Tym razem Harry nie jest uwięziony we śnie. Zasnął, kiedy Voldemort odszedł, by odespać wyczerpujące działanie klątwy Cruciatusa, ale ma wrażenie że wkrótce coś wyrwało go ze snu. Nie czeka na niego jedzenie, ale przynajmniej nie jest skrępowany. Budzi się na podłodze dokładnie tam, gdzie zostawił go Voldemort.
Czuje się na tyle silny, by wstać. Wcześniej nie nazwałby wstawania czymś szczególnym, nie użyłby takich słów jak "niesamowite" czy "cudowne". Z pewnością nie "ekscytujące". Ale dzisiaj Harry z radością przyjmie wszystkie te określenia. Co za dar — móc się ruszać. Obchodzi pokój, dotykając przedmiotów, jakby po to, by nacieszyć się wolnymi rękami. Zatrzymuje się, widząc swoje nadgarstki — rany ma zagojone, bez śladu krwi. Obraca je kilka razy. Znamię pozostaje nietknięte, jak zwykle, ale wszelkie ślady głębokich ran zniknęły. Nawet blizny po nich nie ma. Zastanawia się chwilę. Musiały zostać uleczone magicznie, ale czy to możliwe, że to Voldemort je uleczył? To tak prawdopodobne, jak to, że Harry obudziłby się ze swoją różdżką obok.
Chwilę podziwia swoje nadgarstki, po czym opuszcza ręce. W końcu nie uzyska odpowiedzi, tylko na nie patrząc.
Dotyka stołu. Ani trochę nie jest przypalony, mimo że niedawno był zajęty płomieniami. Magicznym ogniem, zapewne. Harry czuł jego ciepło, ale drewno musiało mieć magiczną ochronę.
Stół to jedyny mebel w pokoju. Pomieszczenie jest średnią wielkość i ma wysokie sufity. Tapeta i dywan wyglądają na niegdyś luksusowe, ale teraz odchodzą na rogach i są wyblakłe.
Krąży po pokoju kilka razy, zanim zbiera się na odwagę, by dotknąć drzwi. Nie wie, jakie zabezpieczenia na nich są i nie chce tego odkrywać, ale nie zamierza ignorować jedynych drzwi w pokoju, w którym jest zamknięty od Merlin wie, jak dawna.
To pewnie pułapka - Harry nie widzi innego wyjaśnienia, dlaczego jego ręce są rozwiązane - ale w końcu jest Gryfonem. Działanie wbrew zdrowemu rozsądkowi to jego specjalność.
Chwilę się waha, po czym dotyka drzwi.
I... nic się nie dzieje.
Absolutnie nic.
Drzwi są gładkie i wypolerowane, nie odzwierciedlają zużytego stanu reszty pokoju. To trochę dziwne, ale można to przypisać jakimś zaklęciom ochronnym. Chociaż, nie wydaje się, by były zaklęte w żaden szczególny sposób. Harry nie czuje nawet charakterystycznego brzęczenia magii. Po prostu... nic. Zwykłe drzwi. A to tylko sprawia, że Harry jeszcze bardziej niechętnie dotyka klamki. Jeśli drzwi są zwyczajne, to klamka na pewno jest zaczarowana. Voldemort z pewnością ukarze Harry'ego za jego ciekawość. I tak znajdzie sposób, żeby go ukarać, za cokolwiek. Skoro już dotknął drzwi, może spróbować dalej.
Klamka również wydaje się nietknięta.
Harry jest zdezorientowany. Czyżby Voldemort zaufał zwykłym mugolskim drzwiom, by utrzymać Harry'ego w zamknięciu? Klamki można urwać, a zamki otworzyć, gdyby Harry miał odpowiednie narzędzia. Zamki są zawodne. Harry myśli, że musi tu być jakiś haczyk, ale nie jest chętny, by go odkrywać. Mimo to naciska klamkę.
Klamka się porusza, a drzwi otwierają.
To niemożliwe.
To niemożliwe. Nie ma najmniejszych szans, że Voldemort byłby tak nieostrożny, by nie zamknąć drzwi. Bardziej prawdopodobne, że zapomniał nałożyć zaklęcie lub ochronę. Ale nawet wtedy, pomysł, że mógł popełnić taki błąd — to absurdalne.
To może tylko oznaczać, że to było celowe. Voldemort chce, by Harry wszedł w tę pułapkę i jest pewny, że Harry nie oprze się pokusie. Oczywiście ma rację. Czy Harry kiedykolwiek oparł się czemukolwiek? Nawet bez różdżki czy broni — bez niczego, co mogłoby go obronić — dołączy do gry, w którą gra Voldemort. To leży w jego naturze. Harry jest tego świadomy. Wie, dokąd to prowadzi, ale to nie jest wystarczający powód, by pozostać w tej celi, głodnym, słabym i znudzonym.
CZYTASZ
Dwa Słowa Zielonym Tuszem | Tłumaczenie | Harrymort
FanfictionJednastoletni Harry nie wiedział skąd to wiedział, ani nawet dokładnie, co wiedział, ale stojąc w sklepie Ollivandera z Hagridem, poprzysiągł sobie, że nie powie nikomu o dwóch słowach na jego nadgarstku. Avada Kedavra. ___ Historia o duszach w trze...