Błąd

29 4 2
                                    

Harry popełnił błąd.

Voldemort i Harry teleportują się do przestronnego pomieszczenia, które Harry'emu kojarzy się z salą balową. Jest ogromne, bogato zdobione, bez oszczędzania na kosztach. Przez środek rozciąga się niemożliwie długi stół jadalny, otoczony krzesłami z wysokimi oparciami, a ściany pokrywają złote detale i klasyczna tapeta. Podłoga, która wygląda na porcelanową, jest wypolerowana do połysku, niemal odbijającego światło.

Najbardziej przyciąga wzrok Harry'ego fresk, który rozciąga się na suficie wysoko nad nimi. Gdyby Harry miał zgadywać, jak wygląda sztuka renesansowa w magicznym świecie, to właśnie tak by ją sobie wyobraził. Przedstawia on okrutną bitwę, w której czarodzieje walczą, niektórzy leżą ranni lub krwawiący, inni są wyraźnie martwi. W innym miejscu widać centaury, stające na tylnych nogach, uzbrojone we włócznie i łuki. W scenie pojawiają się również olbrzymy, które nie zdają się trzymać żadnej strony, a jedynie z radością niszczą wszystko, co znajduje się w zasięgu ich uderzeń, w tym czarodziei. Całość jest dość krwawa.

To wszystko jest trochę zbyt brutalne dla gustu Harry'ego, ale mimo to imponujące i przyznaje, że nadaje odpowiednią atmosferę do obecnego konfliktu.

Voldemort stoi za Harrym. Chwycił jego nadgarstki nad materiałem rękawów koszuli, skrzyżował mu ręce, przytrzymując je przy bokach. Harry walczy dzielnie, kopie nogami i próbuje się uwolnić od potwora, który jest przyciśnięty do jego pleców, ale nawet Harry zdaje sobie sprawę, że jego wysiłki są daremne. Voldemort pozostaje niewzruszony, jakby Harry w ogóle się nie ruszał. Ciało Voldemorta jest jak mur. Harry chce go uderzyć.

Harry walczy z determinacją - nie tylko dlatego, że każda rozsądna osoba dawno by się poddała, ale także dlatego, że zmaga się z czymś znacznie gorszym: uwodzicielskim spokojem, który płynie od ciała za nim.

Harry wierzył, że po tym, jak więź między nimi załamała się, a przynajmniej coś na kształt tego, pozytywne efekty również powinny zniknąć. W końcu to właśnie wtedy Harry naprawdę zaczął spadać w przepaść, a od tamtej pory on i Voldemort byli dla siebie wyłącznie okrutni. Nie był na tyle głupi, by wierzyć, że mogli rozwiązać więź, ale sądził, że mogła po prostu... pęknąć.

Voldemort przez cały ten czas nie był wystarczająco blisko, by go dotknąć. Nie był wystarczająco blisko, by Harry poczuł jego ciepło, które - co Harry zauważa - jest cieplejsze, niż spodziewałby się po kimś tak podobnym do węża. Więź pozostawała uśpiona przez cały ten czas, nigdy nie znikając. Teraz najwyraźniej zaalarmowana reaguje i im dłużej trwa kontakt, tym bardziej Harry poddaje się temu uczuciu. Część niego - znacznie większa, niż chciałby przyznać - jest przyciągana do tego brutalnego uścisku. Nie zwraca uwagi na żadne fakty, nawet na to, że istota, która go obejmuje, to socjopatyczny morderca, a jej uścisk nie jest delikatny.

Opór Harry'ego słabnie. Zrzuca to na zmęczenie.

Stoją tam, Voldemort trzyma go w żelaznym uścisku, czekając, aż Harry się zmęczy. Gdy Harry niemal przestaje się ruszać, Voldemort mruczy cicho tuż przy jego uchu.

Nie musi nic mówić, nie musi pstrykać palcami, nie musi wykonywać najmniejszego ruchu, by dwa głośne trzaski przerwały ciszę. Dwaj czarodzieje pojawiają się bez żadnych wyraźnych znaków przywołania. Pierwszy - Lucjusz Malfoy, chwilę później - Bellatriks Lestrange. Teraz przed Harrym stoją dwie osoby, które nienawidzi najbardziej na świecie. Harry opada bezwładnie na pierś Voldemorta, nawet nie zdając sobie sprawy, że to robi, dopóki nie ogarnia go fala samozadowolenia i satysfakcji, które z pewnością nie należą do niego. Merlinie, kiedy to się zaczęło?

— Skończyłeś już? — pyta Voldemort. Harry nie odpowiada, co nie zdaje się przeszkadzać wężowi. — Lucjuszu, Bellatriks — uznaje obecność dwóch Śmierciożerców. Jego głos odbija się echem po przestronnym pomieszczeniu; brzmi znacznie bardziej przerażająco, niż powinien. Oboje padają na kolana, mówiąc „Mój Panie", a Harry wzdryga się, słysząc uwielbienie w głosie Bellatriks. Głos Malfoya, w przeciwieństwie do niej, pełen jest ledwie tłumionego strachu, ale oboje Śmierciożercy nie spuszczają z Harry'ego wzroku. Bellatriks patrzy z ciekawością graniczącą z fascynacją, jej ciężkie powieki szybko przeskakują między Harrym a jego oprawcą, podczas gdy twarz Malfoya pozostaje bez wyrazu, choć trudno mu powstrzymać się od spoglądania na chłopaka.

Dwa Słowa Zielonym Tuszem | Tłumaczenie | HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz