Dryfowanie

69 7 0
                                    

Harry błąka się bez końca. Ostatnio rzadko widuje odłażącą tapetę - wydaje mu się, że trafia na nią tylko wtedy, gdy na zwęglonym stole w centrum pokoju pojawia się jedzenie. Je automatycznie, bez pośpiechu. Nie spieszy się, ale cieszy się, że naczynia nie robią się niecierpliwe, jak kiedyś. Czekają na niego, nawet jeśli zajmuje mu to całe godziny. Prawda jest taka, że Harry nie wie, ile to trwa. Nie wie, jak często jedzenie się pojawia. W zasadzie nie wie nic o upływie czasu, bo jego pamięć to tylko rozmazane plamy światła, kolorów i głosów, których właścicieli nie pamięta.

Czasem coś sobie przypomina. Przypomina sobie, jak Cedrik został wrzucony do pokoju i przykuty łańcuchami, ale Harry nie mógł ich zdjąć. Nadgarstki Cedrika krwawiły i krwawiły, podczas gdy rany Harry'ego dawno się już zagoiły. — Wykrwawił się", myśli Harry, ale ta część wspomnienia jest zamglona. Gdyby nie to, że pamiętał, iż Cedrik zginął rok temu, Harry mógłby pomyśleć, że to wydarzyło się naprawdę.

Jeśli Cedrik naprawdę nie żyje. Jeśli to w ogóle miało miejsce. Harry nie wie.

Je, a gdy kończy - po kilku minutach, a może godzinach - szklanki znikają. Harry spędza dużo czasu, wpatrując się w szklankę z wodą. Może by ją rozbił, gdyby nie był tak zmęczony i słaby. Nawet jeśli miałby siłę, by ją rozbić, na pewno nie miałby już siły na nic więcej. Harry ledwo dociera do stołu. Ledwo pamięta własne imię.

Czas mija, a może nie. Pamięć Harry'ego przypomina mu, jak wyglądałby jego wzrok, gdyby zdjął okulary i leciał na miotle przez Londyn z zawrotną prędkością. Czasem pamięta, czasem nie. Czasem jest świadomy, a czasem nie. Gdy widzi odłażącą tapetę, czeka go albo jedzenie, albo koszmar, ale nigdy nie wie, co to będzie, dopóki nie znajdzie się w środku. Kiedy widzi tylko jedzenie, czeka na podstęp. Jeśli nic się nie dzieje, zastanawia się, czy jedzenie w ogóle jest prawdziwe.
Mierzy upływ czasu tym, jak bardzo schudł, jak słaby się stał i jak długie ma już włosy. To jedyne rzeczy, na których może polegać, bo zmieniają się regularnie. Chociaż czasem czas skacze i nagle jest dziesięć kilo lżejszy niż ostatnim razem, kiedy to sprawdzał. Nie mogło minąć zbyt dużo czasu, bo przecież jeszcze nie umarł, a w tempie, w jakim traci na wadze, zaledwie kilka miesięcy, może mniej, wystarczyłoby, żeby go zabić. Przypuszcza, że minęło kilka tygodni, może miesiąc lub dwa.
Błąka się. Nie wszystkie miejsca, do których trafia, są złe. Byłoby łatwiej, gdyby nadal był uwięziony w koszmarach, ale te odeszły dawno temu. Nie można mieć koszmarów, jeśli się nie śpi, a Harry nie śpi. A przynajmniej tak mu się wydaje. Po prostu... dryfuje. Ciągle dryfuje.

Nie, są też dobre momenty. Są chwile, kiedy jest ze swoją mamą i tatą, a Voldemort nigdy nie istniał. Widzi Boże Narodzenia, święta i zwyczajne wieczory spędzone przy kominku. Widzi siebie, jak dorasta z magią, jak ojciec daje mu zabawkowe różdżki i miniaturowe miotły, które ledwo unoszą się nad ziemią. Widzi swoją matkę śpiewającą mu do snu, bo jest pewien, że potrafiła śpiewać, po prostu to wie. Jej głos jest miękki jak koliber, słodki jak pszczeli miód... matka brzmi jak wiosna.

Harry nie wie, że to kłamstwo. Nie wie. Tamten świat to jego świat, tamto życie to jego życie, tamta miłość to jego miłość, którą może dawać, przyjmować i pielęgnować. To, co widzi, często jest bardziej realne niż to, co wie, że musi być prawdziwe - odłażąca tapeta, zużyty dywan, zwęglony stół z dębu; czerstwy chleb i policzki szorstkie jak papier ścierny. Kiedy zestawia obraz Ginny wirującej wśród kwiatów w ogrodzie pani Weasley z obrazem Harry'ego w szarym pokoju, zrujnowanym i przygniecionym ciężarem własnej rozpaczy, to właśnie ten drugi wydaje się snem. Wygląda jak koszmar, z którego Harry obudziłby się zeszłego lata. Wygląda jak wytwór traumy. Wygląda na zbyt przytłaczający, by mógł naprawdę istnieć.

Harry dryfuje. Błąka się. Nękają go wizje Hermiony i Rona, którzy go torturują, albo Deana Thomasa śmiejącego się, gdy Harry tonie w morzu gumochłonów wypełniających mu usta. Otrzymuje dar - Syriusza na swoich piątych urodzinach, z twarzą zarumienioną od zbyt wielu wypitych piw i z głową odchyloną do tyłu ze śmiechu. Matkę śpiewającą radośnie... brata, którego mógłby mieć, nucącego coś w kuchni...

Dwa Słowa Zielonym Tuszem | Tłumaczenie | HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz