Rozdział 21

118 39 54
                                    


Elin

Weekend dobiegał powoli końca, co nie wpływało dobrze na moje samopoczucie. Pragnęłam tylko jego towarzystwa, tej miłości, czułości i bliskości, poczucia bezpieczeństwa, które mi dawał. Lecz mimo wszystko niedzielne popołudnie spędziliśmy wyjątkowo miło. Dobrze, że Arvid zamieszkał obok. Moje trampki nadawały się tylko do kosza, więc nie byłam w stanie opuścić jego mieszkania. Za to on mógł z powodzeniem przynieść mi kosmetyki, ubrania i bieliznę, a także buty, o które go poprosiłam.

– Zastanawiam się od dłuższego czasu – podjęłam temat, kiedy stanęłam przy lustrze, żeby wykonać makijaż – w jaki sposób udało ci się wejść do mojego mieszkania.

– Szczerze powiedziawszy miałem ogromny dylemat, czy powinienem to robić, czy nie. – Podszedł bliżej. Oparł się o ścianę i przyglądał z zainteresowaniem, jak wykonywałam makijaż. – Kiedy cię śledziłem, zauważyłem, że wyciągasz klucze spod donicy. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś zostawiał klucze pod drzwiami swojego mieszkania. Uznałem to za dziwne, ale jednocześnie intrygujące. Wychodziłaś do pracy, więc miałem dużo czasu, żeby dorobić sobie klucze.

– Czyli moje przeczucie, że klucze leżały w niewłaściwej pozycji było słuszne. – Posłałam mu wymowne spojrzenie. – Tabletki przeciwbólowe, woda, a później leki na przeziębienie to także twoja sprawka, prawda?

– Mhm. Powiesz mi, co to za śmieszny nawyk zostawiania kluczy pod drzwiami?

– Gdy byłam na studiach, mieszkałam w jednym z apartamentowców, w którym pracował konsjerż. Ja miałam przy sobie jeden zestaw kluczy do mieszkania, on drugi. Niestety, pech chciał, że pewnego razu zgubiłam klucze, najprawdopodobniej na uczelni. Portier wręczył mi zapasowy zestaw, ale – odchrząknęłam zażenowana – zanim opuściłam budynek, powinnam była oddać mu klucze, a poganiana przez znajomą, po prostu o tym zapomniałam. Na domiar złego, jeszcze tego samego wieczoru je zgubiłam, będąc w klubie z koleżankami. – Widziałam wyraźnie, że jego usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu, jakby walczył sam ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem. – Wróciłam nad ranem zmęczona i kompletnie pijana. Pokłóciłam się z konsjerżem, który zagroził, że już nigdy mi żadnego klucza nie pożyczy. Ślusarz wymienił zamki, a ja od tamtego incydentu, zaczęłam zostawiać klucze pod donicą z jakąś bujną palmą.

– To niezbyt rozsądne. Ktoś mógł wejść do mieszkania.

– W obecności konsjerża? Nikt. Znał każdego mieszkańca budynku i nie wpuszczał nikogo obcego. Po latach spędzonych w tym apartamentowcu pozostał mi nawyk. Dopiero przy tobie się go oduczyłam.

Arvid stanął za mną i odgarnąwszy włosy z moich ramion, pocałował mnie w kark.

– Skoro jesteś taka rozkojarzona, może powinniśmy zamieszkać razem? Wtedy zapasowe klucze będę miał zawsze przy sobie, a że kończę pracę wcześniej niż ty... – Wsunął ramię pod mój biust, nie przestając całować po karku i ramieniu. – Nie będziesz musiała się w ogóle przejmować czymkolwiek, a zwłaszcza kluczami.

Serce zaczęło mi bić szybciej w piersi. Pragnęłam usłyszeć od niego tę propozycję, ale nie spodziewałam się, że zrobi to w tak ekspresowym tempie.

– Arvid, czy ty pytasz mnie na poważnie czy dla żartu? – Odwróciwszy się, spojrzałam mu w oczy.

– Na poważnie. Skoro los zabrał nam dwadzieścia lat, to ja nie zamierzam zwlekać kolejne dekady. Kochamy się, jesteśmy dorośli i samodzielni – przekonywał, a ja wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. – Mam nawet lepszy pomysł. Kupimy dom na przedmieściach Västerhaninge, w miejscu, gdzie jest dużo zieleni, cisza, spokój i my. Chyba, że marzysz o czymś innym...

W obiektywie [Mroczny Romans +18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz