𒉼Rozdział VIII ||Devirem Cz.1𒉼

31 4 30
                                    

Zapowiadało się na deszcz odkąd opuściłem cmentarz, lecz dopiero gdy wyleciałem w postaci ciemnego dymu ze szpitala lunęło jak z cebra. Zupełnie jakby pogoda specjalnie czekała na mnie, chcąc zadziałać na mnie, wybudzając z dziwnego transu w jaki zapadłem.

Nie zwracałem jednak uwagi na spadające i moczące wszystko wkoło krople wielkości grochu. Byłem zbyt oszołomiony spotkaniem sprzed chwili i to co stało się ze mną po tym, jak spojrzałem kobiecie w jej dwukolorowe oczy. Jej magia nie zrobiła na mnie takie wrażenia, tylko to, co się wydarzyło przed tym, zanim wyrzuciła mnie z pokoju, w którym leżał Leo.

To było jak uderzenie młotem w głowę. Nie. To nie było nawet do tego porównywalne, czy do dłuta, którym mnie wykonywano. To było takie obce, a zarazem tak bardzo znajome. Zupełnie, jakbym coś utracił i po latach odzyskał. Dlatego wpierw pojawiło się zdezorientowanie, a po chwili zostało zastąpione zdziwieniem. Zdezorientowanie osobą, która siedziała przy łóżku mojego przyjaciela. To była kobieta z cmentarza i telefonu. Ta sama, która mnie widziała, tak jak teraz, a przecież pozostawałem niewidoczny dla ludzkich oczu. Natomiast zdziwienie uderzyło mnie wraz z nieznanym emocjami, które zaczęły mnie niebezpiecznie zalewać. Jednak czy to było nieznane?

Po chwili przestawało być takie, zupełnie, jakbym już kiedyś tego doznał.

Nie rozumiałem tego, w końcu tacy jak ja nie potrafili nic czuć. Owszem wspominaliśmy o odczuwaniu w rozmowach, ale to były tylko nazwy. Wypowiadane przez nas wyrazy, których nauczyliśmy się od naszych twórców bardzo dawno temu. My nie potrafiliśmy odczuwać żadnych emocji. Nie potrafiliśmy czuć. Nie byliśmy do tego zdolni... a jednak teraz coś się ze mną działo.

Coś dziwnego, czego nie potrafiłem nazwać, ani w żaden rozsądny sposób wytłumaczyć i to wszystko zostało wywołane zaledwie jednym spojrzeniem dziewczyny, do której doprowadził mnie zapach. Obcej kobiety, która mnie znała, a ja ją znałem, lecz z biegiem ostatnich lat o niej zapomniałem. Dziewczyny, która pewnego dnia odeszła i już nie wróciła...

Roztrząsając wiele myśli, łączyłem ze sobą wątki oraz toczyłem wewnątrz siebie bój, stałem bez ruchu, wystawiając się na ulewę. Krople deszczu spływały po mojej twarzy, umykając coraz szybciej w dół. Nie przeszkadzało mi to, byłem za bardzo pochłonięty gonitwą myśli, więc stałem tak i niewidzącym wzrokiem wpatrywałem się w swoje odbicie w jednej z wielu ogromnych szyb biurowca, przy którym się zatrzymałem. Nie obchodził mnie mój wygląd. Patrzyłem na zakrywającą moją uszkodzoną twarz przepaskę.

Nie mogłem dłużej znieść tego dziwnego odczucia jakie się we mnie pojawiło, zerwałem z siebie materiał, odsłaniając oszpecony przez czas fragment twarzy.

Nie przypominało to żadnej rany, jaką ludzie znali. My nie mieliśmy takiego ciała jak człowiek. Byliśmy z kamienia i tak jak skała, jeśli zostawaliśmy ranni, to żyliśmy z uszczerbkiem już do końca. Dlatego też pół mojej twarzy wyglądało okropnie i nie jednego mogłaby przyprawić o koszmary senne lub zawał serca. W miejscu oka widniała głęboka dziura, z której przed laty od uderzenia część mojej twarzy po prostu się ukruszyła i odpadła, pozostawiając po sobie wiele nierówności oraz braków. To była ciężka walka, która okazałą się jedną z ważniejszych lekcji. Zyskałem dzięki niej przydatne umiejętności, ale straciłem oko. Te obrażenia nigdy nie miały się zagoić i szpeciły mnie od wielu dekad.

... ale to głównie w niedoskonałościach odkrywamy prawdziwe piękno.

Cichy dziecięcy głosik pojawił się w głowie, wypowiadając te słowa raz za razem. Zaciskałem pięść, zapewne zgniatając opaskę, ale nie obchodziło mnie to. Chciałem ją nawet wyrzucić i już nawet zacząłem iść w stronę kosza na śmieci, kiedy coraz więcej wspomnień zaczęło do mnie napływać, a pośród nich powoli wyłaniały się ogromne różnokolorowe oczy należące do dziewczynki...

❉DEVIREM❉ Marmurowe serce. || W TrakcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz