Uderzenie

39 5 10
                                    

***Krystian***


Chyba każdy przy obchodzeniu urodzin funduje sobie coś w rodzaju rachunku sumienia, w którym sam siebie rozlicza z tego, co mu wyszło, a co nie. Ja też. Kiedy tak patrzę wstecz, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że udało mi się stosunkowo...niewiele. Najdłuższy związek, w którym byłem, trwał nieco ponad rok. Resztę stanowią kilkumiesięczne miłostki czy jednorazowe spotkania w klubie kończące się kolacją ze śniadaniem w moim mieszkaniu. Nie było tego dużo. Ale patrząc na to, że mam trzydzieści trzy lata i raczej średniej jakości życie uczuciowe, nie wydaje się to być dobrą prognozą. A mój ostatni związek rozpadł się poniekąd przez...moją relację z Julką. Moja ówczesna partnerka stwierdziła, że Maszewska ,,jest za ładna, żeby ona czuła się bezpiecznie". 


Oczywiście, nie mam jej tego za złe. Bo to przecież nie Julia rozbiła mi związek. Powiem więcej, widziały się z tą dziewczyną zaledwie raz, wymieniając tylko ,,cześć". I na tym się ich integracja skończyła. Jeżeli możemy w ogóle mówić o tym, że jakakolwiek między nimi zaszła.


Tyle że coś się ostatnio zmieniło w moim postrzeganiu Julii. Kiedy na parę godzin przed imprezą przyjechałem do niej z jej bratem, a ona wyszła do nas dosłownie z łóżka: nieumalowana, z bałaganem na głowie, który zapewne kilka godzin wcześniej był czymś w rodzaju kitki, bez okularów i z resztkami snu w oczach, zupełnie odarta z pozy charyzmatycznej  i poważnej sędzi, który widuję praktycznie codziennie, coś zakuło mnie w środku. Jakby ktoś potraktował mnie paralizatorem. Wbiło mnie w podłogę, a do głowy wdarła się bardzo niepokojąca, zupełnie niespodziewana myśl o tym, że gdybym miał okazję, nie wypuściłbym jej z łóżka do poniedziałku. 


Dłuższą chwilę zajęło mi dojście do ładu i wytłumaczenie samemu sobie, że to przecież ta sama Julia co zawsze. Tyle że w piżamie zamiast togi i w  wersji saute. Nic, co powinno mnie w jakikolwiek sposób uruchamiać jako faceta. 


Tym bardziej, że nie był to pierwszy raz, kiedy ją taką widziałem. Przeciwnie, przez ponad trzydzieści lat znajomości moim oczom ukazywała się w różnych stanach. Od tego, w którym wyglądała jak królewna, do takiego, w którym przypominała raczej ducha niż człowieka. 


***


- Co jest, dalej leczysz kaca? - Adam mierzy mnie niemal rentgenowskim spojrzeniem, którym z kamerki w telefonie i tak za wiele nie zobaczy. Fakt, bawiliśmy się do czwartej rano, ale nie byłem w stanie, który jest potocznie zwany ,,zgonem". 


- Nie...to nie to - silę się na uśmiech. To Julia, dodaję w myślach. 


- Stało się coś - konstatuje. - Dawaj, pożal się. 


- Sprawy między mną a Julią się pokomplikowały - tłumaczę wymijająco.- A ona chyba o tym nie wie.


- Jak: ona nie wie? To co się między wami, do ciężkiej cho...czekaj, ty mi chyba nie próbujesz powiedzieć, że na nią...


- Tak, Adaś, chyba na nią lecę. 


- Ale jak? Co... skąd...


- Sam nie wiem. Zobaczyłem ją zaspaną  w piżamie i...zmiotło mnie z planszy. Boże, człowieku, żebyś ty widział, jak ona pięknie wygląda....


- Faktycznie cię zmiotło. I do tej pory nie wróciłeś. 


- Pomóż mi. Nie wiem, co mam zrobić. 


- Pogadaj z nią, tak szczerze, a potem...daj jej czas. Zobaczysz, co ci powie, a po jakimś czasie może się... czekaj, ona może?


- Co może?


- No...można się z nią kochać, jak  ma to porażenie, czy coś?


- Serio? Adam, ona ma dziecko, do cholery. Wiktoria nie wzięła się z powietrza. 


- To Julia kogoś ma?


- Miała. Przejechała się i od prawie dekady jest sama. 


***


- Hej - mówię do niej, stojąc w progu jej gabinetu, w którym dosłownie wszystko przesiąka zapachem perfum od Prady. 


- Cześć - odpowiada, a ja dopiero po dłuższej chwili zauważam zmianę w jej wyglądzie. Zafundowała sobie pasemka w odcieniu krwistej czerwieni, bardzo pasujące do jej naturalnie ciemnych włosów.


- Co ty masz na łbie?- wypalam.- Wpuścili cię taką do sądu?


- Jak widać. I jeszcze powiedzieli, że mi to pasuje. 


- Kiedy to zrobiłaś?


- Wczoraj w nocy. Po maratonie ,,Prawa Agaty" z moją bratową, stwierdziłyśmy, że pofarbujemy mi włosy. 


- Ładnie ci tak. 


- Dzięki.


- Słuchaj, chcę ci się do czegoś przyznać...- zaczynam, ale pewność siebie opuszcza mnie tak szybko, jak się pojawiła po spotkaniu się z jej spojrzeniem.


- Słucham. 


- Chodzi o to, że...po prostu dzięki za kolejny wspólny rok, podczas którego jednak mnie nie udusiłaś. Oby nie był ostatni.


- To tyle?


- Tak.


- Boże, zabrzmiałeś, jakbyś miał na mnie mieszkanie przepisać. Już miałam się wystraszyć, że umierasz, czy coś.


Czy skopałem sprawę? Tak. Czy można było zrobić to bardziej? Chyba nie. Poziom mojego frajerstwa wywaliło poza wszelkie możliwe skale, prawda?




Hej!

Oto jeden  z kulminacyjnych punktów tej książki...

Ktoś się spodziewał?

Macie jakąś radę dla Krystiana?

Mam nadzieję, że podoba Wam się  taki zwrot akcji<3

Do następnego!

P.

Immunitet przyjacielskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz