VIII.

3 1 0
                                    

POV: Nathan

-Nate?- widziałem wyraźne zdziwienie, gdy zobaczyła mnie w swoich drzwiach.

Przesunęła się i wpuściła mnie do środka. Szedłem za nią na górę do jej pokoju, w którym nie byłem trzy lata.

Od kilku dni toczyłem ze soba walkę. Miałem jej naprawdę za złe, to jak mnie kiedyś potraktowała. I chciałem dla niej tego samego bólu. A z drugiej strony Samantha Harris była jedyną osobą, którą mój ból potrafi ukoić.

Usiadłem na jej łóżku, a ona sama poszła w kierunku biurka i przysiadła na obrotowym krześle. Trzymała mnie na dystans. Bo podobno nie potrafi kochać. Ale mnie kurwa już raz kochała!

-Powiesz mi coś się stało?- w jej głosie było słychać wyraźną troskę. Martwiła się o mnie.
-Potrzebuję Cię, Sami- prawie wyszeptałem.

Słyszałem jak westchnęła. Ale nie ruszyła się z miejsca. Czego się spodziewałem przychodząc do niej po kilku godzinach w barze? Cuchnęło ode mnie alkoholem na kilometr. Nie radziłem sobie z niczym. Z przeszłością, z Lucasem i przede wszystkim z nią.

-Ja.. Ja nie mogę, Nate- wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
-Możesz, Sami. Jesteś dorosła i decydujesz sama za siebie, możesz zrobić co zechcesz, wiesz o tym.
-Nie chce się do Ciebie znowu zbliżyć, rozumiesz? Nie mogę!
-Dlaczego? Możesz mi to kurwa wytłumaczyć bo ostatnio nie miałaś oporów.
-Ostatnio.. Myślałam że to pociąg czysto fizyczny, Nate. Ale Ty całym sobą i tylko swoją obecnością obok sprawiasz, że zaczynam coś czuć. Że tęsknię za wszystkim co kiedyś mieliśmy. Nie chcę tego.

Pociągnąłem ją za rękę i wylądowała na moich kolanach. Miała łzy w oczach.

-Dlaczego uważasz, że nie możesz sobie pozwolić na uczucia?
-Bo jesteśmy źli, Nate. Jesteśmy osobami, które dopuściły się bardzo złych czynów i nie zasługujemy na szczęście- wziąłem jej twarz w dłonie i nie dowierzałem w to co mówi.
-Każdy zasługuje na szczęście, Sam. Nawet źli ludzie.
-Ja.. Ja nie chcę być szczęśliwa z Tobą- nie powiem, zabolało- Jak możesz tego nie rozumieć? Co będzie jeśli pozwolimy sobie na uczucia i będziemy szczęśliwi i znowu ktoś..
-Przestań, Sami- pogładziłem ręką jej jasne włosy- Nie możesz tego sobie robić. Nie możesz tego robić mi..
-Tobie? Przychodzisz do mnie bo chcesz odreagować i potrzebujesz seksu.
-Potrzebuję seksu z Tobą- ścisnąłem lekko jej pośladek i widziałem kątem oka, że się uśmiechnęła.
-Dalej jestem zdania, że nie możemy tego robić. Możesz sobie już iść i znaleźć jakąś panienkę, która szybko pomoże Ci zapomnieć o problemach- wstała z moich kolan i wskazała palcem drzwi.
-Wyrzucisz mnie? Pijanego? A co jeśli się potknę i złamię nogę albo ktoś mnie potrąci?

Wiedziałem, że i tak mnie nie wyrzuci. Mogła mówić co chciała ale jej ciało zawsze ją zdradzało. Gęsią skórką pojawiała się wszędzie, gdzie ją dotykałem. Nie wiem czy zauważyła ale zaczynała nieświadomie zataczać kółka palcem na moim karku, gdy siedziała bokiem na moich kolanach. Tak, jak to robiła kiedyś.

-Możesz zostać, ale seksu nie będzie- powiedziała w końcu zrezygnowana.
-Nikt nie mówił o seksie- zarzekałem się by po chwili dodać- Możemy robić inne przyjemne rzeczy.

Wstałem i podszedłem do niej lekko chwiejnym krokiem. Ręce położyłem na jej wąskich biodrach, a głowę położyłem w zagłębieniu jej szyi zaciągając się przy tym jej zapachem. Nie chciałem tego wcześniej przyznać, ale cholernie za tym tęskniłem.

-Cuchniesz jak gorzelnia, musisz iść pod prysznic- odepchnęła mnie lekko od siebie.
-Okej, ale idziesz ze mną- spojrzała na mnie jakby rozbawiona?- Słowo harcerza, że seksu nie będzie!
-Jesteś jeszcze gorzej pojebany niż wcześniej, Henderson.

ON THE SAME SIDE | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz