ich miłość do gotowania.- Po świętach wracacie do Sacramento? - zapytałam ciotkę Jenn.
- Nie. - kobieta zaprzeczyła, upijając kolejny łyk wina. Strasznie mnie kusiła tym krwistoczerwonym trunkiem. - Lecimy z wami do Seattle. Rodzice chcą się skonfrontować z Megan i Davidem.
- Jadę z wami. - odparłam bez zastanowienia.
- Nie zabronię ci tego, ale musisz się przygotować na ostrą jatkę. - parsknęła z podłym uśmiechem na twarzy. - Nie zamierzam się tam hamować.
- A ja zamierzam dorównać ci kroku. - spojrzałam na nią porozumiewawczo znad okularów.
- Wydaję mi się, że połączenie waszej dwójki może zmieść ją z powierzchni ziemi. - wtrąciła Ivy.
- Wyślemy ją tam, gdzie jej miejsce, prawda Rosie? - bardzo spodobał mi się pomysł Jennifer.
- Jeszcze pytasz? - prychnęłam. - Piekło już czeka otwarte.
***
Przebudziłam się chwilę przed północą. Przegrzało mnie słońce do tego stopnia, że musiałam położyć się na szybką drzemkę. Szkoda tylko, że z „szybkiej drzemki" zrobił się kilkugodzinny niedźwiedzi sen.
Pokierowałam rękę za mglistą łuną ledwie widocznego światła, bijącą od podświetlanego zegarka na szafce nocnej. Odwróciłam się z chęcią wtulenia w ciało Harrisa, ale zetknęłam się z pustym materacem.
Czy Harry Potter zawsze musi znikać na tej swojej pieprzonej miotle?
Wystarczyło lekkie uchylenie drzwi, a do moich nozdrzy doleciał ten charakterystyczny zapach cynamonu. Był dokładnie tak intensywny i aromatyczny jak podczas pobytu w Sacramento. Myślami przeniosłam się do upiornego zamczyska, które wydaje mi się, że skrywało więcej, niż tylko łakocie babuni.
Niemal przeniosłam się do tamtych kamiennych schodów, wyobrażając sobie, że stąpam po krwistoczerwonych dywanikach, a chłód rażący bose stopy jest tylko wyimaginowanym złudzeniem.
Idąc w samej kusej piżamce, nos wiódł mnie do kuchni. Już z daleka widziałam krzątające się przy obfitych blatach moje dwie kuchareczki.
- Widzisz, mówiłam ci, że wystarczy wyciągnąć cynamonki, a nasz śpioch zjawi się szybciej, niż zdążymy je polukrować. - babcia uśmiechnęła się rozkosznie na mój widok.
Nie mogłam pozostać jej dłużna. Wyciągnęłam promiennie policzki, podchodząc do nich bliżej. Przetarłam zaspane jeszcze oczy i wgramoliłam się na wolne miejsce na blacie.
- No przecież, to moje ulubione zadanie, babciu. Ktoś musi was wyręczyć po całym dniu pichcenia. - mruknęłam półprzytomnym tonem.
W kuchni panował przyjemny dla oczu półmrok, oświetlany jedynie kilkoma światełkami spod podwieszanych szafek.
Jeszcze trochę przymglonym wzrokiem wodziłam za wilkołakiem, który cały ubabranym w kolorowe ciapki. Snuł się sprawnie po kuchni, próbując ją doprowadzić do względnego porządku.
Naprawdę chciałam przestać śledzić to apetyczne ciałko wystające spod ufajdanego czarnego tank topu. Delikatnie podpieczona opalenizna podkreślała wytatuowane zwierzaki, które przeszywały mnie swoim mrocznym spojrzeniem, zmuszając wzrok do wyostrzenia.
CZYTASZ
Odmienny bieg planet | ZAKOŃCZONE |
Romansa[ Drugi tom serii The Stars ] Bez czytania pierwszej części "Ślepnąc od Gwiazd" nie zaleca się zaczynania drugiej części. Niekończące się przeciwności doprowadziły do katastroficznej w skutkach retrogradacji. Zdewastowała względnie ułożone życie Gwi...