Niebo

38 4 1
                                    

Harry nie widział Voldemorta od dłuższego czasu. Kiedy postawił mu ultimatum: kontynuować torturowanie Harry'ego albo trzymać się z daleka, Voldemort wybrał to drugie, a Harry nie wie, co jest bardziej okrutne.

Czuje się jak uzależniony, który odstawił używkę. Jego skóra swędzi, drży, a żołądek jakby próbował przewrócić się na lewą stronę kilka razy dziennie. Jest niespokojny, drżący, trzęsie się, jakby przechodził odwyk, co, jak sądzi, może być prawdą. Nie może spać, choć przyznaje, że to nic w porównaniu z tym, co przeżywał wcześniej. Nie ma już zaniku zdrowego rozsądku czy powolnego zbliżania się do śmierci. To jedynie uporczywe, irytujące uczucie.

Odwyk ma jednak swój koniec. W końcu substancja opuszcza organizm, a ciało uczy się funkcjonować bez niej. Harry nie ma takiego luksusu. Nie da się „wytrzeźwieć" z Voldemorta. Nie da się go wypocić, nie da się go z siebie zmyć. Chyba że znajdzie sposób, by wypluć własną duszę, bo inaczej ten stan będzie trwał wiecznie.

Harry czuje się zagubiony w tym wszystkim. Nie może żyć, dopóki Voldemort żyje, ale równie dobrze nie może żyć bez jego obecności w pobliżu. To znamię jest łańcuchem, a ta odległość - stryczkiem. Życie Voldemorta jest krzesłem, które można kopnąć, by zakończyć wszystko.

Harry nie może przestać myśleć o ciele Voldemorta przyciśniętym do jego w sali balowej. Nie może przestać myśleć o cieple, cieple, cieple. Jego myśli krążą w kółko - o uczuciu piersi jego bratniej duszy przylegającej do jego pleców, o dźwięku niskiego mruknięcia tuż przy jego uchu, o drżeniu w piersi Voldemorta; o szepcie jego imienia, ostrzeżeniu w jego głosie, dreszczu przebiegającym wzdłuż jego kręgosłupa. Myśli o fali czystej, niepohamowanej zaborczości, o wściekłości Voldemorta, gdy Bellatriks mówiła, że jest piękny, wijąc się po ziemi; o prawdziwym strachu w oczach Voldemorta, gdy Harry tracił kontrolę.

Harry myśli o Voldemorcie. Myśli o bratnich duszach. Myśli o tym, że prawdopodobnie będzie musiał zostać z nim do śmierci jednego z nich. Zastanawia się, czy chce z nim zostać w takim stanie - w stanie niepewności. W stanie konfliktu.

Nazywa siebie szalonym. Nie ma innego sposobu na życie z Voldemortem jako bratnią duszą. Nie da się tego inaczej znieść. Nie może go kochać, a myśl, że mogliby się pogodzić, podać sobie ręce i powiedzieć: „To już przeszłość, zapomnijmy o tym, idźmy dalej" — to absurd. Przebaczenie... to nie jest niemożliwe.

A jednak Harry myśli o oddechu Voldemorta na karku.

Myśli, że tak powinna czuć się bratnia dusza. Żadnego pieczenia w klatce piersiowej ani potrzeby ucieczki, żadnej chęci zranienia czy ucieczki. Tylko to.

Ale czym jest „to"?

Harry długo o tym myśli, wymyśla dziesiątki synonimów, przeszukuje swoje ograniczone słownictwo, życzy sobie, żeby Hermiona była tu, by pomóc mu znaleźć coś, cokolwiek, jakąś alternatywę, ale znajduje tylko jedno słowo, które obejmuje to wszystko:

Tęsknota.

To jest tęsknota.

***

Harry, jak przewidywał, żałuje tego później.

Żałuje, że oparł się o pierś Voldemorta na widok Lucjusza i Bellatriks. Żałuje, że pomyślał sobie: „Już za późno. Brak walki wszystko ułatwi". Żałuje, że pozwolił sobie na te krótkie chwile wytchnienia, bo teraz są one jedynym, o czym może myśleć.

Nie tortury; nie krzyki; nie okrucieństwo. Chociaż jeśli bardzo się skupi, potrafi wzbudzić w sobie trochę gniewu; to wymaga wysiłku. Część duszy Harry'ego związana z duszą Voldemorta jest zdeterminowana, by skupić się na tych kilku sekundach, na tym krótkim uczuciu, na tym przytłaczającym wyzwoleniu.

Dwa Słowa Zielonym Tuszem | Tłumaczenie | HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz