IV: Kiedy zgrzyta u stóp śnieg

34 5 15
                                    

   Nagevir zbudziła się i pierwsze co ujrzała to zmartwiony, bursztynowy wzrok jej ukochanego męża

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nagevir zbudziła się i pierwsze co ujrzała to zmartwiony, bursztynowy wzrok jej ukochanego męża.
- Wypij to.
- Co to takiego?
- Lekarstwo.
- Skąd wziąłeś na to pieniądze?
- Po prostu wypij.

Dziewczyna wykonała polecenie. Smak mikstury był słodko-kwaśny. Tak kwaśny, że aż ją skrzywiło.
- Ochyda. Przecież zawsze mieszasz mi leki z sokiem.
- Uzdrowiciele powiedzieli, że tego nie można z niczym mieszać.

Mały Ertan się zbudził i zaczął płakać. Mężczyzna wziął go na ręce, a następnie usiadł na krześle pod ścianą. Wciąż patrzył na Nagevir. Niesamowicie bladą. Jej oczy były podkrążone jak nigdy dotąd, a może nawet sine? W zasadzie wyglądała jakby miała zaraz wyzionąć ducha. Było z nią coraz gorzej z chwili na chwilę. Mężczyzna wiedział, że musi działać szybko.
- Eryk. Cokolwiek robisz nie wpakuj się w kłopoty.
- Powiedzmy, że dostałem pracę. Jednorazową, ale... jeśli się poszczęści starczy na więcej fiolek.
- Żadna praca nie da aż takich zarobków.
- Ta może dać. Przy odrobinie szczęścia. Powiedziałem, że zrobię wszystko, by cię uratować. Wiem, że ty zrobiłabyś to samo dla mnie.
- Domyślam się, że nie chcę wiedzieć co to za praca?
- W istocie. Nie chcesz.
- Cokolwiek robisz... widzę po twoich oczach, że nie przekonam cię do rezygnacji z tego pomysłu.
- Owszem. Nie przekonasz.
- Obiecaj mi tylko jedno. Że zachowasz ostrożność. Że należycie się przygotujesz do tego... czegoś. Nasz syn nie może stracić obojga rodziców.
- Obiecuję. Jutro w południe wyjdę. Twoi rodzice będą cały dzień w domu. Raczej nie wrócę przed kolejnym świtem. Twoim zadaniem będzie w tym czasie odpoczywać i dotrwać do mego powrotu.
- Dobrze. Kocham cię, Eryku. Mężczyzno mego życia.
- A ja ciebie, Nagevir. - Uśmiechnął się. - Wiesz, że dziś wystąpiłem?
- Naprawdę? Łał. W końcu się odważyłeś, więc... naprawdę ci na mnie zależy? Robisz wszystko co w twojej mocy.
- Tak.
- Jak poszło?
- Okropnie. Śmiali się i wyzywali mnie.
- Oh kochanie... tak mi przykro... gdy się stresujesz zaczynasz fałszować i piszczeć.
- Już nigdy nie chwycę więcej za instrument.
- Nie mów tak. Zbyt łatwo się poddajesz. Nie udało się raz, może i nie uda się następnym razem, ale w końcu, pewnego dnia...
- Nie, Nagevir. To koniec. Koniec z muzyką - mąż ciągle kołysał Ertana, który nadal popłakiwał.
- Nie możesz! Eryk! Jesteś *zakaszlała* jesteś taki utalentowany. Co śpiewałeś?
- Tego jeszcze nie znasz. Spisałem na kolanie w kilka minut.
- Daj mi dziecko i zaśpiewaj mi to.
- Powiedziałem, że skończyłem z muzyką.
- Dla mnie nie zaśpiewasz?

Wiedziała, że nie potrafi jej odmówić niczego. Nigdy. Chłopak westchnął, oddał jej dziecko, z powrotem usiadł na krześle i chwycił za arflirę. Eryk pociągnął za smyczek i pomieszczenie wypełnił surowy, lecz wolny akord.

- Mi-łość ciężka jak żelazo... - zafałszował piskliwym głosem, dziecko zaczęło płakać głośniej. - Weka! Nie mogę. Zwłaszcza jak płacze.
- Jak masz śpiewać przed tłumem ludzi, skoro nawet *zakaszlała* dziecko cię rozprasza? - Spojrzała nań. - Skup się. Wyobraź sobie, że tylko ja słucham. Zapomnij o całym świecie. Wycisz się. Dasz radę.

Rezydencja Obłędu (Psychoza Vandi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz