***Julia***
Tak, wiem, zachowałam się podle. Potraktowałam Krystiana jak zabawkę, którą rzuciłam w kąt, kiedy uznałam ją za niepotrzebną. Nie zamierzam dokonać jakiegoś samorozgrzeszenia, bo nie ma środka, który by to postępowanie usprawiedliwił. Chyba zaczynam rozumieć adwokatów, którzy trafiają na sprawy tak beznadziejne, że nie mają fundamentu, na którym mogliby oprzeć swoją linię obrony. Ale jeżeli jednak mogę coś mieć na tę swoją, powiem, że...to, co zrobiłam, podyktowane było strachem. Paraliżującą paniką na myśl o kolejnym ewentualnym odrzuceniu, którego mogłabym psychicznie nie znieść.
Mimo że seks był rewelacyjny, przeraziła mnie wizja, w której ktoś mnie znowu zostawi. Ale.. jednocześnie dotarło do mnie, że przez siedem lat byłam jak okryta pancerzem. Po rozstaniu z byłym wmówiłam sobie, że nie potrzebuję żadnej formy bliskości. Do tego stopnia, że zaczynałam czuć się momentami nieswojo, przytulając się z rodzicami, bratem, czy jakimkolwiek innym członkiem rodziny, poza oczywiście Wiktorią. Jedynym, co akceptowałam, było podanie mi ręki na pożegnanie czy przywitanie. Nic więcej nie wchodziło w grę.
Dopiero dzięki Krystianowi dotarło do mnie, że pragnienie bycia kochaną dalej we mnie siedzi, tyle że było przez te wszystkie lata głęboko schowane gdzieś w czeluściach mojego umysłu. A on...był naprawdę cudowny. Akceptował moje ograniczenia i nie przeszkadzało mu nawet siłowanie się z moimi przykurczonymi rękami. Ani to, że jestem praktycznie jak kłoda. Jak się mnie położy, tak będę leżeć. To musiało być trudne i zastanawiałam się, czy Parysa to nie odstraszy.
Nie odstraszyło, a wręcz przeciwnie, zapewniał, że było mu dobrze. Tym bardziej nie mogę sobie darować, że straciliśmy kontakt, chociaż...tu już nawet nie chodzi o mnie, a o Wiktorię. Chyba przestała wierzyć już moim wykrętom, bo ile można słuchać, że wujek ma dużo pracy, nie?
***
Nerwowo poruszam się na krześle przy biurku. Chwilę przed ostatnią rozprawą coś niepokojąco trzasnęło mi w kręgosłupie. Na tyle głośno, że jeden z ławników zapytał z rozbawieniem: ,,Słyszałaś, jak coś teraz łupnęło?".
Z tego lekkiego otępienia wyrywa mnie pukanie do drzwi. Nawet nie mam szans zareagować, bo Krystian wchodzi jak do siebie. Ale nie ma w tym tej charakterystycznej iskierki humoru, którą zawsze ze sobą przynosił.
- Dobrze cię widzieć- mówię z uśmiechem.
- Przyszedłem sprawdzić, co ci jest. Miałem wrażenie, że coś cię boli.
- Nic mi nie będzie.
- Na pewno? Nie potrzebujesz czegoś? Jak chcesz, mogę zgarnął Wiktorię z przedszkola.
- Nie, dzięki. Możemy porozmawiać?- wychodzę zza biurka.
- A mamy o czym?
- Według mnie tak.
- Naprawdę, chcesz rozmawiać o tym, że potraktowałaś mnie jak najtańszą dziwkę spod latarni?
- Przepraszam.
- Teraz mnie przepraszasz? Serio? Kochałem cię, a ty...
- To co teraz? Jest coś między nami?
- Nie wiem, Julia. Nie cierpię cię teraz prawie tak samo, jak cię kocham.
- Prawie?
- Prawie. Bo jeszcze dopuszczam opcję kontynuowania tej relacji. Tylko do tego potrzebowałbym twojej jednoznacznej deklaracji.
Wzdycham ciężko, podchodząc bliżej.
- Powiedzmy, że udzielę ci teraz kredytu zaufania. Narusz je, a osobiście wykastruję cię na żywca.
- Spokojnie, nie mam zamiaru go naruszać.
***
- Panie mecenasie...gdybym wiedziała, że jest pan tak dobry, byłabym bardziej wyczulona na pańskie sygnały - przyznaję, ciężko oddychając.
- Naprawdę niczego nie zauważyłaś?- ujmuje moją dłoń, prostuje na swojej i przysuwa sobie do ust, obcałowując każdy palec z osobna. - Przez tyle czasu?
- Ile konkretnie?
- Mniej więcej rok. Może dwa. Przed imprezą, kiedy przyjechałem z Olkiem, totalnie przez ciebie zwariowałem.
- Nic. Ale ja ogólnie jestem ze wszystkim do tyłu, więc chyba nie powinno cię to dziwić.
- Proszę cię...
- Może zmieńmy temat, co?
- Tak. Powiedz mi, wiesz, jak sytuacja w Krakowie? Jak stoją z procesem?
- Serio, będziemy gadać o pracy po seksie? No dobra, jak już musisz wiedzieć, to ci powiem. Pan prokurator i jego paro...to znaczy...aplikant się cieszą, bo mają wygraną w kieszeni. Ale jego żona... cóż, ta dziewczyna jest po prostu w dupie. Nie ma praktycznie jak wybronić tego dzieciaka. Czego nie znajdzie, Olszewski wytrąca jej to z ręki. Szkoda jej, bo do tej pory ponoć wygrywała praktycznie wszystko, co dostawała.
- Skoro jest tak dobra, może poprosimy ją, by nas broniła, jak będziemy musieli powiedzieć rodzicom, że.. zmieniliśmy relację. Przydałaby się nam wtedy chyba jakaś mocna mowa końcowa - śmieje się.
- Twoje też nie są złe.
- Ale mogłyby nie wystarczyć.
CZYTASZ
Immunitet przyjacielski
Fiksi RemajaJulia i Krystian- z zawodu kolejno: sędzia i radca prawny, para cieszących się uznaniem wśród toruńskiej palestry jurystów. Prywatnie- przyjaciele od zawsze i na zawsze i niepełnosprawność Julii nie ma wpływu na ich relację. A co jeśli...któreś z n...