Rozdział 7

198 45 9
                                    

- Musisz iść z nami Estime - zażądał głos. - Natychmiast.

Zdezorientowana leżałam cały czas w tej samej pozycji. Zdrętwiała każda możliwa część mojego ciała. Nawet gdybym chciała z nimi iść, było to niemożliwe.

Poczułam mocne szarpnięcie za ramiona, później ktoś inny chwycił moje nogi. Nie miałam siły z nimi walczyć. Mój styl bycia włączył tryb upolowanej zwierzyny. To przed nimi ostrzegał mnie Achilles.

- No już - wysapali i wywlekli mnie z łóżka.

Dopiero teraz odzyskałam siły, by zacząć krzyczeć. Oprawcy nie starali się nawet mnie uciszyć, dlatego nie mogłam odczytać ich zamiarów. Coś było nie tak, furiackie myśli kręciły się po mojej głowie jak wredne małe myszy.

- Nie krzycz, proszę. To ja, Yann.

Yann? Kolega Joelle? Od razu głos uwiązł mi w gardle.

- Tak lepiej - stwierdził Yann i delikatnie postawił mnie na ziemi.

Jakiś inny mężczyzna zapalił światło, przez co musiałam na nich patrzyć przez zmrużone powieki. Wszyscy byli umorusani czyjąś juchą, ale wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych z siebie.

- Możecie mi powiedzieć, co tutaj się do cholery działo?

Chłopcy zaśmiali się szczerze i przybili sobie piątki. Patrzyłam na nich pytająco, ale równocześnie starałam się odgrywać rozgniewaną. To co przez nich przeżyłam długo zostanie w mojej pamięci. Jako pierwszy odważył się odezwać Yann.

- Udało się nam Estime.

- Udało co?

- Wywołaliśmy fałszywy alarm, a potem rozwaliliśmy parę psów.

- Niczego się nie spodziewali, poszło jak po maśle- odezwał się jakiś wysoki, rudowłosy chłopiec. - Jestem Thierry, tak poza tym.

- Cześć - mruknęłam.

- Myślę, że było warto - powiedział z pasją Yann i popatrzył po chłopakach. Każdy z zadowoleniem pokiwał głową.

- Powiedzcie, po co to wszystko?

Nie rozumiałam po co wymyślili tę całą akcję, bo chyba nie wyłącznie dlatego, żeby zabić człowieka. Mam nadzieję, że ich cel sięgał trochę głębiej i że moi nowi znajomi nie są jakimiś chorymi psychopatami.

- Organizujemy takie powstania co jakiś czas - Yann wzruszył ramionami. - Chcemy w końcu wyrwać się spod władzy Thibauta, a szczególnie pragniemy uderzyć w te trzy suki, które uwięziły nas w tym gównie. Wiesz, że dzisiaj umarł kolejny anormal? Na tych chorych testach w lewym sektorze. To musi się skończyć.

- Ktoś zginął w powstaniu? - spytałam przerażona.

- Spoko, raczej nikt, kogo zdążyłaś poznać - uspokajał Yann.

Pomyślałam od razu o Achillesie i Joelle, to że nic im się nie stało dało mi jakieś względne poczucie bezpieczeństwa. Do Joelle zdążyłam się przywiązać, a Achilles... Achilles był ciekawym przypadkiem, jak to Darius słusznie zauważył. Był zimny i nieprzystępny, z bardzo zmiennym charakterem.

- Z resztą mam taką nadzieję, bo nie widziałem tam wszystkich - rzekł, ale w jego głosie nie było słychać przekonania.

Moje ramiona zaczęły drżeć, sprzedałam mu mocnego, niespodziewanego kuksańca. Resztę chłopców rozbawiła moja nagła reakcja. Patrzyli po sobie znacząco, ale trzymali gębę na kłodkę. Sama nie byłam pewna czemu to zrobiłam, spojrzałam tylko na swoje dłonie i wybałuszyłam oczy. Wszystkie możliwe żyły, jakie pokrywały moje ręce, uwydatniły się.

AnormalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz