ROSALIE
- Okropnie. - założyłam najbardziej wiarygodną maskę na twarz, odcinając wszystko inne dookoła.
Ledwie słyszałam swoje słowa. Nawet cięta wymiana zdań mamy z ciotką Jennifer nie była na tyle brutalna, by odciągnąć mnie od tej jebitnej truskawki, która stała przede mną.
Wypuściłam dłoń Camerona z ręki i zmusiłam nogi do postawienia kilku kroków w jej kierunku.
Otworzyłam szeroko ramiona, czekając, aż łaskawie ruszy zadek z mojego krzesła, na którym to zawsze ja siedziałam przy rodzinnych obiadkach.
- Tego też znalazłaś w kancelarii? - Claire wyszeptała koło mojego ucha, podczas gdy ja próbowałam znieść obecność jej ciała przy sobie.
Miałam wrażenie, że ma ochotę mnie zgnieść.
Skubana chyba coś urosła, bo nie przypominam sobie, żeby aż tak dorównywała mi wzrostem. Teraz dzieliło nas jedynie kilka cali.
Zanurzyłam twarz w długich czerwonych włosach z zamiarem kulturalnego wyjaśnienia jej, jak się sprawy mają.
- Nie. Na wyprzedaży w warzywniaku. - stwierdziłam pewnym tonem. - Więc odpierdol się, proszę od moich dorodnych truskawek z promocji i nie kłap dziobem.
Pasją tej suka było podkradanie moich truskawek, które za dzieciaka sądziłam i pielęgnowałam z jej ojcem, a teraz sama wyglądała jak jedna z nich. Do końca życia jej nie zapomnę tego, że nieraz gdy wracała nawalona po imprezie zniszczyła w złości całą naszą pracę. Podejrzewam, że była najzwyczajniej zazdrosna, o pana Robinsona, który uważa mnie za cudowne dziecko. Takie grzeczne, wychowane, chętne do pomocy, w przeciwieństwie do jego degenerackiej córeczki. Taką właśnie ją pamiętam i patrząc na te kłaki z jednym małym granatowym pasemkiem, to chyba niewiele się zmieniło. Wiecznie zbuntowana nastolatka, której nie przeszkadzał nawet fakt, że jest już dawno po dwudziestce. Dawała popalić Robinsonowi na każdym możliwym kroku. Nie ma określenia, które byłoby w stanie opisać, ile ten człowiek musiał się przez nią namęczyć. Niech mu Bóg łaskaw w zdrowiu i porządnej emeryturze. Amen.
Gdy tylko Claire skończyła piętnaście lat, zaczęły się pierwsze imprezy, papierosy, alkohol, chłopcy, drobne wykroczenia. Od samego początku zanurkowała w nieodpowiednim towarzystwie. Dlatego też nie zdziwiło mnie, że ostatecznie skończyła w szkole z internatem.
Mimo wszystko Megan miała do niej dziwną słabość. To zawsze ją prosiła o pomoc przy drobnych sprawach organizacyjnych w galerii, czy asystowanie podczas zebrań, albo w trakcie dnia. Ja miałam tylko ładnie wyglądać, pachnieć i pochłaniać sztukę. Ale jej cierpliwość, też w końcu wykręciła fikołka. Myślę, że widok zdemolowanej galerii był wisienką na tym truskawkowym torcie.
Pękło mi serce, widząc zmasakrowane dzieła, natomiast ulga, której zaznałam gdy wyjechała była bezbłędna. Jeden z moich demonów uleciał do Teksasu, taszcząc za sobą bagaż popierdolonych doświadczeń oraz kilka skarbów, które udało jej się przywłaszczyć.
- Cee, zabierz dzieci na górę. - doleciały do mnie słowa mamy. - Nie powinny słuchać tych bluzg, rzucanych przez ich ciotkę wariatkę.
- No nic. - wzruszyła obojętnie ramionami. - Wpadnij później do swojego pokoju. To znaczy mojego pokoju. - dziewczyna poprawiła się po chwili, nie ukrywając cynicznego uśmiechu. - A tych dwóch przystojniaków zabieram ze sobą. - wyminęła mnie, ale mój wzrok samoistnie ją śledził.
Chwyciła zdezorientowanych bliźniaków pod łokcie, ciągnąc ich swoim śladem. Z początku nie wyglądali na zadowolonych. Widziałam jak im ślinka cieknie na widok stojących potraw na stole, a już w aucie marudzili, że mamy zatrzymać się w KFC. Ale szybki rzut okiem po kształtnych biodrach Claire momentalnie zmienił ich wyraz twarzy o sto osiemdziesiąt stopni.
CZYTASZ
Odmienny bieg planet | ZAKOŃCZONE |
Romansa[ Drugi tom serii The Stars ] Bez czytania pierwszej części "Ślepnąc od Gwiazd" nie zaleca się zaczynania drugiej części. Niekończące się przeciwności doprowadziły do katastroficznej w skutkach retrogradacji. Zdewastowała względnie ułożone życie Gwi...