Allister (Tom1)

5 1 3
                                    

"W tym momencie z całą mocą uświadomiłam sobie pewien fakt. Niezależnie od tego, jak mało sympatyczny wydawał mi się Bale, on jeden wiedział, jak sterować vortexami. Pewnie robił to od lat. I nie tylko potrafił nimi sterować - na własne oczy widziałam, jak jednym ruchem ręki w powietrzu utworzył vortex. 

A gdyby udało mi się go namówić, żeby mnie tego nauczył? Zwłaszcza że wydawał się nieszczególnie zadowolony, że się tu znalazłam. Że znalazł się tu ktokolwiek z Kuratorium. A jeśli tak, to powinien być przeszczęśliwy, gdybym zniknęła z Sanktum tak szybko, jak się pojawiłam!

[...]

Nagłe moich uszu doszedł czyjś szloch. Wyjrzałam zza rogu.

I ujrzałam Bale'a w ramionach starszego mężczyzny o ciemnych, ale przyprószonych siwizną włosach. Ponieważ szeptali, nie mogłam zrozumieć, o czym mówią, ale cokolwiek to było, wzruszyło nieznajomego do łez.

 - Tak bardzo się cieszę, że z tobą wszystko dobrze, mój chłopcze. - powiedział ten wreszcie nieco głośniej. - Fagus twierdzi, cze że tym razem było blisko.

- Znasz Fagusa, ma tendencję do przesady - powiedział Bale, poklepując towarzysza po ramieniu i uwalniając się z jego uścisku. Jego głos brzmiał przy tym niezwykle przyjaźnie. - Złego diabli nie biorą, jak wiesz.

Mężczyzna tylko westchnął ciężko w odpowiedzi i z kieszonkimarynarki w drobny wzorek wyjął śliczną materiałową chusteczkę. 

 Bale nie spuszczał go z oczu. 

 - Nie wierzę, czy ty serio wyhaftowałeś sobie własne inicjały? Kiedy aż tak się zestarzałeś? 

- Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ty osiągnąłeś dojrzałość pięciolatka - odparł mężczyzna i dobrotliwie zdzielił Bale'a ręką po głowie.

A przy okazji dostrzegł mnie w progu i rozpromienił się na mój widok. 

- Dziewczyna, o której mówi całe miasto! - zawołał. Odsunął Bale'a i energicznym krokiem ruszył w moją stronę. - Enchanté, miss Collins! - przywitał mnie wylewnie, całkowicie ignorując moje przerażone spojrzenie. Ujął moje dłonie i odwrócił je grzbietem do góry tak, by móc je pocałować, a następnie wspiął się na palce, żeby cmoknąć mnie najpierw w lewy, a potem w prawy policzek. - Tak się cieszę, że mogę cię u nas gościć! Nazywam się Allister Wemyss i mam przyjemność zarządzać przecudną Vimaną, najbardziej wytwornym hotelem w całym Sanktum! 

-  I jedynym hotelem w całym Sanktum - wtrącił swoje trzy grosze Bale, który stał wyluzowany pod ścianą i zajmował się drapaniem za uszami swojego psa. 

 - Nie słuchaj tego marudy - szepnął mi konfidencjonalnie Allister. - Elaine... czy mogę się do ciebie zwracać po imieniu? Powiedz mi, Elaine, jak się czujesz, moja droga? To musi ci się wydawać koszmarem, nie mylę się, prawda? Nathaniel wszystko mi opowiedział. Musisz być w szoku. Wielkie nieba, gdzie moje maniery, już biegnę po filiżankę herbaty! Fagus dba o wyjątkowe mieszanki ziół - wprost z naszego ogrodu! Niestety skończył się mój ulubiony earl grey, a ten nicpoń tutaj jak zwykle zapomniał o puszeczce dla mnie!

- Nicpoń był zajęty utrzymaniem się przy życiu - zauważył Bale i przewrócił oczami.

- Hm...  - powiedziałam, nie wiedząc, jak skomentować całą sytuację. W najmniejszym stopniu nie byłam przygotowana na taką falę życzliwości. Nie byłam przygotowana na nic z tego, co mnie tu spotykało. - Czuję się... znośnie - postanowiłam odpowiedzieć na pierwsze pytanie gospodarza. 

Ten uniósł jedną ze starannie przystrzyżonych brwi. 

-  Och, rozumiem! Nie możesz za dużo zdradzić! - A zwróciwszy się do Bale'a, wyszeptał: - Czy ona też ukrywa się tu przed prawem? 

 Bale zaprzeczył ruchem głowy i odparł: 

-  Nie, ona to zupełnie inny kaliber. 

 Poczułam, jak ogarnia mnie fala wzburzenia. 

 - Nie mów o mnie, jakbyś cokolwiek o mnie wiedział! 

Bale wzruszył tylko ramionami i wyjawił : 

 - Znam was wszystkich, niewolników Kuratorium. Jesteście jak ul pełen pracowitych pszczółek. A łowcy to nic innego jak pszczoły robotnice. 

 Poczułam, jak się czerwienię. Nie dalej jak wczoraj powiedziałam to samo.Tymczasem Bale zwrócił się do Allistera: 

 - Jeśli nie jestem ci potrzebny, chętnie złapałbym trochę snu. 

-  Przecież godzina jeszcze wczesna! - zawołał gospodarz, po czym uniósł brwi, jakby się zreflektował: - Powiedz, chłopcze, kiedy ty ostatnio porządnie się wyspałeś? 

 Bale zmarszczył czoło, jakby musiał się zastanowić nad odpowiedzią. 

-  A kiedy ostatnio tu byłem? 

 Allister wytrzeszczył oczy. 

-  To było ponad dwa dni temu! 

-  Aha - odparł chłopak, jakby to wszystko wyjaśniało. 

Kiedy spojrzał na mnie, i ja dostrzegłam, że był śmiertelnie zmęczony. Pod jego niebieskimi oczami rysowały się wyraźne cienie.  - W takim razie dobranoc. - Pstryknął palcami. - Idziemy -nakazał, a a czarne psisko posłusznie podreptało za nim. 

- Ten hultaj jak nic wpędzi mnie do grobu - westchnął hotelarz, a ja musiałam się uśmiechnąć, bo Gilbert w podobnym tonie bez przerwy wypowiadał się o Luce. 

 - Zna go pan dłużej, panie Wemyss? - zapytałam. 

- Och, mów mi, proszę, Allister. I tak, Bale mieszka u mnie od czasu, kiedy trafił do Sanktum.

 W takim razie musiał znać go doskonale. Natychmiast przyszło mi do głowy jakieś milion pytań, choć miałam świadomość, że to nie był czas, żeby zadać chociaż jedno. 

-  To wspaniały chłopak - powiedział Allister z  łagodnym uśmiechem w odpowiedzi na moje spojrzenie.  - Ale świetnie się z tym kryje.

Rzeczywiście świetnie. To trzeba mu było oddać.

 - Z jakiegoś powodu szczerze mnie nie cierpi - dodałam. 

Nie żeby mnie to szczególnie obchodziło, ale wyjątkowo działało mi nerwy, że nie miałam pojęcia, co było powodem zachowania tego dupka. Znaczy się hultaja. 

-  Ach! - Allister położył mi dłoń na ramieniu, kierując moje kroki w stronę schodów. - Z pewnością od dawna nie spotkał tak pięknej dziewczyny jak ty.

Popatrzyłam na swoje ubranie, na brudny i poplamiony mundur. Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak prezentowała się moja fryzura. Z pewnością wyglądałam czarująco. 

-  Miło mi słyszeć te słowa, ale nie wydaje mi się, żeby to było powodem jego zachowania -  odparłam, po czym odchrząknęłam. - Chciałam podziękować za to, że mogę się tu zatrzymać.

[...]

- Dom czasem się zmienia. -  Allister wykonał ruch dłonią, jakby nie było o czym mówić.  - Tak jak drzewa rosną, tak i twój pokój o poranku może być nieco większy niż w chwili, gdy kładłaś się spać. Albo mniejszy, choć chciałbym zapewnić, że już od dawna nie mieliśmy podobnej sytuacji, więc nie ma powodów do obaw!

-  Mhm- odparłam tylko i spojrzałam podejrzliwie na pokój. Zachodziłam w głowę, czy Allisterowi przypadkiem nie zaszkodziła ziołowa herbatka."

strona 191, 194-198, 200, "Dzień, w którym rozpadł się świat. Vortex 1."



Moje ulubione fragmenty i cytaty: VortexOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz