~ Nowy początek. ~

220 4 1
                                    

To już dziś. Dzisiaj zaczynam pracę i wyjeżdżam do Los Angeles. Nie ukrywam, że ciężko pracowałam na to wszystko. Całe noce nauki, oglądania i słuchania różnych artykułów, wywiadów czy też podcastów miały okazać się pomocne. Czy tak było? Nie wiem, więc nie pytajcie.

Samolot miałam o 3 w nocy, więc nie opłacało mi się spać. Wyjechać musiałam na oko godzinę wcześniej, doliczając ukryte korki bądź niespodziewane wypadki.

Zbliżała się godzina 18, więc zaczęłam się ogarniać. Zaczęłam sprawdzać czy napewno wszystko zabrałam i czy wzięłam wszystkie potrzebne dokumenty.
Naszczescie wszystko miałam, wiec mogłam odchaczyć kolejny punkt na mojej liście.

Zastanawiacie się pewnie jak wyglądam.

Mam ciemne blond długie włosy, niebieskie oczy, jestem niska. Jak każda dziewczyna mam kompleksy, ale staram się nad nimi pracować. Jednym z największych były moje zęby.
Sama musiałam zapracować na ich leczenie, a nie było to łatwe znając moją przeszłość.

*****Czas wylotu*****

Wsiadłam do samolotu. Polecenie za granicę to było jedno z moich dalszych marzeń. Najdalej gdzie mogłam się pojawić to moje rodzinne miasto. Był to mój pierwszy lot.

Założyłam słuchawki I zaczęłam wpatrywać się w okno. Piękne widoki, morze, wschód słońca. Największy widok jaki mogłam zobaczyć.
Najmniejsze rzeczy, przywołują we mnie spore emocje i poczucie szczęścia. Nie potrzebowałam wiele bym mogła się uśmiechnąć bądź popłakać na samym myśl o czymś.

Podróż minęła mi całkiem spokojnie. Trochę byłam zmęczona. Jednak lecenie 8h bez większego ruchu potrafi wykończyć.

Po wyjściu z samolotu udałam się do wyjścia z lotniska. Zamówiłam taksówkę i ruszyłam do hotelu.

Znajomość języka przyszła mi dosyć łatwo. Od małego w domu był angielski, hiszpański i turecki by w przyszłości ułatwić nam życie. Nam?Tak.
Mam na myśli moje rodzeństwo. Za dzieciaka trzymaliśmy się razem. Jednak po niektórych wydarzeniach nasza rodzina się rozpadła, a ja musiałam nauczyć się żyć sama.
Do dnia dzisiejszego nie mamy kontaktu. Znam tylko imiona, wiek, poszczególne informacje, ale żadnych szczegółów.

Gdy dotralam do hotelu, zameldowałam się w pokoju i wyszłam na miasto. Nie wiedziałam kompletnie gdzie idę. Stwierdziłam, że najwyżej posłużę się nawigacją.

Zwiedzałam i zwiedzałam, aż w końcu zgłodniałam i zdecydowałam się pójść po coś do picia.

Po krótkim czasie dotarlam do Starbucksa I zamówiłam shake czekoladowy z bitą śmietaną i do tego wzięłam Crosanta z nadzieniem pistacjowym.
Mój gust jedzeniowy był zdecydowanie do przegostykutowania. Absolutnie jadlam wszystko, ale tylko to na co miałam ochotę. Inaczej nie dotkne nic.

Gdy już wychodziłam ze sklepu zobaczyłam tłum biegnący wprost na mnie. Nie wiedziałam o co chodzi i lekko się zestresowałam bo jednak grupa potężnych nastolatków biegła wręcz taranując mnie w wejściu.

Wszyscy krzyczeli imię DREW STARKEY.

Kojarzyłam coś to imię, ale nie mogłam skojarzyć w tamtym momencie skąd. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś mężczyzna.

Wzrost ok. 1.88. Może trochę niższy. Piękne niebieskie błękitne oczy i wysportowane ciało.

Miał na sobie czarną koszulkę i zwykle dżinsowe spodenki. Do tego biało- zieloną czapkę.

Chłopak złapał mnie za dół ramienia tak jakby próbował mnie asekurować bym nie upadła.

Zorientowałam się, że spowrotem weszliśmy do środka sklepu, a wszystkie dzieciaki były na zewnątrz.

Glimpse Of Us -Drew Starkey.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz