— Dzień dobry, Peter. — Niechętnie przeniosłem wzrok w stronę, z którego dochodził głos.
— Mhm. — Mruknąłem, tak szczerze, nie mając zamiaru nic więcej odpowiadać.
Lekarz, podszedł do mojego łóżka, a następnie popatrzył na mnie z góry z lekkim uśmiechem. Nie był to ten sam mężczyzna, który przyszedł do mnie, gdy obudziłem się tu po raz pierwszy. Tamtego pierwszego dnia, pierwszy raz go widziałem i przy okazji był to ostatni.
— Jak się czujesz?
Przewróciłem oczami. Codziennie ta sama formułka, to już było naprawdę męczące. Jeszcze na początku, próbowałem być miły, ale teraz, kompletnie nie obchodziło mnie nic.
— Zajebiście. — Mruknąłem, przymykając oczy. — Zanim cokolwiek będziesz dalej mówił, moja odpowiedź zawsze jest taka sama. — Oznajmiłem od razu, czując, że zaraz po raz kolejny odbędzie się ta sama gadka.
Konkretnie chodziło o moją rozmowę z psychologiem. Drugiego dnia, gdy tu byłem, przyszedł tutaj mężczyzna, który poprzedniego dnia przybiegł tutaj z moją ciotką. Williams. Okazało się, że jest on psychologiem i chce ze mną porozmawiać o tym, co działo się u pana Adamsa. Przez godzinę, nie odezwałem się ani słowem, i to dosłownie. Może i wyszedłem na obrażonego bezczelnego gówniarza, ale nie ruszyło mnie to. Ważnego było dla mnie tylko to, że nie widziałem go więcej.
Ale przecież nie mogło być tak pięknie. Przez dwa tygodnie, codziennie, wszyscy którzy ze mną tutaj rozmawiali, namawiali mnie, aby porozmawiam o tym, co przeszedłem.
Dlaczego tak trudno było im zrozumieć, że ja nie chcę! Było minęło. Okej, może i zostawiło to na mnie ogromną pieczęć, ale tego i tak się już nie odwróci. Kiedyś próbowałem przepracować śmierć rodziców. Gówno to dało, jedynie straciłem czas.
— Pete…
— Nie mów tak do mnie. — Warknąłem.
Tylko oni mogli.
— Wybacz. — Podrapał się z tyłu głowy, cały czas, trzymając na ustach ten mały uśmiech.
Po tym zapadła niekomfortowa cisza.
Nawet nie wiem, kiedy, zacząłem drapać naskórek przy paznokciach. Zawsze tak robiłem, gdy zaczynałem się denerwować.
— Nie rozumiem. — Odezwał się nagle, przerywając tą gęstą ciszę. — Dlaczego tak bardzo nie chcesz rozmawiać z kimś profesjonalnym. Przeszedłeś przez… Piekło. Szczera rozmowa pomoże ci. — Westchnąłem.
Nie chciałem o tym gadać. Ale jeśli chce spokoju, muszę przyznać jedną małą rzecz. Może wtedy dadzą mi ten upragniony spokój.
— Nie chce rozmawiać, bo nie umiem. Nie umiem gadać, z obcymi dla mnie ludźmi, o moich problemach i o tym, co przeszedłem. — Wypuściłem to z siebie, mając nadzieję, że wystarczy. — I zanim pan coś powie, proszę pana. Nie, nie będą dla mnie kimś innym niż obcym po jakimś czasie. Nie umiem im zaufać, więc nie będę z nimi o czymkolwiek rozmawiał. — Dodałem, będąc już pewnym, że to na pewno przejdzie.
Była to jedyna prawdziwa rzecz, jaką wydusiłem z siebie od czterech lat. W końcu u Pana Adamsa, nie mogłem okazywać niczego. Gdy to robiłem, obrywało mi się jeszcze mocniej.
Ale dość niedawno, znalazłem pewien sposób na uspokojenie…
Nie patrząc już na mężczyznę, zamknąłem oczy, kładąc ręce pod głowę.
— W porządku. — W duchu lekko się ucieszyłem, ale wyraz mojej twarzy wciąż pozostawał taki sam.
Jeszcze rok u pana Adamsa, a jestem pewien, że potrafiłbym w więcej, niż stu procentach panować nad swoją mimiką.
CZYTASZ
Spider-man | Nie potrzebuje pomocy.
FanficCześć, jestem Peter Parker i jestem nikim. Peter Parker według samego siebie oraz ludzi którzy mieli okazję go poznać, był przeklęty, i to w dosłownym sensie. Trzynastoletni chłopiec, który w swoim tak krótkim życiu przeżył zdecydowanie za dużo...