ROZDZIAŁ 3

118 7 2
                                    

  — Ubieraj się, zaraz wychodzimy. — Niechętnie podniosłem wzrok, patrząc na mężczyznę stojącego w progu mojego „pokoju”.

  Kiwnąłem głową, dając znać, że zrozumiałem. Mężczyzna bez słowa wyszedł.

  Szybko wstałem, wyciągnąłem czarny strój z szafy, w której oprócz niego znajdowało się kilka innych ubrań. Równie szybko przebrałem się w czarne spodnie i bluzę, zarzucając na głowę kaptur, a na twarz założyłem czarną kominiarkę. Nie musiałem widzieć się w lustrze, aby wiedzieć, że wyglądam teraz niczym prawdziwy…

  — No ile mam czekać!? — Moje rozmyślenia przerwał krzyk z dołu.

  Prędko zszedłem na sam dół, gdzie czekał już na mnie Pan Adams, ubrany również cały na czarno. Jednak miał dodatkowo pas obwiązany dookoła bioder, do którego przymocowane były dwa pistolety oraz noże.

  — Trzymaj. — Rzucił w moją stronę niewielki, ale bardzo ostry nóż.

  Cicho westchnąłem, mając nadzieję, że nie będę musiał go używać.

  Morderca ruszył w stronę wyjścia, a ja oczywiście jak pies za nim.

  — Plan jest taki, jak zawsze. Muszę ci go przypominać? — Warknął. Nie wiedziałem, po co pytał, skoro, nawet jeśli poprosiłbym go o to, aby mi go przypomniał, to ten najzwyczajniej w świecie nie zrobiłby tego, a nawet by mnie wyśmiał.

  — Nie. — Odparłem sucho.

  Plan był taki, że szliśmy tylko w mu znanym kierunku, ja nie miałem prawa zadawać pytań, no chyba że chciałem później oberwać. Następnie, gdy dotrzemy do celu, mężczyzna zajmuje się brudną robotę, czyli morduje kogoś na miejscu albo usypia i zabiera. Zaś ja mam stać na czatach i obserwować z każdej strony, czy nie ma nigdzie niepotrzebnych świadków. Jeśli byli, miałem ich złapać i oddać w ręce Adamsa. Ewentualnie, jeśli nie poszło by tak prosto, bez wahania miałem zadźgać go na śmierć.

  Wiedziałem, w które miejsca należy wbijać nóż, aby ofiara prędko się wykrwawiła. Oczywiście nauka mojego kochanego opiekuna.

  Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem i, szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że nigdy to nie nastąpi. Bo pomimo wszystko, nie chciałem być mordercą.

  Pamiętam, gdy na którejś z pierwszych misji pojawił się świadek. Człowiek, który pojawił się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Miałem za nim biec, ale wtedy zorientowałem się, że nie miałem środku usypiającego. Powiadomiłem o tym mężczyznę, a on kazał mi go po prostu zabić. Rzucił nóż w moją stronę i kazał zamordować. Wtedy nie byłem w stanie się ruszyć, nie mogłem, to nie była jego wina, nie mi było decydować, kto będzie żyć, a kto nie. Dlatego nawet się nie ruszyłem. Nie wiem czy popełniłem wtedy ogromny błąd, czy nie, ale parę minut później na miejscu pojawiło się pełno policjantów, ale nam udało się uciec.

  Jednak później poniosłem za to karę…

  Nie mogłem chodzić przez cztery dni.

  — Ruszaj się bachorze. — Z transu wyrwał mnie ostry głos i uderzenie w policzek.

  Tego bólu nawet nie poczułem.

  Rozejrzałem się dookoła i zorientowałem się, że jesteśmy w parku.

  Nie no, wręcz idealne miejsce na morderstwo w biały dzień! Na pewno nikt się tu nie zjawi!

  — Dobra, dzisiaj go zabieramy, chce popatrzyć jak cierpi. — Oznajmił, a ja dopiero teraz zobaczyłem mężczyznę siedzącego na ławce.

Spider-man | Nie potrzebuje pomocy. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz