Leczenie

43 5 0
                                    

Incarcerous!

Harry stoi spokojnie po drugiej stronie pokoju, oparty o ścianę, bawiąc się swoimi przerośniętymi paznokciami. Jego knykcie wystają nienaturalnie.

Stupefy! Confundo!

Harry wzdycha, unosząc nieznacznie wzrok, by spojrzeć na Voldemorta, który przechadza się po pokoju, wściekły do granic możliwości, a żadne z jego zaklęć nie działa. Dyszy i lekko się garbi, jakby walczył z ogromnym bólem.

Impedimenta! Confringo!

— Vol — próbuje powiedzieć Harry, zanim ten mu przerywa.

— Expulso! — Voldemort zatrzymuje się, chwytając się za pierś, z zaciśniętymi zębami. Mięśnie pod cienką, bladą skórą jego policzka drgają. — Sectumsempra! To zaklęcie niemal go paraliżuje. Zgięty wpół, z oczami płonącymi wściekłością, unosi różdżkę raz jeszcze.

— Crucio! — Voldemort pada na ziemię.

Nie krzyczy jak wcześniej, ale wydaje z siebie dźwięk, który jest temu bliski. Harry stoi, patrząc na niego z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Ostrzegałem cię, prawda? —mówi.

— Co... — chrypi Voldemort — ...to jest?

— Nie jesteś chyba aż tak głupi, żebym musiał to wyjaśniać?

Voldemort warczy, zaraz po tym jeszcze bardziej się zwija, sycząc z bólu.

— Przestań — warczy.

— Przestać z czym? — Harry nie może powstrzymać się od udawanego niewinnego tonu. Cieszy się tym. Tylko trochę.

— Sprawiać, że chcę cię skrzywdzić.

— Och — mówi słodko Harry. — O to ci chodzi.

Voldemort powoli wstaje, zaskakująco zgrabnie jak na kogoś o jego wzroście i w takim bólu. Mimo że Harry wie, że Voldemort nie może mu nic zrobić, cofa się o krok. Mimo wszystko jest on groźną postacią, nawet teraz, gdy jest bezsilny.

— Masz czelność ze mnie kpić?

— I co zamierzasz z tym zrobić, Voldemort?

Voldemort wydaje kolejny dźwięk pełen bólu, rzucając na Harry'ego wściekłe spojrzenie. Naprawdę, myśli Harry. To jest aż zbyt łatwe.

— Oto, co się dzieje — mówi Harry. — Chcesz mnie skrzywdzić. Dusze nie tolerują, gdy ich bratnie połówki próbują je ranić. Pomyśl o tym jak o... obroży z prądem. Gdy źle się zachowujesz, jesteś karany. W końcu nauczysz się, żeby się nie buntować.

— Nie jestem psem — syczy Voldemort.

— A jednak się tak zachowujesz.

Harry patrzy na niego z niewielkim, złośliwym uśmieszkiem. W jego piersi pojawia się lekkie pieczenie, prawdopodobnie z powodu satysfakcji na widok Voldemorta pogrążonego w bólu, ale to nie on go rani. To nie jego wina, że Voldemort ma emocjonalną inteligencję na poziomie dziecka. Harry nie jest tym, który nie potrafi zapanować nad swoimi problemami; on jest tu tylko po to, by to oglądać.

— Sprawię, że tego pożałujesz — obiecuje Voldemort.

— Doprawdy? Zamierzasz zagłodzić mnie na śmierć? Jesteś już w połowie drogi, nieprawdaż?

— To jest absurdalne — syczy.

— Mam pomysł — ćwierka Harry — naucz się kontrolować swoje napady złości.

Dwa Słowa Zielonym Tuszem | Tłumaczenie | HarrymortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz