ROZDZIAŁ XII

5 3 0
                                    

Caleb

Siedząc w salonie, czułem narastające napięcie. Przez ostatnie cztery godziny omawialiśmy plan, jak wydostać się z tego gówna, w które wpakowaliśmy się z Natanielem i Gregorym. Każde słowo, które padało, ważyło więcej niż złoto. Wszyscy skupiali się na strategii, ale w moim umyśle krążyło jedno pytanie — jak ich ochronić.

— Myślę, że powinniście zostać na noc — powiedziałem, przerywając milczenie. — Razem będzie bezpieczniej.

Liam i reszta kiwnęli głowami, ale zauważyłem, że Ava miała w oczach niepewność.

— Co o tym myślisz? — zapytałem, zwracając się bezpośrednio do niej.

— Nie wiem... — zaczęła, kręcąc głową. — Nie chcę być dodatkowym ciężarem.

— Nie będziesz, Ava. To jest nasza decyzja — powiedziałem stanowczo. — Poza tym, w nocy łatwiej będzie mi cię ochronić.

Na moją propozycję wszyscy się zgodzili, więc zaczęliśmy ogarniać kanapy w salonie, żeby chłopaków było wygodnie. W tym momencie rzuciłem okiem na Avę. Wyglądała na zmartwioną, a to wywołało we mnie chęć, by ją pocieszyć.

— Posłuchaj, Ava — powiedziałem, starając się złagodzić atmosferę. — Jeśli chcesz, możesz spać w moim pokoju, a ja w gościnnym. Będzie ci wygodniej.

Zaraz po tym, jak to powiedziałem, zauważyłem, jak jej oczy się rozszerzają. Przez chwilę nie mogła wydusić z siebie słowa.

— Ale... — zaczęła, ale przerwałem jej.

— Naprawdę, nie ma sensu, żebyś się martwiła. Lepiej, żebyś była w moim pokoju, gdzie mogę cię chronić, jeśli zajdzie taka potrzeba — wyjaśniłem, czując, jak wyrzuty sumienia zaczynają się we mnie narastać. Nie chciałem, żeby czuła się w jakikolwiek sposób niekomfortowo.

Ava zjechała wzrokiem na podłogę, a ja zauważyłem, jak zaczyna rozważać moją propozycję. Po chwili milczenia w końcu kiwnęła głową, co sprawiło, że poczułem ulgę.

— Dobrze, jeśli tak mówisz — powiedziała cicho, a ja wiedziałem, że muszę zrobić wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo, niezależnie od tego, co nas czeka.

***

Postanowiłem wyjść na ogród, aby wypuścić psy z kojców. Cztery potężne dobermany czekały w swoim kojcu, gotowe do akcji. To nie były zwykłe psy; były wytrenowane do ochrony posiadłości i znały swoje zadanie doskonale. Znałem je jak własną kieszeń — ich oddanie i instynkt ochronny sprawiały, że czułem się bezpieczniej, mając je przy sobie.

Otworzyłem kojec, a dobermany, czarne jak węgiel, od razu wyskoczyły na zewnątrz. Ich muskuły błyszczały w blasku księżyca, a ich czujne oczy skanowały teren. Zostały z nami przez długi czas i wiedziały, co to znaczy być w gotowości. Podszedłem do nich, a one z radością skakały wokół mnie, gotowe na każdy znak.

— Dobra, chłopaki, czas na patrol — powiedziałem, a one natychmiast skupiły się na mnie. To była ich natura — ich instynkt był niezawodny. Upewniłem się, że mają odpowiednie obroże i smycze, zanim zaczęliśmy nasze okrążenie wokół ogrodu.

Psy miały w sobie nie tylko siłę, ale także inteligencję. Znały moje komendy, więc bez wahania zaczęły skanować teren, czując moją pewność. Widziałem, jak ich uszy uniosły się do góry, a nosy zaczęły węszyć, badając otoczenie.

— Zróbcie obchód — nakazałem, a one ruszyły do przodu, gotowe do działania. Miałem nadzieję, że nie będzie żadnych nieproszonych gości tej nocy, ale lepiej było być przygotowanym na wszystko.

Czułem się lepiej, mając te psy przy sobie. To, że mogłem na nie liczyć, dawało mi poczucie kontroli w tej chaotycznej sytuacji. Wiedziałem, że nawet jeśli coś się wydarzy, będę w stanie szybko zareagować, a dobermany będą stały przy moim boku, gotowe do obrony tych, którzy dla mnie się liczyli.

— Jesteście moją ostatnią linią obrony — mruknąłem, a psy spojrzały na mnie z oddaniem. Wiedziałem, że razem przetrwamy to wszystko.

Po chwili spędzonej na zewnątrz z psami, które biegały po ogrodzie, wróciłem do domu. Czułem, jak ich energia wpływa na mnie, chociaż wiedziałem, że wkrótce znów muszę stawić czoła rzeczywistości. Kiedy przyszedłem do kuchni, zauważyłem, że chłopaki w salonie już śpią, ich chrapanie wypełniało przestrzeń, przypominając mi, że w tej chwili nie muszę się o nic martwić.

Nalałem sobie szklankę wody, patrząc przez okno na ciemniejące niebo. Myśli o tym, co może przynieść jutro, zaczęły mi krążyć po głowie, ale próbowałem je odsunąć. Teraz była chwila spokoju, czas, by odetchnąć.

Zdecydowałem się przejść do salonu. Siedząc tam, podziwiałem ich – mimo, że wpadliśmy w wir problemów, mieliśmy siebie nawzajem. Gdyby nie ta paczka, nie wiem, gdzie bym teraz był. W ciszy zasłuchany w odgłosy snu, przypomniałem sobie, jak wiele dla mnie znaczy ta chwila.

Ruszając w górę po schodach, poczułem narastające napięcie. Gdy dotarłem do swojego pokoju, zastałem ciemność – to znaczy, że Avanna już spała. Ostrożnie otworzyłem drzwi, nie chcąc jej obudzić. Wpatrywałem się w nią, jak uroczo śpi, jej oddech był równy, a rysy twarzy łagodne w blasku księżyca.

Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie. Oddech wstrzymany, zasłuchany w ciszę, która panowała w pokoju, czułem, jak serce mi przyspiesza. To nie tylko dziewczyna z moich snów – to osoba, która wniosła do mojego życia spokój i radość, nawet w najciemniejszych momentach.

Zabrałem swoje rzeczy i ruszyłem do łazienki, gdzie mogłem się przygotować do snu. Po cichu zamknąłem za sobą drzwi i włączyłem światło. Minuty spędzone na myciu zębów i przemywaniu twarzy dawały mi chwilę wytchnienia. W głowie miałem tylko myśli o Avannie, jej spokoju, o tym, jak dobrze się czuję, mając ją blisko siebie.

Gdy ogarnąłem się po kąpieli, zdecydowałem, że nie ma sensu trzymać się na uboczu. Poszedłem do swojego pokoju i ostrożnie położyłem się obok Avanny na łóżku. Patrząc w sufit, myślałem o słowach Georga, które wciąż krążyły mi po głowie. To, co powiedział, sprawiło, że zacząłem się zastanawiać nad tym, co naprawdę czuję i jakie są nasze plany na przyszłość.

Nagle poczułem ruch obok siebie. Avanna zaczęła się wiercić, a ja pomyślałem, że może się obudziła. Ale zamiast tego, zaskoczyła mnie, kładąc głowę na mojej klatce piersiowej i przytulając się mocno. Uśmiechnąłem się pod nosem, czując, jak ciepło jej ciała przenika do mnie.

Wziąłem głęboki oddech i lekko masowałem jej plecy ręką. To było niesamowicie relaksujące, a jednocześnie sprawiało, że czułem się odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo.

— Dobranoc, ma beauté* — szepnąłem, składając delikatny pocałunek na czubku jej głowy. Chciałem, żeby wiedziała, że zawsze będę przy niej, niezależnie od tego, co się stanie.

Postanowiłem, że nadszedł czas na sen. Zasypiając, czułem, jak jej obecność mnie uspokaja. W moim sercu pojawiła się nadzieja na lepsze jutro.

***

*ma beauté- moja piękna(J.Francuski)

Fighting HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz