Rozdział 8

96 29 53
                                    


Obserwator

God morgon – przywitałem się, gdy odebrałem połączenie. Dzwonił agent ze spółdzielni. Akurat wychodziłem z ciemni fotograficznej, w której wywoływałem zdjęcia z ostatniego wyjazdu.

God morgon – odparł z radością słyszalną w głosie. – Masz czas przyjechać na Ribby?

– Teraz? – zapytałem, spoglądając na zegarek, żeby upewnić się, że nie spotkam się z Elin, nawet przypadkiem.

Byłem pewien, że poznałaby mnie po oczach. Wyróżniały się, gdyż zaledwie jeden procent populacji świata mógł pochwalić się dwukolorowymi tęczówkami. Ta wada wrodzona sprawiała, że moje oczy stały się znakiem szczególnym dla znajomych, którzy nie widzieli mnie nawet przez długie lata. Jedna tęczówka przybrała intensywny niebieski kolor, druga natomiast była brązowa. Stanowiły kontrast dla siebie nawzajem.

– Będę za pół godziny – dodałem, upewniwszy się, że zdążę tam dotrzeć, zanim Elin wróci z pracy. Przy okazji zdążyłbym zajrzeć pod jej wycieraczkę, czy przypadkiem nie wsunęła pod nią odpowiedzi na moją ostatnią zaczepkę. – Rozumiem, że podpiszemy umowę? – zapytałem, chcąc się upewnić, czy aby na pewno otrzymam to, na czym mi najbardziej zależało.

– Nie inaczej! – odparł rozbawiony. – Myślałeś, że dzwonię do ciebie, aby się upewnić, że możesz dotrzeć na Ribby Allé w pół godziny?

– Nie, po prostu myślałem, że podczas ostatniej wizyty czegoś zapomniałem w mieszkaniu. Cieszę się, że jednak chodzi o umowę. Do zobaczenia!

* * *

Nowy zestaw srebrnych kluczy połyskiwał w mojej dłoni. Nie pamiętam, kiedy ostatnio cieszyłem się z czegoś tak jak z tych charakterystycznie poszczerbionych kawałków metalu. W drugiej dłoni trzymałem kopertę z odpowiedzią Elin i muszę przyznać, że niesamowicie bałem się, że odrzuciła moją propozycję zabawy w kotka i myszkę.

„Być albo nie być, oto jest pytanie..."

Usiadłem w samochodzie i włączyłem silnik, żeby ogrzać nieco wnętrze, zanim ponownie udam się do studia, gdzie czekał mnie natłok pracy. Wspaniały termin wybrałem na zmianę adresu. Mimo rosnącego podekscytowania, powoli pojmowałem, że czekała mnie przeprowadzka, a co za tym idzie, musiałem się nie tylko skupić na zleceniach, ale także na pakowaniu wszystkich rzeczy. Potrzebowałem czyjejś pomocy. Jedyna osoba, która w tym momencie przychodziła mi do głowy to mój przyrodni brat Olof.

Westchnąłem ciężko.

Nie miałem dobrego kontaktu z bratem, ale to dlatego, że podzielał zamiłowanie do wódki po ojcu. Uzależniał się stopniowo, chociaż jak przystało na prawdziwego alkoholika, twierdził, że nie ma żadnego problemu z uzależnieniem od tej substancji. Nie mogłem na niego liczyć, ale jeśli pomógłby mi wnieść do mieszkania kilka pudeł, może mógłbym w tym czasie wykonać wszystkie priorytetowe zlecenia.

Szybko odgoniłem tę myśl. Olof wystawiłby mnie w każdej chwili. Musiałem przestać mu ufać, jak radził mi terapeuta. Miał rację, bo za każdym razem brat wykorzystywał moją naiwność i dobre serce, wyłudzając ode mnie pieniądze na alkohol, którym tak gardziłem. Nie chciałem mu sponsorować kolejnych libacji, a przy okazji odbierać szansy na terapię i powrót do normalności.

Musiałem poprosić kogoś innego o przysługę bądź przeprowadzać się sam. Etapowo, krok po kroku. Najwyraźniej ta druga opcja wydawała się łatwiejsza do zrealizowania, co uzmysłowiło mi, jak bardzo byłem samotny, skoro nie miałem ani jednego przyjaciela, który mógłby wesprzeć mnie w takiej chwili. Traumy nawiedzające mój umysł niszczyły mi życie od lat. Choć wieloletnia terapia pomagała mi z nimi walczyć, niektóre rany wciąż pozostawały otwarte, czekając na swoją kolej, aby się zasklepić i pozostawić jedynie bliznę.

W obiektywie [Mroczny Romans +18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz