W czasie wakacji dźwięk zamykanych walizek jest niczym melodia dla moich uszu, jednak dziś brzmią jak rozstrojone skrzypce, które dodatkowo rozstrajają mój nastrój. Zerknęłam na telefon leżący na blacie w kuchni, na którym wyświetliła się wiadomość od Enrico:
„Naprawdę przykro mi, że nie udało nam się spotkać. Nadrobię to odwiedzając Cię w Meksyku. Uważaj na siebie i napisz jak będziesz już na lotnisku :* „
Już to widzę – pomyślałam. Ostatni raz zerknęłam na listę i upewniłam się że wszystko zostało spakowane. Rozejrzałam się jeszcze dookoła i na myśl o opuszczeniu mojego zacisznego kącika poczułam dziwne ukłucie smutku. Jesteś twarda, weź się w garść – szeptał mój wewnętrzny głos i jak na rozkaz dumnie podniosłam głowę, pewnym ruchem chwyciłam za walizkę i wyszłam. Dokładnie zamknęłam drzwi do mieszkania i kierując się w stronę wyjścia założyłam czarne okulary przeciwsłoneczne z Guess'a. Mijając lustro odruchowo skierowałam wzrok ku niemu i niespodziewanie na moją twarz wkradł się uśmiech. Ujrzałam w nim bowiem smukłą sylwetkę zasłużoną systematycznymi ćwiczeniami przyodzianą w biały kombinezon ze złotymi guziczkami i serkowym dekoltem, jasne blond włosy spięte w rozczochranego koka, czarne sandały na szpilce, które kupiłam ostatnio w butiku Kazar. Całość dopełniała złota biżuteria, która idealnie pasowała do mojej karnacji włoszki.
Czekając przy taśmie na mój bagaż rejestrowany, wciąż nie docierało do mnie że już jestem na miejscu i od jutra oficjalnie przejmę całą sprawę. Normalnie cieszyłabym się, ale ta sprawa sprawiała że przeszywały mnie ciarki. Dodatkowo trudniejsze sprawy kryją za sobą więcej sekretów i szczegółów niż wydaje się z zewnątrz, co dodatkowo nie napawa optymizmem. Coraz więcej ludzi zaczęło odchodzić już ze swoimi walizkami, a moja gdzie jest? Już miałam wizję zaginionego bagażu, ale na szczęście moja różowa landryna raczyła pojawić się na taśmie.
- Dzień dobry Pani Moretti. Jak minęła podróż?- zapytał mężczyzna odbierając ode mnie bagaże.
- Dzień dobry, dobrze, dziękuję – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, jednak głód jaki mnie dopadł zaczynał właśnie przekraczać moje granice wytrzymałości.
- Jestem Pedro – przedstawił się w drodze do samochodu.
- Mój asystent? – zapytałam, gdy tylko skojarzyłam że mignęło mi się to imię w dokumentach.
- Dokładnie tak – wyszczerzył zęby – cieszę się że będę mógł z Panią współpracować.
- Może darujmy sobie formalności – powiedziałam – mów mi Adriana – powiedziałam na co on odpowiedział uśmiechem.
- Jesteś głodna? – O jezu! Czy on czyta mi w myślach? A może już tak głośno mi burczy w brzuchu, że nie sposób tego nie usłyszeć. Tak czy owak coraz bardziej zaczynam lubić mojego nowego asystenta.
- I to jak – odpowiedziałam – w samolocie serwowali jedzenie, ale niestety nie za wiele dań przypadło mi do gustu.
- To po drodze do twojego mieszkania, wstąpimy do jakiejś restauracji bo lodówka w nim jest pewnie pusta – powiedział otwierając mi tylne drzwi czarnego BMW. Nie musiałam się znać na samochodach, aby się domyślić że to nie jest samochód z najniższej półki. Na wielkim dotykowym ekranie koło kierownicy wyświetlała się mapa z wyznaczoną trasą zapewne do mojego nowego miejsca zamieszkania. Skórzane, wygodne kubełkowe fotele z przodu dodawały odrobinę zadziornego i sportowego charakteru.
- Ale ja płacę za siebie – powiedziałam odrobinę stanowczym głosem, na co Pedro uśmiechnął się spoglądając na mnie przez wiszące lusterko z przodu.
- Jak sobie życzysz – powiedział i znów skupił się na prowadzeniu samochodu.
Ciszę przerwały roznoszące się wibracje w mojej torebce. Czułam się jak spełniony detektyw kiedy znalazłam tego małego demona, w którym wibracje nie ustąpiły nawet na sekundę.- Jesteś już na miejscu? Nie dawałaś znaków życia! - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki, kiedy zieloną ikonkę przeciągnęłam w prawo na ekranie
- Kochana. Kiedy miałam się odezwać jak cały czas byłam w samolocie praktycznie - broniłam się - może od około 30 minut stąpam znowu po ziemi, ale tyle rzeczy się nałożyło naraz że miałam dopiero na mieszkaniu do ciebie zadzwonić.
- Dobra, grunt że stąpasz po ziemi znowu. Tyle mi wystarczy do wiadomości. Ktoś po ciebie przyjechał na lotnisko? Jak sobie radzisz? - zalewała mnie falą pytań. Nie dziwiło mnie to. Gdyby ona jechała gdziekolwiek też bym do niej zadzwoniła. Jako przyjaciółki już tak miałyśmy.
- Dobrze, mój asystent mnie odebrał. Właśnie jedziemy coś zjeść bo jestem nieziemsko głodna a potem mnie odwiezie do mojego mieszkania - wytłumaczyłam po krótce Alice, zerkając ukradkiem na Pedro. Ten jednak nie wydawał się być zainteresowany moją rozmową przez telefon i skupiał wzrok na drodze.
- Enrico się odzywał? - zapytała.
- Napisał SMS-a przed moim wylotem. Przepraszał że się nie spotkaliśmy przed wylotem - powiedziałam.
- Porozmawiam z nim jak go zobaczę w biurze - powiedziala dobitnym głosem.
- Daj spokój. I tak by nic z tego nie było. To była tylko swego rodzaju przyjaźń? Coś bez zobowiązań? - stwierdzałam jednocześnie pytając niepewnie. Sama w zasadzie nie wiedziałam co myśleć o tej relacji. Spotykaliśmy się, jednak nasze spotkania były dalekie od randek i nigdy nie poruszaliśmy kwestii uczuć. Mamy XXI wiek. Ludzie w dziejszych czasach są w przeróżnych związkach lub relacjach towarzyskich, jednak nie zawsze dobrze sobie radzą z zakończeniem tych relacji. Ja byłam za to w pełni świadoma że gdy wyjadę do Meksyku, to moje relacje z Enrico ulegną gwałtownemu pogorszeniu a nawet znikną.
- No dobra a ten asystent jaki jest? Przystojny? Stary, młody? Ma zarost czy gładziudki? Wiesz broda ma...- przerwałam jej sztucznym śmiechem jednocześnie przyciszając nerwowo telefon na maksa. Jezu, mam nadzieję że Pedro nic nie słyszał, przynajmniej z tych ostatnich pytań. Czułam jak robi mi się gorąco. Czasami mam ochotę udusić poprostu moją przyjaciółkę, ale wiem że bez niej życie nie byłoby takie samo, a nawet może i gorsze.
- Oj Alice, ja zadzwonię do ciebie jak będę na mieszkaniu, dobrze? - starałam się wybrnąć z sytuacji jak najmniej podejrzanie.
- I tak ci nie odpuszczę - powiedziała rozbawiona po czym się rozłączyła. Chyba wyczuła moje napięcie skoro nie kontynuowała tematu.
Myśli, jedzenie i krótka rozmowa z Alice sprawiły że straciłam wyczucie rachuby czasu i w dość krótkim czasie znalazłam się już w moim nowym mieszkaniu w niejakim wieżowcu. Mieszkanie wykończone w nowoczesnych trendach nie do końca było w moim guście, jednak pocieszała mnie myśl, że jest tutaj czysto i spokojnie. Zwiedzanie mojego nowego lokum zaczęłam od sypialni która znajdowała się na samym końcu białego korytarza oświetlonego ledami. Moją uwagę od razu przykuło duże beżowe pikowane łóżko, a diabeł podkusił mnie żeby się na nim położyć. Gdy moje ciało spoczęło na materacu przez moje plecy przeszedł cień bólu. Zapewne spędzenie długiego czasu w samolocie potem w samochodzie zrobiły swoje. W sypialni oprócz wielkiego okna z widokiem na miasto i garderoby nie było już nic ciekawego, więc postanowiłam ruszyć dalej. Tuż obok sypialni znajdowała się łazienka ze szklanym prysznicem, wolnostojącą wanną przy dużym oknie również z widokiem na miasto. Moja wyobraźnia od razu przedstawiła mi wizję kąpieli przy świecach z dużą ilością piany, płatkami róż i do tego ten piękny widok za oknem. Ściany wykończone w bieli i jasnym odcieniu szarości idealnie do wszystkiego pasowały. Zauważyłam że wszystkie ściany oprócz ścian w łazience są w kolorze białym. Ciekawe czy komuś się nie chciało wybierać kolorów czy tak miało być. Kuchnia była połączona z jadalnią i salonem w którym również były duże okna z widokiem na miasto. W nocy musi być tutaj dopiero pięknie.
- Może nie będzie tutaj tak źle – szepnęłam sama do siebie.
CZYTASZ
Decision
AksiPrzedsmak powieści.... „ - Gdzie to wsparcie? - szepnęłam na co on zerknął na zegarek i pokazał że lada chwila powinni być, ale tego też nie możemy być pewni. Jedno jest pewne jest nas ośmiu a ich piętnastu. Mój mózg pracował dosłownie na najwyższy...