XI: Psychoza

19 3 7
                                    

   Eryk zbudził się o poranku i spojrzał na bogato zdobiony sufit. Podniósł się z wielkiego łoża z baldachimem i rozejrzał po otoczeniu. Pomieszczenie wyglądało na dużą, bogatą komnatę sypialną, chociaż zachowywała vikterską surowość.
   – Co się dzieje? Gdzie ja jestem?

   Zorientował się, iż jest nagi, lecz w pokoju nikogo nie było, a więc wstał i zauważył, iż po podłodze walały się wszędzie męskie ciuchy. Ciężko stwierdzić do kogo należały, ale nie widząc własnych przyodział się w nie. Wnet spostrzegł swe odbicie w dług, stojącym lustrze. Jego włosy były dłuższe, lokowane, a on ubrany w czarno czerwony strój: koszulę z żabotem i surdut. Otworzyły się drzwi, a zza nich wyszła Nagevir… Nagevir Holmsztetion, co rozróżnił po blond włosach.
   – O! Wstałeś wreszcie, skarbie?
   – Co… co się dzieje?
   – Oh, noc była cudowna, czyżbym aż tak zawróciła ci w głowie?
   – Nagevir, my… nie możemy…
   – Tak… wiem… – Posmutniała. – Mój ojciec w życiu nie pozwoli, bym poślubiła nie szlachecko urodzonego mężczyznę, ale zrozum. Kocham Cię!
   – Emm…
   – Jeśli będzie trzeba, uciekniemy razem.
   – Słucham?
   – Mój ojciec stanął po złej stronie. Wsparcie dla Haralda… większość jergów i pospólstwo zabijają wszystkich jego popleczników! Ojciec próbuje coś wynegocjować. – Kobieta poprawiła loczek. – On też go nienawidzi, ale poparł króla dla naszego ludu. Spójrz przez okno.

   Mężczyzna zbliżył się doń i spojrzał. Nie rozpoznał grodu, w którym się znajdował.
   – Gdzie my jesteśmy? Strasznie tu tłoczno.
   – Jak to gdzie? Źle się czujesz? – Kobieta przyłożyła dłoń do jego czoła. – Dobrze, nie masz gorączki. Jesteśmy przecież w Holmštet.

   Eryk był przekonany, że nigdy nie słyszał o takim grodzie.
   – Widzisz tych ludzi? – kontynuowała szlachcianka. – Nie są głodni, bo ojciec wynegocjował pożywienie dla naszego ludu w zamian za wsparcie dla króla. Cała Vikteria głoduje, ale nasz lud nie. Ojciec jednak nie wiedział, że bunt aż tak przybierze na sile.
   – Ale… to przecież iluzja, mości Nagevir Holmštetion.
   – Znowu zaczynasz? Jak wtedy na balu? Co się z tobą dzieje? Znowu wierzysz, że żyjesz w XVII wieku? Obudź się, kochanie! Żyjesz tu, jesteś tu ze mną! Spotykamy się potajemnie od pół roku! Czy to nie dla mnie się tutaj przeprowadziłeś?
   – Ja… ja.. nic nie pamiętam…

   Kobiecie zebrały w oczach łzy.
   – Rozumiem, że to dla ciebie stresujące. Całe twoje życie, no i teraz… mój ojciec tyle razy nas o mały włosy nie przyłapał, ale… eh..  posłuchaj. – Westchnęła. – Nie wiem co ci dolega i co się z tobą dzieje. Nie opuszczę cię i będę przy tobie. Mam zamiar za ciebie wyjść. Ucieknijmy. Razem.
   – Ale…
   – Posłuchaj!

   Kobieta zerwała swój naszyjnik i rzuciła na ziemię. Korale się potoczyły po drewnianej podłodze.
   – Nie potrzebuję tego! Nie rozumiesz? Bogactwa, kosztowności, biżuteria, piękne suknie i te… trzy służki myjące mnie. Cholera, potrafię się sama umyć! Owszem to życie jest wygodne, ale… jestem taka samotna… byłam samotna… przez całe życie, aż do dnia, gdy cię poznałam!
   – Ale nie wiesz jak to jest żyć w takim kraju, gdy nie masz służących i dość drewna, by palić w kominku przez całą dobę. Nie wiesz, co to znaczy nic nie jeść przez cały dzień. Nie wiesz, jak to jest, gdy musisz pracować.
   – Dowiem się. Razem z tobą. Pokazałam ci swój świat. Teraz ty pokaż mi swój.
   – Ale…
   – Żadne ale! I tak nie mam wyboru.
   – Jak to?
   – Dotarły do mnie informacje, że zbliża się tutaj bunt. Zabiją mojego ojca, braci pewnie też, a mnie… może i mnie zabiją, albo zrobią coś gorszego. Rozumiesz? Musimy uciec, póki się da, póki mogę się wtopić w tłum.
   – Nie ma innego wyjścia?
   – Niby jakie?

   Nagle usłyszeli kroki.
   – Nagevir? Córcio? – zza drzwi dobiegł męski głos.
   – To mój ojciec! Schowaj się w szafie! Szybko! Jak się dowie każe cię ściąć! – krzyczała szeptem.

Rezydencja Obłędu (Psychoza Vandi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz