ROZDZIAŁ 8

85 7 3
                                    

  Nie płakałem.

  Nie wydałem z siebie nawet żadnego jęku z bólu.

  Po prostu klęczałem, patrząc w brudną podłogę. Jedynie co chwilę moje ciało samoistnie lekko się poruszało przez uderzenie.

  Bolało jak cholera, gdybym krzyczał, krzyczałbym pewnie tak, jakby zdzierali, ze mnie skórę, co w sumie, w tej chwili było prawie prawdą. A jednak tego nie robiłem, nie wiem, jak mi się to udawało.

  Jeszcze nigdy nie czułem go tak wielkiego. Ledwo trzymałem się już na trzęsących rękach.

  Ten cholerny psychopata stał tak i od około godziny, według mnie, uderzał tak w plecy, których stanu nie chciałem nawet widzieć.

  — Koniec tego. — Usłyszałem w pewnym momencie, już naprawdę ledwo kontaktując z rzeczywistością. Choć powinienem zemdleć już dawno przez naprawdę duż ilość utraty krwi, dalej tego nie zrobiłem. — Myślę, że już prawie odkupiłeś swoje winy. — Dodał z naciskiem na słowo „Prawie”

  Już nawet nie zastanawiałem się nad tym, o co dokładnie mu chodzi. Karał mnie w tej chwili za nic, w ciągu ostatniego tygodnia nie zrobiłem dosłownie nic.

  Ale w końcu przestał.

  W duchu, w końcu mogłem odetchnąć.

  Nie podnosiłem się, ale przez słuch, który był naprawdę niesamowity, słyszałem jak rozpina zamek od kieszeni w spodniach, a następnie wyciąga z niego coś metalowego. Od razu domyśliłem się, że to nóż.

  Modliłem się do nieistniejącego dla mnie Boga, aby, chociaż zostawił już moje plecy w spokoju.

  — Pod ścianę. — Złapał mnie za resztki koszulki, która przez krew i pot przykleiła się do mojego brudnego ciała, aby jak jakąś szmatę, rzucić pod ścianę.

  Jęknąłem niesłyszalne, kiedy zetknąłem się z nią.

  Nie chcąc bardziej go denerwować, usiadłem w miarę możliwości prosto i patrzyłem. Patrzyłem jak ten psychopata bierze sobie mały stołek, a następnie siada na nim tuż naprzeciwko mnie.

  — Daj rękę, Petey. — Rozkazał, a ja posłusznie wykonałem jego polecenie.

  Od razu złapał za nią, a następnie przyłożył do niej wcześniej ostrzony nóż.

  Przymknąłem oczy, już po chwili, czując, jak moja skóra znów zaczyna być nacinana. Ból był jeszcze większy niż zazwyczaj, gdyż moje stare cięcia jeszcze się nie zagoiły, choć i tak zrobiły to bardziej niż normalnie powinny.

  Pan Adams robił zwykle normalne kreski, idąc cały czas ku górze. Gdy dochodzi do mojego ramienia, porzucił moją prawą rękę, która od razu upadła bezwładnie. Otworzyłem oczy, widząc ją całą we krwi. Kiedyś robiło to na mnie wrażenie, ale teraz, było to normalne.

  Nie czekając na nic, zabrał się za lewą rękę, utrzymując cały czas tą samą taktykę. W końcu przeszedł na nogi, później brzuch, uda, klatkę piersiową. Ciął wszędzie oprócz twarzy oraz dzisiaj pleców.

  Okazał mi litość, której tak nienawidziłem.

  Pomału już coraz bardziej zaczynałem odpływać. W końcu straciłem naprawdę wiele krwi, a teraz czekałem tylko na ten moment.

  Ale ten moment jeszcze nie nadszedł, a, jak widać, Edward nie skończył jeszcze ze mną.

  Siedziałem z zamkniętymi oczyma, ale słyszałem jak odszedł, po drodze zgarnął chyba jakieś wiadro, a potem nalał do niej wody, którą najpewniej będzie chciał mnie ochlapać.

Spider-man | Nie potrzebuje pomocy. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz