Znudzony wszystkim co mówi nauczycielka, rysowałem jakieś bazgroły na marginesie zeszytu.
Dlaczego szkoła musiała być tak nudna… W ciągu jednego tygodnia, udało mi się przerobić wszystkie materiały z tego roku, dlatego teraz po prostu mi się nudziło.
Aktualnie byłem na fizyce, na której dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna, gdyż nie było Ned'a.
Michelle, tak na nią wszyscy mówili, a co ciekawsze, wszyscy się jej bali, nie mam pojęcia, dlaczego… Przez większość czasu była cicha, zajmowała się swoimi sprawami i no może tylko czasem odpowiadała jakimiś tekstami, które zgaszały wszystkich.
Byłem już w połowie zamalowania co drugiej kratki marginesu, gdy nagle się pomyliłem.
— Zepsułeś, przegrywie. — Rzuciła na tyle cicho, że nie przeszkodziła tym nauczycielce w lekcji.
Odwróciłem głowę w stronę nieco ciemniejszej karnacji, brunetki o mocno falowanych włosach.
Na parę sekund nawiązałem z nią kontakt wzrokowy, ale po tych paru sekundach, dowiedziałem się, że póki ja nie odwrócę wzroku, ona też tego nie zrobi.
A nigdy w życiu bym tego nie przyznał, ale trudno było mi utrzymać jakikolwiek kontakt wzrokowy.
Odwróciłem się, przewracając kartkę na drugą stronę i tam zacząłem robić to samo od nowa.
— Jesteś jakiś dziwny, przegrywie.
— Co? — Znów popatrzyłem na nią, tym razem, marszcząc lekko brwi.
Patrzyła ona na mój zeszyt, wzruszając ramionami.
Ja byłem dziwny? To ona była jakaś… Dziwna.
Mój wzrok powędrował lekko w dół, na jej otwarty zeszyt, który okazał się szkicownikiem, a w nim, był narysowany jakiś smutny chłopak, chyba William, nad którego głową była chmurka, z której padał deszcz.
— I to ja jestem dziwny? — Zapytałem, siłując się na miły ton.
Wróciłem wzrokiem na nią, a ona tylko znów wzruszyła ramionami, ale tym razem jej kąciki ust powędrowały lekko do góry.
— Lubię szkicować załamanych ludzi. — Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale szybko się powstrzymałem, kręcąc głową.
Michelle Jones, przewróciła kilka kartek w tył, ukazując namalowanego… Mnie…
Otworzyłem szerzej oczy, patrząc na siebie leżącego na ławce, z brodą opartą o ręce, patrząc gdzieś przed siebie.
— Kiedy ty to…
— Chyba drugi dzień tutaj byłeś, a było to na Rosyjskim.
Niepewnie rzuciłem na nią wzrokiem, szybko go zrzucając, gdy spotkałem się z jej dużymi brązowymi oczami.
Teraz to zaczynała mnie przerażać…
A myślałem, że pana Adamsa i tych gości co próbują mnie pozabijać muszę się bać…
Niedługo będzie prawie miesiąc, odkąd mieszkam u May i trudno mi to przyznać… Ale było znośnie. Oczywiście cały czas siedziałem czy spałem z wiedzą, że ten stan nie potrwa zbyt długo, a pan Adams czeka tylko na idealny moment, aby mnie porwać… Albo zabić.
Tego drugiego bałem się bardziej. Bo przecież nie wiem, co siedzi mu tam w głowie, może już nie będzie chciał zrobić ze mnie swojego pomocnika albo mordercy. I teraz będzie próbował mnie zabić, bo w końcu widziałem wiele…
CZYTASZ
Spider-man | Nie potrzebuje pomocy.
FanfictionCześć, jestem Peter Parker i jestem nikim. Peter Parker według samego siebie oraz ludzi którzy mieli okazję go poznać, był przeklęty, i to w dosłownym sensie. Trzynastoletni chłopiec, który w swoim tak krótkim życiu przeżył zdecydowanie za dużo...